Dzięki elektrycznemu napędowi dwa DeLoreany wróciły z przyszłości i spotkały się z jednym egzemplarzem z przeszłości. Który z nich robi dziś większe wrażenie? A którym chcielibyście jeździć na co dzień?
Dla zajmującego się DeLoreanami profesjonalnie Michaela Wagnera historyczna technika jest rdzeniem oldtimera
Zapalony grafik i miłośnik aut Armin Pohl wpadł na pomysł, by w swoim DeLoreanie zamontować silnik, który jego zdaniem od początku powinien napędzać to niezwykle auto – mocny motor elektryczny
Wszystkie DMC musiały przejechać slalom. Zmierzyliśmy też przyspieszenie, elastyczność, drogę hamowania
W przyszłości wszyscy będziemy jeździli autami elektrycznymi – takie przepowiednie dość często można usłyszeć w środkach masowego przekazu. Ale czy na pewno tak będzie? Obecna sytuacja międzynarodowa pokazuje, że tak wcale być nie musi. Ale jeśli nawet do tego dojdzie, to mowa oczywiście o autach nowych. A co z klasykami? Niezależnie od możliwych scenariuszy napęd elektryczny również w przypadku oldtimerów znalazł też pewną grupę zwolenników, którzy decydują się zastąpić w swoich autach motory spalinowe silnikami elektrycznymi.
Auto klasyczne z silnikiem elektrycznym? Tak, to chyba może mieć sens?
Intencją tego artykułu nie jest wmawianie komukolwiek, kto posiada auto z motorem benzynowym lub wysokoprężnym, że jego samochód szkodzi środowisku i powinien zastąpić starą jednostkę spalinową napędem elektrycznym. Nie chcemy też osądzać tych, którzy zdecydowali się na takie rozwiązanie. Nie przeczytacie tu także o bilansie energetycznym ani śladzie węglowym jednego i drugiego rozwiązania. Nasz materiał ma za zadanie przedstawienie pojazdów pod kątem ich właściwości i cech, by każdy mógł samodzielnie wyciągnąć wnioski.
Na nasz zdjęciowy plan zaprosiliśmy przedstawicieli obydwu frakcji, by mogli oni zaprezentować swoje maszyny czasu i stojące za nimi koncepcje napędu. Obydwie grupy łączy jedno: miłość do starej blachy.
A konkretniej: do blachy nierdzewnej, bo właśnie z takiego materiału wykonane są karoserie DeLoreanów. A produkowany w latach 1980-82 w Irlandii Północnej futurystyczny samochód sportowy (którego projekt wyszedł spod ręki Giugiaro) aż prosi się o włożenie do niego elektrycznego napędu – w końcu grający w filmie "Powrót do przyszłości" zbudowany na DeLoreanie wehikuł czasu właśnie taki napęd posiadał, a oryginalny silnik V6 o mocy 132 KM nie cieszył się dobrą opinią wśród pierwszych użytkowników pojazdów z fabryki pod Belfastem.
Oryginalny DeLorean DMC-12 nie cieszył się dobrą opinią
W tym przypadku motoru spalinowego nie będzie nikomu specjalnie żal – tak myślał Armin Pohl, twórca firmy Wunderkindinvest (niem. Wunderkind – cudowne dziecko). Według niego recepta na sukces jest prosta: zachować stylistyczną czystość designu DMC, ale pod względem technicznym zbudować zupełnie nowy pojazd. I nie chodzi tu wcale tylko o napęd.
Auto nazwane eLorean (e-lorean.com) to wspólne dzieło kilku specjalistycznych firm. Fachowcy z E-Works Mobility (eworks-mobility.de) skoncentrowali się na napędzie, który opiera się na silnikach z Tesli model S, a firma Incari (incari.com) opracowała trójwymiarowy wyświetlacz główny auta. Od Amerii (ameria.de) pochodzi umieszczony na centralnej konsoli dotykowy wyświetlacz, który można obsługiwać także gestami. Złożeniem auta zajęli się specjaliści od oldtimerów z firmy Oldtimer-Service (oldtimer-service.de) – Uwe Hanow i Florian Franzke.
