Jednak we wszystkich motorach benzynowych paliwo przedostaje się do oleju silnikowego, pogarszając jego zdolności smarne - a to może doprowadzić do uszkodzenia silnika. Jak szybko i ile benzyny przedostaje się do oleju, zależy od wielu czynników, w tym od liczby rozruchów na zimno, długości przejeżdżanej trasy i temperatury oleju. A to dlatego, że przy każdym rozruchu na zimno (także w lecie, jeśli temperatura bloku silnika nie sięga 50 st., mówimy o rozruchu na zimno) do oleju przenika kilka kropel benzyny. Dzieje się tak, ponieważ trochę paliwa zawsze kondensuje się na zimnych ściankach cylindra, zamiast ulec spaleniu. Pozostaje na ściankach i tam miesza się z filmem olejowym - bo pierścienie tłokowe zgarniają je w dół, w stronę miski olejowej. Jeśli po uruchomieniu samochód przejedzie dłuższą trasę, olej w jego silniku osiągnie wystarczająco wysoką temperaturę roboczą - co najmniej 80 st. - i benzyna zacznie z niego wyparowywać. Aby jednak w ogóle zaczęła parować, trzeba przejechać co najmniej 15 km. To też zresztą może inaczej wyglądać w różnych jednostkach napędowych. Niemiecki automobilklub ADAC przeprowadził badania, z których wynika, iż 75 proc. wszystkich jazd to "wyprawy" o długości poniżej 10 km. Jeśli się jeździ tylko w ten sposób, w oleju gromadzi się coraz więcej benzyny.Jeden ze światowych liderów w produkcji olejów i paliw, firma Shell, wykonał testy dla różnych samochodów, przygotował nawet do tego celu specjalny "cykl krótkich tras". Jedzie się na nim maksymalnie 15 km, najwyżej 50 km/h i nie przekraczając 2500 obr./min. Wyniki są szokujące. Choć badania odbywały się od początku wiosny, już po 2 tysiącach kilometrów testu zawartość benzyny w oleju przekroczyła 10 proc. A tym samym próg, za którym zdolności smarne oleju spadają. W praktyce, choć wszystkie silniki (samochodów używanych) były zalane olejem SAE-5W-40, pracowały już po 2 tys. km jak smarowane olejem o własnościach 5W-30. A po 5 tysiącach km jego lepkość w wysokiej temperaturze odpowiadała zaledwie olejowi 5W-20... Po 10 tys. km testu zawartość benzyny w oleju silnikowym wynosiła 25 proc. i wówczas silniki rozebrano, po czym wykonano pomiary pierścieni tłokowych i cylindrów. Na pierścieniach sprężających przeciętne zużycie odpowiadało spiłowaniu 0,025 g metalu. A to już poważne zużycie. Silniki złożono i wysłano auta na symulowaną wyprawę wakacyjną: z centrali Shella w Hamburgu na Sycylię i z powrotem. Ile się da z pedałem gazu w podłodze. Ta trwająca 5 tys. km tortura dała dwie informacje: po pierwsze, mijają tysiące kilometrów, zanim benzyna "wygotuje się" z oleju. A po drugie, że po zakończeniu testu silniki nadawały się tylko do kapitalnego remontu. Każdy z pierścieni tłokowych "schudł" o ok. 0,1 g, a ze względu na słabe smarowanie gładzie cylindrowe zostały wyszlifowane rzeczywiście na gładko - tak gładko, że nie są już w stanie utrzymać filmu olejowego. Widoczne na zdjęciu pionowe rysy na wewnętrznych ściankach cylindra świadczą o tym, że silnik wkrótce się zatrze. Nie popadajmy jednak w skrajny pesymizm. Co można zrobić, by nie doprowadzić do opisanej wyżej sytuacji? Unikać krótkich tras i ograniczyć liczbę rozruchów na zimno. A przede wszystkim nie wyjeżdżać na długie trasy z przewidywanym dużym obciążeniem jednostki napędowej tuż przed planowanym przeglądem z wymianą oleju. Na taki wyjazd wybierajmy się ze świeżym olejem w silniku.
Zabójca silnika
Może na początek dobra wiadomość: posiadacze samochodów z silnikami wysokoprężnymi nie muszą się niczego obawiać. W takich jednostkach niemal nigdy nie dochodzi do rozrzedzenia oleju.