- Z danych z wielu sensorów w aucie można stworzyć dokładny profil użytkownika.
- Producenci aut nie chwalą się tym, co wiedzą o kierowcach.
- Trzeba się przyzwyczaić do inwigilacji albo... jeździć youngtimerami i nie używać smartfonów.
Nawigacja, integracja ze smartfonami, mobilny dostęp do internetu i do aplikacji – to nikogo już w nowych autach nie dziwi, tego właśnie oczekują klienci. Tyle że wszystkie te dodatkowe funkcje są okupione niemal całkowitą utratą prywatności. Na podstawie danych z setek sensorów zamontowanych w aucie, w połączeniu z informacjami, które producenci mają choćby z umów z klientami czy z dokumentacji serwisowej, można bez większych problemów stworzyć niezwykle dokładne profile poszczególnych użytkowników. Do kogo należą te dane? Kto ma prawo się nimi posługiwać? Czy kierowca może zabronić firmom podglądania go i zbierania informacji na jego temat? Te kwestie nie zostały jeszcze precyzyjnie uregulowane, a chyba już najwyższy na to czas!
W nowoczesnych samochodach można znaleźć nawet ok. 200 różnych czujników zbierających informacje m.in. o działaniu i stanie poszczególnych podzespołów, położeniu auta, warunkach zewnętrznych. W większości modeli dane te są przynajmniej wybiórczo przechowywane w pamięci sterowników, a np. w razie wypadku albo awarii specjalnie jest zabezpieczany zestaw informacji pozwalających precyzyjnie określić okoliczności tego zdarzenia. W najnowszych modelach producenci posuwają się o krok dalej – część danych jest przekazywana na bieżąco za pośrednictwem sieci komórkowych wprost do producentów. W starszych modelach dane tego typu mogą być pobierane np. podczas wizyt w serwisach, przy okazji podłączenia auta do urządzenia diagnostycznego. Nie bez powodu większość komputerów diagnostycznych używanych w ASO to tak naprawdę terminale online, połączone z komputerami w centrali producenta.
Ubezpieczyciela nie oszukasz
Odpowiedni sprzęt pozwala więc sprawdzić, kto i w jaki sposób używał samochodu, dokąd nim jeździł, jaki ma styl jazdy. W razie wypadku z pamięci sterowników da się odczytać informacje pozwalające określić nie tylko to, z jaką prędkością poruszało się auto w chwili zdarzenia i tuż przed nim, lecz także to, czy kierowca hamował, jakie były włączone światła, czy pasażerowie mieli zapięte pasy, czy było włączone radio, na którym biegu jechało auto, jakie ruchy kierownicą wykonał prowadzący. Często można nawet ustalić, kto dokładnie siedział za kierownicą – i to nie tylko po tym, czyj telefon był powiązany w danej chwili z autem, ale też po ciężarze kierowcy, bo samochody często mają w fotelach sensory ważące pasażerów po to, żeby optymalnie dopasować siłę działania poduszek powietrznych do ich masy. Dane tego typu w razie wątpliwości co do przebiegu wypadku mogą pozyskać odpowiednie służby oraz firmy ubezpieczeniowe – jakiekolwiek kłamstwa w zeznaniach mają teraz bardzo krótkie nogi! Podobnie jest w przypadku np. roszczeń gwarancyjnych – producent w każdej chwili może zweryfikować, czy do usterki doszło w takich okolicznościach, jak twierdzi właściciel auta zgłaszający reklamację.
Monitoring w standardzie
Od kwietnia 2018 roku wszystkie nowe auta będą musiały być wyposażone w rozwiązania techniczne pozwalające na ich stałe monitorowanie – efekt uboczny przepisów nakazujących stosowanie systemów eCall, automatycznie wzywających pomoc, gdy dojdzie do wypadku. Na pocieszenie: w połowie 2018 roku mają też wejść w życie nowe europejskie przepisy dotyczące ochrony danych, które powinny lepiej chronić przed nadużywaniem zbieranych informacji.
Z nowoczesnymi autami jest gorzej niż ze smartfonami – w przypadku tych drugich można przynajmniej wyłączyć niektóre „szpiegujące” funkcje, a w autach nie da się tego zrobić. Producenci upierają się, że dane zbierane przez auta są ich własnością, choć oczywiście zastrzegają, że prowadzą rygorystyczną politykę prywatności i że nie inwigilują konkretnych kierowców, jedynie zbierają dane w celach statystycznych lub ze względów bezpieczeństwa. Podpisujący umowę zakupu nowego auta powinni dokładnie ją przeczytać – z reguły złożenie pod nią podpisu oznacza zgodę na przekazywanie danych i ich przetwarzanie przez koncerny motoryzacyjne.
Connected car - inwigilacja na własne życzenie
Na rynku pojawia się coraz więcej aftermarketowych rozwiązań pozwalających na podłączenie auta do sieci. Są to m.in. urządzenia do monitorowania pojazdów firmowych, narzędzia diagnostyczne czy też montowany przez ubezpieczycieli sprzęt służący do monitorowania stylu jazdy kierowcy. Coraz więcej firm ubezpieczeniowych ma w swoim portfolio oferty pozwalające przynajmniej teoretycznie oszczędzać na ubezpieczeniu w zamian za zamontowanie monitoringu w aucie. Oczywiście, w ten sposób ubezpieczyciel zyskuje bat na kierowcę – jeśli z danych z monitoringu wynika, że kierowca jeździ niebezpiecznie, stawka może wzrosnąć, a w razie wypadku prowadzący może odpowiedzieć za przyczynienie się do niego. W przypadku aut firmowych monitoring to już w zasadzie norma – ważne jednak, żeby pracodawca poinformował pracownika, że samochód jest wyposażony w taki system.
Z technicznego punktu widzenia zamontowanie zestawu szpiegującego kierowcę to żaden problem – wystarczy wpiąć odpowiednie urządzenie do układu diagnostyki pokładowej (OBD), a dane będą wysyłane z reguły za pośrednictwem sieci komórkowej lub pobierane przez osobę nadzorującą pojazd i kierowcę raz na jakiś czas, np. przez wi-fi. W systemach montowanych jawnie urządzenie do monitoringu ma formę wtyczki wkładanej do gniazda OBD.
Naszym zdaniem
Większości systemów monitorujących auto i kierowcę nie da się wyłączyć – kupując nowy samochód, warto mieć tego świadomość. Trzeba się przyzwyczaić do inwigilacji albo... jeździć youngtimerami i nie używać smartfonów.
Korzystając np. z MirrorLinka, musisz liczyć się z tym, że producent auta może uzyskać dostęp do danych z twojego smartfona.
Nadzór nad autem przez komórkę: fajny gadżet, ale też i zagrożenie prywatności.
Rejestrator tras, podłączony do gniazda OBD, może stanowić dla hakerów ułatwienie dostępu do auta.
Urządzenia diagnostyczne wpinane do gniazda OBD też mogą zbierać dane o aucie i kierowcy.