Sprawa ta trafiła na wokandę oleśnickiego sądu w styczniu ubiegłego roku. Po jednej stronie stanęła firma windykacyjna, po drugiej S. - mężczyzna, który jednemu z towarzystw ubezpieczeniowych zalegał ratę za składkę OC, niezapłaconą jeszcze w 2005 roku. Z dokumentów wynika, że chodziło o dokładnie 401 zł plus odsetki i koszty sądowe. S. tłumaczył, że nic nie wiedział o długu, że umowę z ubezpieczycielem rozwiązał już wieki temu, a ten nigdy nie upominał się o uregulowanie rzekomo zaległej składki. Pierwszym niepokojącym sygnałem było dopiero pismo z windykacji.

Firma windykacyjna dług S. odkupiła od towarzystwa ubezpieczeniowego w 2011 roku i od tego momentu to ona miała prawo wzywać dłużnika do zapłaty. Strony w końcu spotkały się w sali sądowej, bo S. długu nie regulował. Nie chciał płacić, bo jego zdaniem roszczenie już się przedawniło.

I rzeczywiście, w styczniu ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Oleśnicy przyznał rację mężczyźnie, oddalając powództwo firmy windykacyjnej.

"Jak wynika z akt sprawy, termin płatności przez pozwanego składki OC ustalony był na dzień 11 czerwca 2005 roku" – czytamy w uzasadnieniu sądowego orzeczenia. - "Ubezpieczyciel dysponował zatem trzyletnim okresem, w którym miał prawo do tego, aby żądać spłaty rzeczowej należności. Tymczasem umowa cesji należności głównej pozwanego została zawarta przez stronę powodową (firmę windykacyjną – red.) w dniu 23 września 2011 roku, a tym samym już wówczas roszczenie było przedawnione" – czytamy dalej.

Słowem, sąd uznał, że S. nie musi regulować zaległego długu, a firma windykacyjna odkupiła od ubezpieczyciela przedawnione roszczenie. Wezwania do zapłaty firma kierowała licząc chyba, że mężczyzna ureguluje należność, nie podnosząc przed sądem kwestii przedawnienia.

Od presji do groźby

Liczenie na niewiedzę klienta to jeden ze scenariuszy odzyskiwania m.in. zaległych składek. Co gorsze, windykatorzy w pogoni za wierzytelnościami sięgają nierzadko po nieczyste metody. Jakie? Choćby wprowadzanie w błąd dłużnika i wywieranie na niego presji. Zdarza się, że firmy windykacyjne straszą, że zajmą majątek dłużnika, jeśli ten nie ureguluje zaległości, a o długu poinformują pracodawcę, od którego będą domagać się przekazania pensji, żeby w ten sposób odzyskać pieniądze. Do tego często pojawiają się informację, że w sprawę zostało zaangażowane np. biuro detektywistyczne, które ma ustalić majątek dłużnika.

Praktyki takie tępi Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W ubiegłym roku urząd zajmował się sprawą jednej z firm windykacyjnych, która w wezwaniach do zapłaty informowała klientów, że do akcji wkracza agencja detektywistyczna, która przeprowadzi wywiady środowiskowe w miejscu pracy i zamieszkania dłużnika i ustali jego majątek. Kilka lat wcześniej ta sama firma została ukarana przez UOKiK m.in. za straszenie dłużników wizytami "Grupy Windykacji Terenowej", która miała przeprowadzać windykację bezpośrednio w ich miejscu zamieszkania lub pracy.

Z kolei w 2011 roku windykatorzy z Sosnowca zostali ukarani za to, że w wezwaniach do zapłaty kierowanych do klientów zapowiadali wizytę windykatora, który na miejscu rozpocznie egzekucję długu. Tymczasem zgodnie z prawem o ujawnieniu majątku może zdecydować tylko sąd, a rzeczy należące do dłużnika może zająć tylko komornik. Windykator nie ma takich uprawnień. Firmy jednak nierzadko bazują na niewiedzy klientów. Między innymi z tego też powodu żądają zapłaty przeterminowanych długów.

Tak było w przypadku pana Macieja.

