Nie dał sobie powiedzieć, że akurat ta fotografia przygotowana była jako wzór negatywny...Nie da się ukryć, że takie same rozterki są udziałem projektantów i konstruktorów nowoczesnych samochodów. Regułą jest bowiem, że "dobrze wyglądające światło" rzadko kiedy znaczy "dobre światło".A problem w większości przypadków sprowadza się do trendu końca XX wieku - reflektorów o gładkich, "diamentowych" kloszach. Technicy nazywają je "systemami bezoptycznymi". Reflektory z takimi kloszami bardzo utrudniają konstruktorom kierowanie światła żarówki na jezdnię.Kiedyś (w niektórych autach wciąż tak jest) rozdziałem wiązki światła kierowała specjalnie ukształtowana "rzeźba" szyby czołowej klosza, a zadaniem samego reflektora było li tylko odbijanie światła żarówki tak, by strumień kierować w stronę klosza. Dziś reflektor ma jeszcze za zadanie odpowiednio organizować rozdział światła. Dlatego też każdy element składowy jego podzielonej na oddzielne lusterka powierzchni odbijającej musi obsłużyć konkretny punkt drogi. Nawet minimalne odchylenia w pozycjonowaniu takich lusterek powodują pojawienie się zbyt jasnych albo zupełnie ciemnych miejsc na asfalcie przed samochodem, ponieważ dociera tam zbyt wiele lub za mało światła.Dalszym utrudnieniem jest fakt, że powierzchnia emisji strumienia światła na przodzie auta jest coraz mniejsza, bo samochody są wciąż bardziej aerodynamiczne, maski silników coraz bardziej się obniżają, a wraz z nimi przednie pasy. Zdecydowanie ważniejszy jest inny czynnik: obramowania i inne sposoby designerów, mające na celu sprawienie, by taki "diamentowy" reflektor wyglądał jak brylant w kolii, bo przecież auto w salonie musi mieć wygląd rzucający klientów na kolana. To właśnie dlatego robi się te wszystkie ramki, chromowane listewki, wyglądające niczym reflektory wokół reflektora. I co się dzieje? Każdy promyczek światła wychodzący z reflektora na bok jest odbijany i multiplikowany, pryzmatowany, rozszczepiany i skupiany lub rozpraszany w dowolnym kierunku. Widać to dobrze na zdjęciu otwierającym, gdzie reflektor Renault Mégane ma niezwykle bogate "życie wewnętrzne". Wszystko to razem nazywa się światłem rozproszonym i ma jedną okropną wadę: wystarczy jakiekolwiek obniżenie przejrzystości powietrza (mgła, mżawka), by kierowca auta miał przed sobą białą ścianę zamiast strumienia światła na szosie.Część owego światła rozproszonego dałoby się "wyłapać" przez zastosowanie przed żarówką blendy odbłyskowej - tzw. kaloty. Ale takie coś kosztuje duże pieniądze (około dwóch złotych za sztukę), co nie przystaje do dążenia do obcinania kosztów. Kaloty stosowane są przez wytwórców tylko w sytuacjach podbramkowych, kiedy na przykład dany model auta nie może być dopuszczony do ruchu z powodu nieprawidłowego działania reflektorów. Nie wiadomo, jak w modelu Shuma firma Kia przeskoczyła tę przeszkodę, ale przy tak minimalnej ilości światła, jaką produkują reflektory tego auta, szkoda że się powiodło - tu każda dodatkowa iskierka stanowiłaby niemal tuning.Szlachetny Lexus IS 200 jest niewiele lepszy. Technicznie - zawieszeniowo, silnikowo i hamulcowo - może stawić czoło praktycznie każdej konkurencji. Ale jego reflektory nadają się najwyżej na noc w rzęsiście oświetlonym mieście.Poza miastem, na ciemnych i krętych drogach liczy się zasięg reflektorów; po prawej - by móc uniknąć nie oświetlonych przyczep, furmanek, rowerzystów i pieszych, po lewej, by odpowiednio wcześnie zareagować np. na pomysły zwierzyny leśnej. Niestety, taki szpagat udaje się obecnie w stopniu zadowalającym tylko reflektorom