• elektryczny Mustang robi "setkę" w 5,8 s, ale nie brzmi rasowo jak spalinowa wersja.
  • Mach-E ma wiele akcentów stylistycznych nawiązujących do kultowego coupé
  • Latem na pierwszych 2500 km zużycie prądu wyniosło 21 kWh (zasięg 420 km)
  • Ten tekst pochodzi z nowego wydania "Auto Świata". Dzięki naszej subskrypcji możesz przeczytać go już teraz

Panuje powszechna opinia, że elektryki są nudne. Nie emitują przecież rasowych dźwięków ani wibracji (patrz test Alpine A110 GT na str. 24-25), ze względu na dużą masę są ociężałe w prowadzeniu, choć mocą i osiągami przerastają usportowione samochody ze spalinowymi jednostkami R6 czy V8. Czy mogą więc dawać kierowcy frajdę z prowadzenia, zwłaszcza z nadwoziem SUV? Przekonamy się o tym, testując Mustanga Mach-E w 351-konnej wersji AWD, wyposażonej w mocny akumulator o pojemności 98 kWh.

Choć nazwa "Mustang" większości fanów motoryzacji kojarzy się z kultowym benzynowym coupé, to jednak Mach-E jest elektrycznym SUV-em. Dodajmy niezwykle praktycznym, nie tylko ze względu na przestronne wnętrze, w którym zmieszczą się cztery dorosłe osoby i ich wakacyjny bagaż (w tylnym kufrze 402 l, w przednim 81 l), lecz także z powodu wygodnej obsługi.