• Obecnie właściciele prywatnych elektrowni fotowoltaicznych za "przechowanie" w sieci nadmiaru prądu, płacą "haracz", oddając jedną piątą wyprodukowanej energii
  • Ministerstwo Klimatu chce zmienić obecne zasady rozliczeń już od początku przyszłego roku
  • Zmiany mają dotyczyć nowych właścicieli przydomowych elektrowni, pozostali mają jeszcze przez jakiś czas korzystać z praw nabytych
  • Planowane zmiany w ogłoszonej formie wykluczają opłacalność inwestycji w przydomowe elektrownie fotowoltaiczne
  • Po zmianach przepisów nie sprawdzi się np. zasilanie samochodu elektrycznego wyprodukowaną przez siebie energią
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Projekt zmian w Prawie energetycznym zaprezentowany przez ministerstwo klimatu ma m.in. ograniczyć, a może nawet zatrzymać inwestycje w prywatne instalacje fotowoltaiczne. Rozwój tego rodzaju mikroelektrowni okazał się... zbyt szybki jak na możliwości polskich sieci przesyłowych, ale też zwyczajnie nieopłacalny dla dystrybutorów energii. Przy założeniu, że projekt wejdzie w życie w niezmienionym kształcie, pomysły zasilania własną energią samochodu elektrycznego staną się już wkrótce nieaktualne. Co ciekawe, w licznych publikacjach pojawia się hasło: "koniec eldorado prywatnych producentów energii", które jest o tyle nieprawdziwe, że nawet dziś być może w większości przypadków o żadnym "eldorado" nie ma mowy!

Własna elektrownia i auto na prąd w garażu – jak to działa dziś?

Teoria idealnego wykorzystania samochodu elektrycznego mówi, że auto w dzień jeździ, a w nocy ładuje się w domowym garażu prądem z sieci. "Założę panele fotowoltaiczne i będę jeździł za darmo" – kombinują niektórzy – i dziś jeszcze ma to sens.

Ładowanie samochodu elektrycznego
Ładowanie samochodu elektrycznego

Obecnie zasady działania większości domowych instalacji fotowoltaicznych przewidują, że w dzień przy dobrej pogodzie produkujemy prądu "ile wlezie", zużywamy oczywiście tylko część tej energii, a nadmiar trafia do sieci. Sieć jest dla prosumenta (małego wytwórcy energii) rodzajem magazynu na niezużyty prąd. Nadwyżkę wyprodukowaną w letnie dni odbieramy w nocy, a także zimą – przez całą dobę – gdy panele praktycznie nie działają. Oczywiście, nie ma nic za darmo i za 1 kWh energii oddanej do sieci możemy pobrać w dowolnym momencie za darmo tylko 0,8 kWh. 20 proc. oddanej do sieci energii jest zapłatą (niektórzy mówią: haraczem) za wykorzystanie sieci.

Obecnie wystarczy jednak przed zamontowaniem instalacji produkującej prąd dobrze policzyć, ile prądu zużywamy w ciągu roku, wziąć poprawkę na "przelicznik 0,8", by mieć tyle energii, aby zasilić "prawie za darmo" i dom, i np. samochód na prąd. W tym układzie samochód ładuje się w nocy prądem, który wcześniej wyprodukowaliśmy i oddaliśmy na przechowanie. Prąd odbieramy z sieci według wspomnianego przelicznika.

Własny prąd i... haracz po nowemu

Wygląda na to, już wkrótce dotychczasowy "przelicznik 0,8" nazywany czasem "haraczem”, będzie wspominany jako "znakomita promocja", bo warunki mają się zmienić znacząco... na niekorzyść prosumentów. Ma to działać tak: prąd oddany do sieci nie będzie już przechowywany przez dystrybutora – będzie można go co najwyżej sprzedać. Za ile? Projekt mówi o średniej cenie na rynku hurtowym w poprzednim kwartale – dziś byłoby to nieco ponad 25 groszy za 1 kWh. Niestety, taki sam prąd, aby zasilić dom czy naładować samochód, trzeba byłoby ponownie kupić – oczywiście za znacznie wyższą cenę, raczej ponad dwukrotnie wyższą. Dolicz opłaty dystrybucyjne i inne – i... twoja instalacja przestaje na siebie zarabiać!

Prąd z fotowoltaiki do zasilania domu i auta – dziś też nie jest za darmo!

Burzliwy rozwój fotowoltaiki możliwy był dotąd m.in. za sprawą możliwych odliczeń podatkowych i dotacji, w rodzaju "Mój prąd" (wygląda na to, że środki właśnie się kończą), a także za sprawą dotacji lokalnych oferowanych m.in. przez samorządy. Nie należy sądzić jednak, że panele fotowoltaiczne mieszkaniec miasta mógł dostać za darmo czy za półdarmo. Otóż instalacja o mocy nieco poniżej 10 kW to wydatek – w zależności od warunków i jakości instalacji – ok. 45-60 tys. zł. Od kosztu instalacji odejmij 5 tys. zł dotacji, od reszty odpisz podatek dochodowy – i wciąż do zapłaty masz ponad 40 tys. zł.