Wynik prac tych wszystkich firm to coś więcej niż robienie dobrego wrażenia. Abstrahując od napisu eLorean z tyłu pojazdu i oczywiście brakujących rur wydechowych, nic nie wskazuje na elektryczny napęd pod maską. Na naszym testowym torze eLorean był bardzo przekonywujący – tak jak się spodziewaliśmy w sprincie do "setki" auto zdeklasowało oryginalnego DeLoreana. Auto osiągnęło 100 km/h w 5,4 s – dwa razy szybciej niż wersja spalinowa. Przypominające pracującą turbinę dźwięki towarzyszące przyspieszaniu świetnie pasują do auta, którym można pojechać w przyszłość.
Elektryczny DeLorean DMC-12 — jest szybki
Także ładowanie nie trwa zbyt długo. Jeśli auto można podłączyć do źródła prądu stałego, samochód można ładować nawet mocą 80 kW. Po dwóch espresso (ok. 30 min) akumulator jest znów w pełni naładowany. Także pod względem prowadzenia przebudowany na elektryka DeLorean sporo zyskał – dzięki 55-kilogramowemu akumulatorowi z przodu rozkład masy jest lepszy niż w przypadku oryginału, co przekłada się na lepszą zwrotność i neutralność podczas pokonywania slalomu.
Zupełnie inną drogą podążył dr Jorg Kutscher – lekarz i utalentowany majsterkowicz, który wyremontował rozpadającego się DeLoreana, wyposażył go w elektryczny silnik, a potem udało mu się nawet zdobyć pozwolenie dopuszczające do ruchu dla swojego auta. Napęd to podwójne silniki elektryczne firmy Schwarz (schwarz-elektromotoren.de) i system ich sterowania od specjalistów przebudowujących pojazdy na elektryczne E-Car Tech (e-car-tech.de). Ładowanie pojazdu odbywa się ze zwykłego gniazdka (maksymalnie 3,7 kW) – po ponad 10 godzinach akumulatory o pojemności 35 kWh są pełne.
DeLorean DMC-12 — elektryk ze skrzynią biegów
Co ciekawe, twórca auta zdecydował się pozostawić w nim oryginalną skrzynię biegów. Ale ponieważ w odróżnieniu od silnika spalinowego przy motorze elektrycznym momentu nie brakuje w żadnym zakresie obrotów, wystarczy wybrać "trójkę" i można bez dalszego sięgania do drążka przekładni normalnie jeździć – wciskanie sprzęgła i zmiana biegów są absolutnie zbędne. Od momentu ruszenia aż po prędkości autostradowe auto przyzwoicie przyśpiesza. A jeśli potrzebujemy czegoś więcej, wystarczy wrzucić "dwójkę". Pomiary przyspieszenia na trzecim biegu wskazują, że przebudowanemu autu o mocy 136 KM bliżej do osiągów oryginału niż 300-konnemu eLoreanowi, ale pod względem elastyczności pojazd doktora wypada lepiej.
DeLoreanem w klasycznej wersji jeździł Michael Wagner – specjalista od modelu, który w swoim warsztacie (auto technik-wagner.de) serwisuje wszystkie modele DMC – od wymiany oleju po kompleksowe renowacje. Jego auto wyróżnia się perfekcyjnie zachowaną wręcz oryginalnością (poza zamontowaną dodatkowo, ale odpowiadającą duchowi czasu chłodnicą oleju).
