• Ceny litu w ciągu zaledwie jednego roku wzrosły o ok. 460 proc.
  • Na ceny litu skarży się m.in. Elon Musk, który publicznie odgraża się, że jeśli ceny litu nie spadną, Tesla może zainwestować w wydobycie tego pierwiastka
  • Już obecne ceny litu mogą przełożyć się na wzrost ceny statystycznego auta o równowartość tysiąca dolarów, a końca wzrostów jego notowań nie widać
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Problem nie leży nawet w braku litu na ziemi, ale w problemach z jego wydobyciem. Spadek popytu na ten metal związany z pandemią Covid-19 spowodował przejściowy spadek cen, a w następstwie zmniejszenie jego wydobycia. Zadziałał ten sam mechanizm, który wywołał, a według niektórych tylko wzmocnił kryzys półprzewodnikowy: towar nie był potrzebny na już, to nie był więc zamawiany wcale, co doprowadziło do ograniczenia albo przekierowania produkcji. Obecnie popyt na lit wystrzelił do poziomu, którego nie sposób zaspokoić. Inwestycje w wydobycie litu wymagają nie tylko ogromnych nakładów finansowych, ale i czasu.

Skąd się bierze lit?

Lit nie występuje w naturze w stanie wolnym, lecz w postaci różnych związków. Można go pozyskiwać np. poprzez odparowanie solanek bogatych w ten pierwiastek (tak robi się w Ameryce Południowej, m.in. w Argentynie i Chile), ale proces odparowania solanek i pozyskiwania użytecznego litu trwa od kilkunastu do blisko 30 miesięcy. Z kolei w Australii i w Kanadzie eksploatowane są złoża kopalne glin zawierających lit. Znaczna część urobku przerabiana jest następnie w Chinach na substancje służące do produkcji baterii. Zapowiadane zwiększenie eksploatacji obecnie wykorzystywanych złóż nie wystarczy jednak, by zaspokoić światowy popyt. Kłopot w tym, że uruchomienie nowych kopalni czy też przedsięwzięć pozyskujących lit solankowy to kwestia nie miesięcy, a nawet nie roku czy dwóch – raczej 10 lat. Dobre i to, ale co teraz?

Wygląda na to, że producenci samochodów i dostawcy materiałów zaspali.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo:

Elektromobilność nie taka zielona. Wręcz czarna

Lit, a właściwie niedobór litu, zwraca uwagę nie tylko na koszty finansowe wynikające z pełnowymiarowego już kryzysu, lecz także na obciążenie dla środowiska, jakie wiąże się z pozyskiwaniem metali niezbędnych w produkcji samochodów zasilanych energią elektryczną. Annie Lee w tekście opublikowanym przez Bloomberg.com zwraca uwagę, iż obecne technologie pozyskiwania litu generują niewyobrażalny wręcz ślad węglowy, którego nie bierze się zazwyczaj pod uwagę, porównując wpływ różnych typów napędów na środowisko naturalne. "Pustynia Atakama leżąca w północnej części Chile jest jednym z najsuchszych miejsc na ziemi. Pozyskanie tego minerału z położonych tam solnisk o rozmiarach dziesięciu nowojorskich Central Parków pochłania mnóstwo wody. Potrzeba ok. 70 tys. litrów wody, aby pozyskać tonę litu". Z kolei wydobywanie litu w australijskich kopalniach, doliczając koszty transportu urobku do Chin, wiąże się z emisją 3,5 raza większej ilości dwutlenku węgla niż w przypadku pozyskiwania go przez odparowanie solanek.

Trzeba więc zużyć mnóstwo energii i zniszczyć wiele zasobów naturalnych, aby cieszyć się samochodem, który w miejscu jego eksploatacji zasługuje na plakietkę "zero emission."

Producenci aut zaangażują się w wydobycie?

Pojawiają się już poważne przewidywania, iż aby móc zaspokoić rosnący popyt na samochody elektryczne, producenci samochodów zostaną zmuszeni do inwestycji nie tylko w wydobycie litu, lecz także w opracowanie technologii mniej obciążającego środowisko sposobu pozyskiwania tego pierwiastka.

Tak czy inaczej, tanio nie będzie.