ksenonowym.Tu światło pochodzące z łuku elektrycznego w środowisku gazowym jest 2,5-krotnie silniejsze od wytwarzanego przez żarówkę H4 i musi być w jakiś sposób "zredukowane", bo w końcu przepisy dotyczące siły oświetlenia na szosie są bardzo ścisłe, więc strumień jest rozkładany wszerz. Skoro już przy ksenonach jesteśmy, wygląda na to, że końca dobiegła kwestia oślepiania przez auta z takimi reflektorami. Po pierwsze dlatego, że w większości przypadków owo "oślepianie" było bardzo subiektywnym odbiorem silnego światła o dziwnym kolorze, a aut z ksenonami jest teraz tyle, że inni użytkownicy się przywyczaili. Po drugie zaś producenci unikają teraz tworzenia reflektorów o małych soczewkach, przez co nie wydają się one tak jaskrawe.Wyjątkiem jest tu Nissan. Nowa Primera jest pierwszym japońskim pojazdem, w którym światło ksenonowe dostępne jest w klasie poniżej luksusowej. Inżynierowie Nissana powtórzyli tutaj błąd popełniony przez BMW z roku 1991, kiedy to wprowadzono reflektory ksenonowe do sprzedaży, a mianowicie zastosowali soczewkę reflektora o za małej średnicy. Z tego właśnie powodu Primera dla kierowców nadjeżdżających z przeciwka wydaje się oślepiać - dokładnie tak samo jak Audi TT czy Fiat Punto.Punto? Przecież Punto nie ma ksenonów! Zgadza się. Ale ma bardzo silne Żarówki H7 za maleńkimi soczewkami, jarzące jak źle ustawione ksenony. Dlatego też kierowcy nowego Fiata są tak często "nagradzani" przez kierowców z przeciwka mruganiem reflektorów. Mimo to jednak technicy oświetleniowi są zgodni, że właśnie systemy soczewkowe (tzw. DE) stanowią jedyne dobre rozwiązanie dla reflektorów. Niemal wszyscy producenci sięgają obecnie właśnie po ten środek; reflektory typu lustrzanego stosuje się teraz z własnej woli tylko tam, gdzie designerzy pozostawili inżynierom do dyspozycji dużo miejsca. Jak choćby w nowym Polo, gdzie w przeciwieństwie do Golfa światło reflektora nie wygląda jak produkt latarki harcerskiej.Jakkolwiek porównywać, absolutnym triumfatorem został Porsche Boxster. Ma zupełnie wzorowe reflektory ksenonowe typu DE. Mimo bardzo płaskiego "nosa" źródła światła umieszczone są aż 66 cm nad ziemią, mają też odpowiednio szeroki "światopogląd", całkowicie pozbawiony w dodatku poblasków oślepiających, a to dzięki powiększonemu ujściu reflektora wokół soczewki.Ponadto po przełączeniu na światła drogowe reflektory mijania podnoszą się, wspierając swym światłem reflektory konwencjonalne, halogenowe, które w innych autach samodzielnie zajmują się dostarczaniem światła drogowego.Tak wielkiego ducha inżynierskiego życzyć by należało także innym producentom. Choćby nowego Mercedesa klasy S, który ma reflektory dobre, ale nie bardzo dobre. Jego konstruktorzy uświadamiają sobie ów problem i pracują nad nowymi rozwiązaniami. W końcu klasa CL już udowadnia, że potrafią zaprojektować reflektory lepiej.Także i VW Bora mógłby być wzorem. Jego system ksenonowy (identyczny z Golfem, opcja) rzuca na szosę tyle samo światła co Porsche; mimo zastosowania małej soczewki oślepianie jadących z przeciwka jest do przyjęcia.Niestety, chromowana listewka pod reflektorem odbija potężny strumień światła w niebo, co we mgle oznacza po prostu kompletne oślepnięcie kierowcy. Za to w salonie Volkswagena reflektory Bory wyglądają szałowo...tłum. i opr. Maciej Pertyński
Piękno szkodzi?
Widoczny obok na zdjęciu reflektor jest tu znakomitym dowodem na prawdziwość tytułu. Oto bowiem redaktor prowadzący chwycił to zdjęcie jak diabeł dobrą duszę i oświadczył, że właśnie coś tak pięknego będzie wizytówką artykułu.