• Deklarowane przez producentów zasięgi są zwykle wyższe od tych, które da się uzyskać podczas normalnej jazdy.
  • Planując dłuższą trasę, szczególnie po Polsce, trzeba dokładnie sprawdzić, gdzie będzie można doładować auto.
  • W wielu krajach sieć stacji ładowania jest już gęstsza niż sieć stacji tankowania
  • Latem, w popularnych miejscowościach turystycznych do ładowarek ustawiają się kolejki – trasy planujemy z takim zapasem prądu, żeby w razie czego dojechać do kolejnej ładowarki
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Jeśli lubisz spontaniczne, nieplanowane wypady w nieznane, to… przynajmniej w Polsce wstrzymaj się jeszcze kilka lat z zakupem auta elektrycznego. Niestety, dalsze podróże samochodami z napędem elektrycznym wciąż nie są aż tak łatwe, jak w przypadku pojazdów z napędem spalinowym. I to wcale nie zasięg aut elektrycznych jest w tej chwili problemem – bo najnowsze modele mają już akumulatory pozwalające na przejechanie bez ładowania kilkuset kilometrów – lecz jakość i dostępność infrastruktury. O ile wzdłuż najpopularniejszych dróg i w największych polskich miastach stacji jest już sporo, o tyle wciąż w wielu średniej wielkości miastach nie znajdziecie ani jednej publicznej ładowarki!

A nawet jeśli w którejś miejscowości czy na interesującej trasie ładowarki są, to czasem są to pojedyncze, oddalone od siebie punkty. A co, jeśli okaże się, że dana ładowarka akurat nie działa? To naprawdę się zdarza! Albo, że ktoś ją zajął na wiele godzin autem z rozładowanym akumulatorem? Planując trasę na styk albo jadąc na pamięć do znanego punktu ładowania, można się wpakować w tarapaty. W Polsce nikt nam prądu do auta nie dowiezie, samochód trzeba będzie dostarczyć do ładowarki na lawecie. Są kraje, w których działają pomoce drogowe wyposażone w mobilne generatory do awaryjnego ładowania elektryków!