Zainstalowane w nieoznakowanych radiowozach policyjnych wideorejestratory, w odróżnieniu od popularnych „suszarek” i mierników laserowych, nie wysyłają żadnych fal. Wydawać by się więc mogło, że obarczone są najmniejszym błędem, w końcu nie są podatne na zakłócenia. Pojawia się z nimi jednak inny, dość kuriozalny problem.

Otóż wideorejestrtory nie mierzą prędkości pojazdu kontrolowanego, a swoją własną. Jak to wygląda w praktyce? Urządzenie mierzy na wcześniej ustalonym odcinku drogi (od 50 do 200 m) dwie wielkości: czas przejazdu pojazdu kontrolującego i długość odcinka przejechanej drogi. Na tej podstawie obliczana jest średnia prędkość, ale nie namierzonego pojazdu, a radiowozu. To oznacza, że aby pomiar przeprowadzony był dokładnie, policjanci przynajmniej przez kilka sekund, muszą jechać z prędkością łamiącego przepisy pojazdu, a to z kolei oznacza, że sami również łamią prawo.

Kuriozalna sytuacja

Po stronie funkcjonariuszy nie stoją żadne twarde regulacje prawne, którymi mogliby wytłumaczyć pogoń za piratem drogowym. Nie stosować się do przepisów prawa o ruchu drogowym może tylko pojazd uprzywilejowany, w określonych sytuacjach i przy włączonych sygnałach świetlnym i dźwiękowym. To ostatnie, w przypadku radiowozów nieoznakowanych, jest niemożliwe. Jeśli policjanci włączą sygnał dźwiękowy, nie złapią piratów drogowych. Niemożliwe jest też niełamanie przepisów, bo, jadąc przepisowo, policjanci nie będą w stanie zmierzyć prędkości pojazdu przekraczającego prędkość. Tak przecież działają wideorejestratory. Absurdalna sytuacja. Policja chciała rozwiązać ją w 2009 roku, wysyłając do MSWiA propozycje nowelizacji ustawy o policji, która dawałaby możliwość łamania przepisów podczas pościgów nieoznakowanymi pojazdami wyposażonymi w wideorejestratory. Projekt nie zyskał aprobaty urzędników.

Policjant-pirat?

Reakcja policji była wtedy uzasadniona. Przed bydgoskim sądem toczyła się sprawa funkcjonariusza z drogówki, który oskarżony był o popełnienie licznych wykroczeń drogowych podczas pełnionej nieoznakowanym radiowozem służby. Zarzucano mu m.in. jazdę po chodniku i pasie wyznaczonym dla busów, przekraczanie linii ciągłej i dozwolonej prędkości. Tłumaczył, że gonił piratów drogowych. Sądu ta argumentacja nie przekonała. Policjant został uznany za winnego i nałożono na niego grzywnę w wysokości 800 zł.

Gdyby na tym poprzestano, doszłoby w Polsce do bezprecedensowej sytuacji. Piraci drogowi mogliby upominać się o karanie stróżów prawa, którzy ruszyli w ich pościg. Sprawie bydgoskiego funkcjonariusza pikanterii dodawał fakt, że przed oblicze sądu doprowadził go nie pirat drogowy, a naczelnik jego wydziału, który ponoć już wcześniej dwukrotnie ukarał mandatami policjantów, też za łamanie przepisów podczas pełnienia służby nieoznakowanym radiowozem.

Nie czyni bezprawia, kto spełnia swą powinność

Od wyroku sądu bydgoski policjant się odwołał i w efekcie został uniewinniony. To na ten wyrok sądu powołują się teraz funkcjonariusze pytani o łamanie prawa podczas pełnionej nieoznakowanymi samochodami służby.

– W przypadku pełnienia służby policyjnymi samochodami z wideorejestratorami zastosowanie znajduje kontratyp doktrynalny pozaustawowy: działanie w granicach uprawnień i obowiązków. W takim przypadku wyłączona jest odpowiedzialność policjanta za wykroczenie, w związku z brakiem winy i społecznej szkodliwości czynu. Należy mieć na uwadze zasady, zgodnie z którymi policjant po ujawnieniu wykroczenia lub przestępstwa ma obowiązek niezwłocznego podjęcia czynności zmierzających do zatrzymania sprawcy. Stanowisko takie zostało potwierdzone m. in. wyrokiem Sądu Okręgowego w Bydgoszczy z dnia 20.02.2009 r. sygn. akt. IV Waz 10/09, który orzekał w sprawie przeciwko policjantowi wykonującemu czynności służbowe podczas pełnienia służby na drodze z wykorzystaniem wideorejestratora. W uzasadnieniu wyroku sąd uznał za usprawiedliwione przekroczenie prędkości w celu dokonania zapisu na wideorejestrzatorze – informuje podinspektor Piotr Bieniak z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji.

