- Nadmiar zaufania może drogo kosztować
- Oszustwa zdarzają się zarówno w warsztatach niezależnych, jak i w ASO
- Ustne ustalenia to kiepski pomysł, lepiej mieć wszystko na piśmie
Wśród mechaników czarne owce zdarzały się zawsze, a naciąganie klientów w warsztatach to nie tylko polska specjalność. Niektóre z wymienionych poniżej sposobów są niemal tak stare, jak sama motoryzacja – i wciąż działają! Teraz nawet bywa z tym łatwiej niż kiedyś, bo wśród użytkowników nowych aut dosyć powszechnie panuje przekonanie, że są one już tak skomplikowane, iż kierowca sam nie ma nawet po co zaglądać pod maskę, bo bez komputera i specjalistycznych narzędzi nic i tak nie wskóra.
Dzięki temu nieuczciwi warsztatowcy mogą liczyć na to, że nikt nie sprawdzi, czy to, co znalazło się na fakturze, rzeczywiście zostało wykonane. To, że ktoś jest od lat wiernym klientem tego samego mechanika, wcale nie gwarantuje, że fachowiec będzie wobec niego lojalny i uczciwy – w takim układzie kombinator może wręcz czuć się niemal bezkarny, bo skoro klient raczej nie trafi do innego warsztatu, to też nikt mu nie powie: "Panie, kto Panu to tak spartolił!". Korzystanie z usług ASO czy innych drogich warsztatów nie daje stuprocentowej gwarancji, że rzeczywiście jakość wykonanych usług będzie odpowiadać zapłaconej cenie.
Przeglądy i wymiany, których nie było
Najprościej nieuczciwie zarabia się nie na naprawach, lecz na rutynowej obsłudze i przeglądach sprawnych aut. Krótka anegdota: znajomy kupił używane auto z Niemiec, z udokumentowanym przebiegiem i historią serwisową potwierdzoną fakturami. W Polsce auto było serwisowane w zaufanym warsztacie. Od początku słabo działała w nim klimatyzacja, fachowcy postanowili poszukać przyczyn.
Pierwszy podejrzany? Filtr kabinowy. Odpada! Był wymieniany, są na to faktury, a klimatyzacja i tak coraz słabiej działała. Po długich poszukiwaniach specjalista postanowił mimo wszystko zerknąć do filtra – jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że pod grubą warstwą brudu wciąż znajduje się część, którą... zamontowano w fabryce! Kilka niemieckich i kilka polskich warsztatów przez lata wystawiało rachunki za jego wymianę! Ponieważ w tym konkretnym modelu dostęp do filtra jest trudny i nietypowy, więc mechanicy najwyraźniej się poddawali, ale ze skasowania należności za niewykonaną usługę i niezamontowaną część oczywiście nie rezygnowali!
To akurat dosyć skrajny przypadek, ale uwierzcie, że np. w stosunkowo nowych autach zdarza się, że mechanicy "zapominają" o wymianie oleju, filtrów, świec czy innych płynów i materiałów eksploatacyjnych. Klient i tak raczej się nie zorientuje, bo olej syntetyczny w niezużytym silniku nawet po kilkudziesięciu tys. km może wyglądać świeżo, mimo że od dawna nie ma wymaganych parametrów. Dobra wiadomość: coraz więcej aut ma czujniki monitorujące niektóre parametry oleju – tych tak łatwo oszukać się nie da.
Naciąganie na naprawy, które nie są potrzebne
Oddajesz auto na przegląd, po kilku godzinach dzwoni telefon: przejrzeliśmy pojazd, no, niestety, jest trochę do zrobienia – do wymiany hamulce z przodu, są już zużyte ("wie Pan, tu chodzi o bezpieczeństwo!"), łożysko ma luzy, płyn hamulcowy jest zawodniony, wycieraczki zużyte. "Ja bym tego na później nie odkładał, nie ma co ryzykować!" Ale jak to, przecież dokładnie te rzeczy wymienialiście na poprzednim przeglądzie? "O, przepraszam, kolega musiał pomylić auta na hali, zaraz oddzwonię, co trzeba zrobić w Pana samochodzie."
To, niestety, też historia z życia wzięta! Zwykle po takim telefonie klient ma poczucie, że trafił do solidnego fachowca, który dba o jego bezpieczeństwo – tu akurat wpadka warsztatu wyniknęła z tego, że pazernemu mechanikowi nie chciało się zerknąć do historii serwisowej auta i zaordynował ten sam, co zwykle, "zestaw obowiązkowy", a klient okazał się czujny i pamiętliwy. Jaki z tego wniosek? Decyzji o zakresie naprawy lepiej nie podejmować przez telefon – warto poświęcić trochę czasu i poprosić doradcę serwisowego o to, żeby pokazał, co jego zdaniem wymaga natychmiastowej interwencji mechanika. A jeśli już musimy zrobić to zdalnie, to w dzisiejszych czasach można przecież domagać się przesłania na komórkę zdjęć zużytych elementów i na wszelki wypadek poprosić, żeby warsztat zachował wymienione podzespoły do wglądu.
Warto naprawdę się im przyjrzeć, żeby się nie okazało, że to graty z zupełnie innego auta! W żadnym wypadku nie zostawiajcie mechanikom pełnej swobody w określaniu zakresu naprawy – należy zacząć od oględzin auta wraz z mechanikiem, sporządzenia kosztorysu usługi, a na zleceniu naprawy warto zaznaczyć, że każda dodatkowo płatna czynność ma być skonsultowana przed jej wykonaniem.