- Pismo z windykacji naszpikowane było konsekwencjami, które grożą mi za niezapłacenie długu. Chodziło o kilkaset złotych zaległej składki OC. Nie potrafiłem udowodnić, że przed kilkoma laty wszystko zostało uregulowane, bo nie miałem żadnego potwierdzenia zapłaty. Mówimy przecież o zdarzeniu sprzed kilku lat. Zapłaciłem dla świętego spokoju. Nie chciało mi się szarpać o te kilkaset złotych – opowiada mężczyzna, który dopiero po czasie zorientował się, że jego rzekome długi i tak się przedawniły.

Dług to dług

Przedstawiciele firm windykacyjnych (całkiem słusznie) tłumaczą, że spłacanie swoich zaległości świadczy przede wszystkim o naszej uczciwości. I nie ma tu znaczenia, czy dług uległ już przedawnieniu, czy też nie, bo przecież skorzystaliśmy z usługi, za którą nie uregulowaliśmy należności. Ktoś na tym stracił.

Inny argument windykatorów jest taki, że za niespłacone długi rykoszetem dostają wszyscy rzetelni klienci, którzy w terminie regulują swoje należności, bo firmy niepotrafiące ściągnąć długów, wliczają je w usługi oferowane pozostałym klientom. Tracimy więc wszyscy.

- Oczywiste jest, że niezaspokojone roszczenia zwiększają koszty działalności tych firm, które mają dłużników. Wszyscy na tym tracimy, płacąc większe składki na polisę czy drożej kupując bilety komunikacji miejskiej – mówi nam Zbigniew Madej z zarządu Polskiego Związku Windykacji, organizacji zrzeszającej kilkadziesiąt podmiotów działających na rynku odzyskiwania wierzytelności.

A co z nieetycznymi metodami odzyskiwania długów?

- Nie ma przyzwolenia na łamanie prawa, takie firmy eliminujemy ze środowiska – przekonuje Zbigniew Madej i dodaje: - Musimy działać w sposób zrozumiały i czytelny dla klienta. Windykacja ma być jak najmniej uciążliwa, ale skuteczna. Stąd w wezwaniach do zapłaty pojawiają się tzw. ozdobniki. Sam fakt, że wierzytelność jest przedawniona nie oznacza, iź w ogóle znika.

Artykuł 819

Prawo w takich przypadkach jest precyzyjne. Paragraf pierwszy artykułu 819 kodeksu cywilnego mówi, że roszczenia z umowy ubezpieczenia przedawniają się po trzech latach. Istotny jest tu termin wymagalności zapłacenia składki z tytułu polisy, bowiem od dnia, w którym roszczenie stało się wymagalne, rozpoczyna się bieg przedawnienia.

Ale uwaga, termin przedawnienia może zostać przerwany, jeśli towarzystwo ubezpieczeniowe albo firma windykacyjna będzie podejmowała kroki w celu zaspokojenia swoich roszczeń, np. wystąpi do sądu z powództwem o zapłatę.

Tak było w sprawie J., od którego firma ubezpieczeniowa przed sądem domagała się zapłaty zaległej składki AC – ponad 1,3 tys. złotych. Mężczyzna nie chciał płacić. Twierdził, że ubezpieczyciel nie udowodnił roszczenia, nie wykazał sposobu wyliczenia kwoty składki, a samo roszczenie jest przedawnione. W tym konkretnym przypadku racji jednak nie miał. Z dokumentów wynika, że termin wymagalności składki przypadał na maj 2009 roku, a ubezpieczyciel pozew do sądu skierował w listopadzie 2011 roku, tym samym przerwany został trzyletni okres przedawnienia. Decyzją sądu we Wrocławiu J. musiał zapłacić zaległe składki wraz z odsetkami.

Więcej szczęścia miał Ś., który również zalegał z ratą za OC – 580 złotych. Dług pojawił się, bo mężczyzna źle wypowiedział polisę i firma automatycznie przedłużyła ją na kolejny rok, domagając się zapłaty składki. Sprawa w końcu stanęła na wokandzie. Pozew został skierowany do jeleniogórskiego sądu ostatniego dnia lutego 2012 roku.

Szkopuł w tym, że od miesiąca dług był już przeterminowany.