Stowarzyszenia Prawo na Drodze ta argumentacja nie przekonuje. SPnD uważa, że w policji istnieje przyzwolenie na łamanie prawa, a urządzeniem do tego przeznaczonym jest wideorejestrator.

Problem kierowców

Ale problem z wideorejestatorami dotyczy nie tylko uprawnień policji. Nie od dziś wiadomo, że pomiar dokonany przez urządzenie może nie być precyzyjny. Udowadniały to wielokrotnie przeprowadzane przez dziennikarzy testy i doświadczenia kierowców.

Pomiar wideorejestratorem polega na utrzymywaniu stałej odległości za pojazdem kontrolowanym na odcinku 50-200 metrów i obliczeniu średniej prędkości z takiego pomiaru. No właśnie, podkreślmy, stałej odległości. Policyjne radiowozy nie są jednak wyposażone w urządzenia, które tę odległość mierzą. Stąd pomiar może nie być precyzyjny.

Jeśli policyjny radiowóz zbliża się do namierzanego pojazdu, prędkość kontrolowanego samochodu zostaje zawyżona, jeśli się oddala, odwrotnie, zaniżona. Nadal jednak, co trzeba podkreślić, jest to prędkość radiowozu, a nie kontrolowanego pojazdu. I ten aspekt wzbudza wśród kierowców najwięcej kontrowersji.

Nie moja prędkość!

O tym, że urządzenia mogą nie działać precyzyjnie na własnej skórze przekonał się w 2011 roku Tomasz. Swoją historią dzielił się na jednym z forum. Dzisiaj wspomina tę sprawę z niemniejszymi emocjami niż dwa lata temu.

– Zauważyłem wyjeżdżającą z bocznej drogi nieoznakowaną Vectrę. Postanowiłem wtedy włączyć tempomat na 90 km/h. Radiowóz gwałtownie zaczął się do mnie zbliżać. Jechał za mną około dwóch kilometrów. Zostałem zatrzymany i poinformowany o dwóch pomiarach. Pierwszy wskazał 126 km/h, a drugi 89 km/h. Policjanci stwierdzili, że gwałtownie zwolniłem. Natomiast prawda była taka, że w tym czasie jechałem z równą prędkością. Prędkość 126 km/h to prędkość zbliżającego się gwałtownie samochodu policyjnego, nie moja – twierdzi. Odmówił przyjęcia mandatu.

Sprawa trafiła do sądu. – Sprawę niestety przegrałem. Sąd obniżył mi jednak wymiar finansowy kary z 500 zł, jak proponowali policjanci, do 300 zł – mówi. – Walka w sądzie jest raczej skazana na niepowodzenie. Jeżeli nawet policjant nie ma racji, to i tak według sądu jest funkcjonariuszem zaufania publicznego, co czyni jego wersję bardziej wiarygodną od wersji złapanego kierowcy – uważa.

Kwestia przyzwyczajenia

Do wideorejestratorów, nawet jeśli ich działanie przez wzgląd na mierzenie prędkości pojazdu kontrolnego, a nie kontrolowanego budzi kontrowersje, musimy jednak przywyknąć, bo na ich istnienie zezwala polskie prawo.

– Specyfika większości wideorejestratorów polega na tym, że urządzenia mierzą prędkość pojazdu kontrolującego, a nie kontrolowanego, a co za tym idzie pomiar musi zostać dokonany precyzyjnie, zgodnie ze wskazaniami producenta. Jeśli zatem funkcjonariusze Policji przeprowadzą pomiar prawidłowo, a samo urządzenie przejdzie w sposób pomyślny proces legalizacji, to brak będzie podstaw, pozwalających na zanegowanie uprawnień Policji do używania tego typu urządzeń. Ustawa Prawo o ruchu drogowym oraz wydane do niej przepisy wykonawcze nie precyzują, w jaki sposób oraz w jakim zakresie organy mają dokonywać czynności kontrolno-pomiarowych, a więc można założyć, że wszystkie zalegalizowane urządzenia rejestrujące oraz kontrolno-pomiarowe mogą stanowić skuteczne narzędzie pozwalające do dokonywania pomiarów prędkości uczestników ruchu drogowego - komentuje prawnik Paweł Ślązak z Kancelarii Ślązak, Zapiór i Wspólnicy.