DeLorean DMC-12 — jazda oryginałem jest mało emocjonująca
W porównaniu z obydwoma wariantami elektrycznymi jazda oryginałem jest raczej mało spektakularna. Ale dla Michaela Wagnera właściwości tzw. euro-V6 (czyli V6 PRV) są tak samo mocno związane z wizerunkiem DeLoreana jak jego niecodzienna stylistyka. Podoba mi się przyspieszenie przebudowanych aut, ale charakter oryginalnego pojazdu został jednak utracony. Szorstka charyzma europejskiego V6 to także znak rozpoznawczy DMC.
Czas na najważniejsze pytanie: który z prezentowanych pojazdów jest najlepszy? Tym razem nie zdecydowaliśmy się na klasyczną punktację – z jednej strony trzy testowane samochody są do siebie zbyt podobne (karoseria, układ jezdny), z drugiej: pod względem napędu punktów wspólnych jest zbyt mało. Klasyczna ocena punktowa nie miałaby więc większego sensu. Mimo to odpowiemy na pytanie, który pojazd z naszej trójki jest najlepszy: to przebudowany z największą pieczołowitością eLorean firmy Wunderkindinvest. Całkowita kompozycja, na którą składa się wzmocniony układ jezdny, zoptymalizowane nadwozie z dodatkowymi bocznymi wzmocnieniami na wypadek kolizji, mocne elektryczne silniki Tesli i zdigitalizowany kokpit przewyższa zarówno oryginalnego DeLoreana jak również auto przebudowywane w domowych warunkach.
Jest tylko jedno ale: eLoreanem nie można jeszcze poruszać się po drogach publicznych, bo nie ma on odpowiedniej homologacji. Auta nie można też jeszcze kupić. Testowany egzemplarz to na razie jedyny tego typu pojazd – w pełni funkcjonalny i robiący wrażenie, ale jednak. Jeśli zainteresowanie nim będzie wystarczające, Wunderkindinvest myśli o wykonaniu niewielkiej serii aut.
Czy przerobienie auto klasycznego na elektryka ma sens?
Za elektryfikacją oldtimerów przemawia też jeszcze jeden argument, którego nie można zignorować: akceptacja starszych pojazdów (zarówno old— jak i youngtimerów) przez młodsze pokolenia. Jakie wrażenie w nie najdalszej przyszłości będzie robiło odpalanie zimnego klasyka bez katalizatora na ludziach, którzy wychowali się wśród hybryd i aut elektrycznych? Poza tym, czy w przeszłości będzie można wjeżdżać pozbawionymi systemów oczyszczania spalin klasykami (nawet z zabytkowymi tablicami) do centrów miast?
Dla każdego, kto przedkłada sobie nieograniczoną możliwość korzystania z oldtimera nad jego oryginalność, przerobienie go na elektryka może być sensowną opcją. Tym bardziej że przy odrobinie dobrej woli można to zrobić tak, by powrót do klasycznego źródła napędu nie był niemożliwy – silnik spalinowy w garażu, a pod maską elektryczny? Może jednak ma to sens?
Na samą myśl o napędzie elektrycznym w oldtimerze tradycjonaliści na razie kręcą głowami, ale młodszym ludziom takie rozwiązanie może się podobać. Z ich perspektywy napęd elektryczny może być przyszłością oldtimerowej sceny, której aktywności nie muszą się kończyć wraz ze znakiem pokazującym początek obszaru zabudowanego. Oczywiście, nie oznacza to, że w silnik elektryczny mamy wyposażać wszystkie old— i youngtimery, ale może w niektórych przypadkach można wziąć to jednak pod uwagę?
Napęd elektryczny nie jest wrogiem oldtimerów
Przestańmy traktować napęd elektryczny jako wroga oldtimerów. Ze względu na przyszłościowy charakter tego rozwiązania i społeczną akceptację elektryczny silnik w oldtimerze może być szansą na jego używanie także w dużych miastach. Samochody powinny w końcu jeździć, a nie tylko stać w muzeach. Tam niech znajdą się prawdziwe perły, reszta niech jeździ po ulicach!
Galeria zdjęć
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.