W czasie, gdy epidemia się dopiero rozkręcała, jeszcze przed wprowadzaniem radykalnych rządowych ograniczeń w przemieszczaniu się, warsztaty samochodowe przez kilka dni przeżywały oblężenie. Właściciele aut, nie tylko tzw. preppersi (specjaliści od przetrwania w warunkach wojny albo końca cywilizacji), ruszyli, by naprawić swoje auta przynajmniej na tyle, by były gotowe do ucieczki. Minęło parę tygodni, już wiadomo, że uciekać nie ma gdzie i po co, wszyscy siedzimy uwięzieni w domach, auta się kurzą... a właściciele warsztatów nie mają na pensje. W niektórych warsztatach odesłano pracowników do domu, bo co po nich, jeśli w hali z ośmioma stanowiskami przez cały dzień pojawił się jeden klient na dezynfekcję klimatyzacji (100 zł) i jeden w sklepie, gdzie za 100 zł kupił ostatni baniak płynu do dezynfekcji? Gdyby się jednak ktoś pojawił, to pracownicy przyjadą z domu specjalnie dla niego. Ale nikt się nie pojawia.
Nie ma też pewności, że gdy ktoś zgłosi się z niestandardowym problemem, to będzie można mu pomóc. Klocki, tarcze, obsługa klimatyzacji – nie ma problemu! Ale jeśli trzeba zamówić części nietypowe lub takie, które „wyszły”, to nie sposób doprosić się o termin dostawy albo z góry wiadomo, że trzeba poczekać przynajmniej tydzień lub dwa. I znów: nie ma jak zarobić.
Żeby uświadomić klientom, że warsztaty w ogóle w tych warunkach działają (a działają, nikt nie zabronił im pracy, to w końcu nie są salony piękności), niektórzy rozsyłają SMS-y: „Drogi kliencie, informujemy, że twój ulubiony serwis działa i jest do Twojej dyspozycji. Jesteśmy przygotowani, wdrożyliśmy środki bezpieczeństwa”. – Aha – pomyślałem – pewnie chcą mi wymienić sprawny akumulator na jeszcze lepszy! Widać jednak, że nie poskutkowało i widać chodzi o rzecz poważniejszą niż zwykły marketing: wszyscy siedzą w domach, a sytuacja jest gorsza niż się nam wszystkim wydaje, bo następnego dnia dostaję kolejną wiadomość: „Tu Twój ulubiony warsztat. W tym trudnym dla nas okresie prosimy o pomoc. Zajrzyj na stronę...”.
Pomoc dla warsztatu? O co może chodzić? Okazuje się, że warsztaty, ale nie tylko one, zwyczajnie proszą o pracę. Po auto do naprawy gotowi są przyjechać lawetą i w taki sam sposób go odwieźć, transport w cenie usługi. Ekstra dostaniesz pranie i ozonowanie wnętrza. Była już kiedyś taka promocja? Działa ogólnopolska akcja „Nie pozwolę ci się zamknąć”. Polega ona w skrócie na tym, że za usługę (jakąkolwiek – naprawy auta, strzyżenie) płacisz dziś, a odbierasz, kiedy będziesz chciał lub kiedy to będzie możliwe. Te warsztaty, które zatrudniają większą liczbę pracowników, mają największy problem i proszą wprost o pieniądze potrzebne na wypłaty, obiecując, że za każde dziś wpłacone i pokwitowane 50 zł oddadzą 100 zł w usługach od razu albo np. za pół roku – gdy samochód się zepsuje – kiedy zechcesz.
Przyjadą, zabiorą i odwiozą – niektóre warsztaty są już w takiej biedzie, że mechanicy chętnie przyjadą po zepsute lub wymagające przeglądu auto lawetą. W ten sam sposób odstawią je pod domŹródło: Istockphoto
Dziś nie ma wielu chętnych do zlecania napraw aut, ale jeśli nie dziś, to za parę miesięcy nie będzie komu ich zlecić... Jeśli masz coś do naprawy, możesz pozbyć się kłopotu i jeszcze zrobić dobry uczynek. Dajesz pracę mechanikowi – robisz dobry uczynek. Proste?
Nieciekawie to wszystko wygląda, jeśli więc mamy samochód wymagający naprawy, którą da się w tych warunkach wykonać, to warto skorzystać. Podwójnie!