Legalizację proszę!

Przede wszystkim kierowca niezgadzający się z wynikiem pomiaru prędkości powinien poprosić policjantów o okazanie świadectwa okresowej legalizacji. Dokument musi posiadać każdy patrol korzystający z aparatury pomiarowej. Legalizację trzeba nie tylko zobaczyć, ale również przejrzeć. Kluczowa dla sprawy jest data ważności badania technicznego oraz zgodność numeru seryjnego z identyfikatorem naniesionym na obudowę "suszarki". Na koniec warto sprawdzić plomby na urządzeniu.

Najbardziej korzystna dla kierowcy jest sytuacja, w której ważność dokumentu minęła. W takim przypadku funkcjonariusze tracą jakiekolwiek podstawy do wykorzystania pomiaru. W razie wystąpienia niezgodności numeru seryjnego, można domniemywać brak aktualnych badań technicznych. Zerwane plomby dają z kolei podstawę do przypuszczania, iż ktoś ingerował w konstrukcję urządzenia. W razie wystąpienia którejś z tych okoliczności, mandat można odrzucić. Wtedy sprawą zajmie się sąd, który na podstawie dowodów dostarczonych przez obie strony, oceni poprawność funkcjonowania aparatury i zasadność oskarżeń.

Sąd jedynym ratunkiem!

Oczywiście może się okazać, że świadectwo legalizacji spełnia wszystkie wymogi, a plomby na "suszarce" są nienaruszone. Jak zatem wytłumaczyć drastycznie zawyżony pomiar prędkości? Zagadkę rozwikłać może jedynie wymiar sprawiedliwości. Kierowca powinien zatem odrzucić mandat karny i poprosić o sporządzenie wniosku do sądu. To jednak nie koniec. Należy również spisać z dokumentu legalizacyjnego numer seryjny urządzenia.

W toku trwania sprawy konieczne będzie powołanie biegłego. Specjalista z danej dziedziny na podstawie identyfikatora udostępnionego przez kierowcę poprosi policję o wydanie właściwego urządzenia. Na drodze badań sprawdzi poprawność działania aparatury i wyda opinię. Jeżeli biegły stwierdzi, że mimo ważnej legalizacji "suszarka" źle mierzy prędkość, sprawa jest wygrana. Tym samym nie będzie mandatu, a wszelkie koszty procesu pokryje policja.

Szczęśliwy scenariusz nie jest jednak pewnikiem. Zawsze może się okazać, że kierowca padł ofiarą nieuczciwego procederu. Internauci bardzo często opisują sytuacje, w których policjanci dla podbicia kwoty mandatu, podstawiają pomiar wykonany na innym aucie. W takim przypadku badanie biegłego nie wykaże nieprawidłowości, a oszustwo okaże się niemożliwe do udowodnienia. W efekcie proces zakończy się przegraną, a w ustach pozostanie niesmak.

Limit tolerancji - bzdura i prawda w jednym

Temat błędów pomiarowych wymaga poruszenia jeszcze jednego aspektu. Bardzo często internauci twierdzą, że można uniknąć mandatu za małe przekroczenie prędkości i to w świetle prawa. Jak? Otóż ich zdaniem w ustawie prawo o ruchu drogowym istnieje przepis, który każe policjantom uwzględnić fakt niedoskonałego wskazywania prędkości przez liczniki samochodowe. Na jego mocy funkcjonariusze podczas kontroli radarowej powinni ustawić limit tolerancji na poziomie 10 km/h.

Niestety taka interpretacja ma zasadniczą wadę. Mianowicie nie jest do końca prawdziwa. Oczywiście przepis o wspomnianej treści funkcjonuje (art. 129 h ust. 5 ustawy prawo o ruchu drogowym). Ustawodawca skonstruował go jednak w taki sposób, aby odnosił się wyłącznie do urządzeń stacjonarnych (fotoradary). Tym samym nie może mieć zastosowania w przypadku "suszarki" lub wideorejestratora.

To nie wygląda dobrze!

Błędny pomiar prędkości oznacza dla kierowcy sytuację patową. Oczywiście można udowadniać, że wykroczenia nie było. Droga do prawdy nie jest jednak ani krótka, ani prosta, ani tania. Dodatkowo nie ma żadnej gwarancji sukcesu. Wykażesz niesprawność urządzenia - zwyciężysz. Padłeś ofiarą nieuczciwego procederu - masz stuprocentową pewność porażki. Na pewno warto podjąć próbę walki chociażby dla samej zasady. Z drugiej strony ciężko dziwić się tym, którzy odpuszczają już na samym początku.