Na nieco innych zasadach powstało wiele farm fotowoltaicznych na terenach wiejskich – wielu właścicieli dostało je dzięki różnym dotacjom w praktyce za półdarmo – i ci wychodzą na tym doskonale.

Co do jakości instalacji fotowoltaicznych, zwłaszcza tych małych montowanych na dachach domów jednorodzinnych, to w wielu wypadkach jest ona fatalna – wiele firm sprzedaje tego rodzaju sprzęt "na sztukę", markując jedynie dostosowanie instalacji do warunków i potrzeb klienta. Zbyt wiele paneli upycha się na małym dachu w taki sposób, że panele nigdy nie działają na 100 proc. swoich możliwości albo wystają ponad kalenicę, co grozi oderwaniem ich podczas wichury. Wielu handlowców, nawet w najpoważniejszych firmach instalatorskich, nie ma ani czasu, ani chęci by wejść na dach i go zmierzyć – muszą wystarczyć zdjęcia satelitarne. Same montaże wykonywane są ekspresowo i nierzadko byle jak. Raczej rzadko występującym efektem takiego podejścia są pożary, natomiast znacznie częstszym – niższa od deklarowanej wydajność instalacji. W efekcie zwrot inwestycji następuje nie po 6-7 latach jak się planuje, a np. 8-9. Co do trwałości sprzętu, to same panele mają gwarancję nawet na 25 lat, ale już inwerter ma prawo zużyć się wcześniej. Do ukrytych kosztów trzeba doliczyć płatny serwis tych części, które mają np. 5-letnią gwarancję. Interes w montażu paneli prosument ma, ale raczej umiarkowany.

Oczywiście, ten, kto nie oszczędza na etapie wyboru instalacji, cieszy się jej wysoką wydajnością. Przy założeniu jednak, że nadmiaru prądu nie oddajemy na przechowanie, a sprzedajemy go po cenach hurtowych, każda instalacja może mieć problem, by na siebie zarobić.

Własny prąd do ładowania samochodu - to może być trudne!

Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat

Co do zasady własna elektrownia słoneczna produkuje prąd w dzień i działa wydajnie od kwietnia-maja do października. Nocą uzysków nie ma, a zimą – niezależnie od pory dnia – są one bardzo małe. Noc i okres jesienno-zimowy to ten czas, gdy odbieramy z sieci wysłaną do niej wcześniej nadmiarową energię. Te parametry są oczywiście znane już na etapie doboru instalacji – aby dom był samowystarczalny, trzeba po prostu odpowiednio instalację "przewymiarować" i tak się powinno robić.

Co do samochodu na prąd, to w większości przypadków będziemy ładować go w nocy, bo w dzień jedziemy autem do pracy. Skoro dotychczasowy "przelicznik 0,8” ma już być niedostępny, to jedno auto się nie sprawdzi – akurat gdy produkujemy swój prąd, samochód jest poza domem. Rozwiązanie to... dwa samochody: jeden ładuje się za dnia, ściągając produkowaną na bieżąco energię, a drugi jeździ. Następnego dnia – zamiana! To byłaby szybka droga do miliona samochodów na prąd, niestety jedna – za droga. Tak jak za drogie są domowe magazyny energii (czyli akumulatory): kupujesz instalację za 50 tys. zł, a za akumulator musisz wydać drugie tyle. Domowy magazyn prądu to świetny sposób na "wypisanie się z systemu", jednak po pierwsze, zimą w naszym klimacie się nie sprawdzi, a po drugie, przy obecnych cenach nigdy się też nie zwróci.

Reasumując: w sytuacji, gdy prąd sprzedajesz po cenach hurtowych w pogodne dni od kwietnia do października, a w każdym innym czasie kupujesz go po cenach detalicznych, domowa elektrownia traci sens.

Zmiany w prawie energetycznym: zbyt wielu prosumentów?

Planowane zmiany w Prawie energetycznym bez wątpienia mają na celu powstrzymanie ludzi przed masowym montażem własnych elektrowni. W czym one szkodzą? Otóż szkodzą: po pierwsze, ograniczają zyski dystrybutorów energii, a po drugie, za rozwojem tej technologii nie nadąża rozbudowa sieci przesyłowej i wydajność elektrowni konwencjonalnych. Już za chwilę może okazać się, że w chwili, gdy prosumenci będą chcieli odzyskać wysłany wcześniej do sieci prąd, nie będzie czym tego prądu wyprodukować.

Niech się więc cieszą ci, którzy instalacje już mają albo zdążą założyć je do końca roku – przez 15 lat (prawdopodobnie) będzie można korzystać z nich na dotychczasowych zasadach. No chyba, że promocja całkiem się skończy, czego wykluczyć nie można.