Przeciąganie czasu naprawy
Dla wielu nieuczciwych mechaników najważniejsze jest to, żeby klienta skutecznie złapać i uniemożliwić mu ucieczkę do innego serwisu, nawet jeśli w danym momencie nie mają wcale czasu, żeby zająć się autem.
W przypadku poważniejszych napraw, szczególnie gdy usterki są bliżej nieokreślone, robi się to bardzo łatwo – wystarczy przyjąć samochód do naprawy i natychmiast mocno go rozmontować. Coś stuka spod maski? Naciągacz w takiej sytuacji zaczyna od rozebrania silnika na części pierwsze, nawet jeśli usterka może być błaha. W tej sytuacji klient jest już praktycznie zdany na łaskę i niełaskę mechanika – nawet gdy straci do niego zaufanie, to nie może tak po prostu samochodu z warsztatu odebrać, bo nie dość, że trzeba do tego lawety, to ponadto mechanik może zażyczyć sobie opłaty za już wykonane prace.
Po rozbiórce nikt później nie zweryfikuje, co tak naprawdę dolegało autu. Ze znalezieniem innego warsztatu, który podjąłby się naprawy rozgrzebanego auta, też może być problem – nikt się nie kwapi do poprawiania po innych, zwykle w takich przypadkach brakuje też wielu części. W takiej sytuacji pod byle pretekstem naprawę da się przeciągać miesiącami – po takim czasie klient też może "skruszeć" i być gotowy do zapłacenia wyższej kwoty. Skoro naprawa tak długo trwała, to była poważna, a to musi kosztować!
Olej taki, jaki mechanikowi opłaca się najbardziej
Większość serwisów ma podpisane umowy z firmami olejowymi. Dzięki temu uzyskują wysokie rabaty na oleje, ale też mogą np. dostawać sprzęt warsztatowy czy atrakcyjne nagrody. Jest jednak jeden haczyk – te bonusy zależą od tego, ile oleju uda się sprzedać klientom. Najlepszy zarobek jest oczywiście na olejach z beczki.
Żeby ułatwić pracę warsztatowcom, niektóre firmy olejowe jako wiodące produkty mają oleje z mnóstwem aprobat, teoretycznie absolutnie uniwersalne – zwykle to syntetyki o lepkości np. 5W-30, które są domyślnie wlewane do silników niemal wszystkich aut trafiających na warsztat: benzyniaków, diesli, starszych, nowszych.
A często silniki mają przecież bardzo konkretne wymagania olejowe – taki zachwalany przez mechanika uniwersalny olej wcale nie musi być właściwym wyborem. Przed wstawieniem auta do warsztatu warto więc samodzielnie zbadać temat i poszukać wiarygodnych rekomendacji, a w razie potrzeby przyjechać do warsztatu z własnym olejem. Wtedy jednak może pojawić się inny problem...
Podmiana oleju: zamiast dobrego dostajesz tani
W większości warsztatów nie da się patrzeć mechanikom na ręce – to, że przywiozłeś do serwisu starannie dobrany olej, nie znaczy wcale, że rzeczywiście trafi on do silnika. Ale uwaga! Czasem to klienci sami są sobie winni – warsztaty najczęściej kupują oleje w hurtowniach, bo tak jest im najwygodniej, a poszukiwacze okazji, którzy chcą mieć olej tańszy niż oferowany przez warsztat, często padają ofiarą oszustów sprzedających podrabiane oleje!
Płacisz za nową oryginalną część, dostajesz używaną, regenerowaną lub zamiennik
Większość kosztownych podzespołów, takich jak: wtryskiwacze, turbosprężarki, alternatory czy rozruszniki, przekładnie kierownicze, koła dwumasowe, sprzęgła czy reflektory, da się zregenerować. To w większości przypadków całkiem rozsądny i ekonomicznie uzasadniony sposób naprawy, często lepszy niż montaż tanich zamienników.
Problem pojawia się wtedy, kiedy warsztat wystawia klientowi rachunek jak za nową część, a w rzeczywistości montuje odnowioną. Inny przypadek, zdarzający się często w autoryzowanych serwisach: zamiast części sygnowanej przez producenta auta klient otrzymuje zamiennik (często nawet o jakości porównywalnej lub identycznej z oryginałem), ale płaci według cennika dla części OEM.
Podmiana sprawnych części na zużyte
Na tym oszustwie mechanik może zarobić podwójnie – wymontowane potajemnie z samochodu klienta sprawne części może sprzedać lub zamontować w innym aucie, a jak dobrze pójdzie, to okradzionego da się czasem naciągnąć na zamontowanie nowych części. I interes się kręci! Wpadka grozi tylko wtedy, gdy klient dokładnie zna stan swojego auta i wie, jakie podzespoły montowano w nim wcześniej, a mechanik zamontuje np. części innej firmy.
Wykorzystywanie aut klientów pod pretekstem jazdy próbnej
Samochód przed naprawą i po niej należy dokładnie sprawdzić w ruchu – to fakt! Tyle że niektóre warsztaty robią sobie z aut klientów darmowe taksówki. Oddając auto do warsztatu, naprawdę warto odnotować jego przebieg! Niejeden klient dowiedział się o podróżach mechanika, odbierając np. zdjęcie z fotoradaru zrobione na drugim końcu Polski.