Auto Świat Porady Prawo Liczba znaków na sekundę jazdy

Liczba znaków na sekundę jazdy

Autor Michał Krasnodębski
Michał Krasnodębski

Znacie taki parametr? Bo drogowcy chyba nie mają o nim pojęcia…

Liczba znaków na sekundę jazdy
Auto Świat / Piotr Czypionka
Liczba znaków na sekundę jazdy

Wystarczy spojrzeć na zdjęcie otwierające ten artykuł, aby zorientować się, o co chodzi. Na polskich drogach roi się od znaków. Zakazy, nakazy, informacje, tabliczki, do tego zmiany organizacji ruchu. Człowiek jest w stanie świadomie zaobserwować określoną liczbę bodźców w ciągu jakiegoś czasu. Kiedy tych bodźców będzie za dużo, to część z nich musi zostać przeoczona.

Z powyższego wynika prosta zależność. Im więcej znaków drogowych i im wyższa prędkość jazdy, tym trudniej zauważyć wszystkie znaki, prowadząc samochód. Być może nasi drogowcy zaliczyli jakiś kurs szybkiego czytania znaków, bo w wielu miejscach znaków tych jest zdecydowanie za dużo.

Czy naprawdę nie można projektować dróg tak, aby uniknąć kumulacji oznakowania?

Jedyne, co może zrobić kierowca, aby wszystkie te znaki przeczytać, to radykalnie zwolnić. A to nie zawsze jest bezpieczne – szczególnie gdy jedziemy w kolumnie samochodów. Nie ma innego sposobu na odczytanie każdego z gąszczu znaków, jak wydłużenie czasu obserwacji poprzez ograniczenie prędkości jazdy.

Tylko że jednocześnie liczba znaków bywa tak przesadzona, że nawet miejskie 50 km/h nie wystarczy, aby je wszystkie przeczytać. Słowo „przeczytać” zostało użyte celowo, bowiem wiele znaków ma jeszcze dodatkowe tabliczki informacyjne. Ich przeczytanie wymaga nie tylko dobrego wzroku, lecz także – po prostu – czasu.

Drogowcy mogą powiedzieć, że przecież czasem nie da się nic zrobić. Przejście dla pieszych, skrzyżowanie, zakręt, parking, ograniczenie prędkości, zanikający pas – to wszystko trzeba przecież oznakować. Owszem, ale czy nie można tak projektować drogi, aby uniknąć kumulacji tych elementów?

Żródło: Auto Świat / Adam Mikuła

Do tego dochodzi oznakowanie poziome – pasy na drodze to kolejne pole do popisu drogowych „artystów”, którzy uwielbiają malować. Wolelibyśmy, żeby zamiast na tworzeniu kosmicznie zawiłych malunków na asfalcie, skupili się na dbaniu o czytelność wcześniej wymalowanych znaków. Bo jest z nią w Polsce bardzo słabo, nowe linie na drodze malowane są z reguły dopiero wtedy, gdy starych już prawie nie widać.

Polskim drogowcom proponujemy następujący test. Proszę zamontować w aucie kamerę i przejechać się z dozwoloną prędkością odcinkami dróg o największym zagęszczeniu znaków. Trzy kolejne kamery niech nagrywają obraz po bokach i z tylu samochodu. Po powrocie z takiej drogowej rejestracji proszę postawić w ciemnym pokoju pięć monitorów. Do bocznych i centralnego górnego podpiąć obraz z kamer bocznych i tylnej. Centralny dolny monitor niech pokazuje obraz z kamery przedniej. I jeszcze jeden monitor, na którym będą wyświetlane plansze z mijanymi po drodze znakami.

Teraz wystarczy włączyć taki symulator jazdy i obserwować drogę, lusterka i plansze ze znakami. A po np. 15 sekundach jazdy w gąszczu oznakowania wyrecytować z pamięci wszystkie znaki, które minął samochód. Nie da się? Trzeba by było patrzeć tylko na monitor ze znakami, żeby je wszystkie zapamiętać?

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Nadmiar znaków może w skrajnych przypadkach zmniejszyć bezpieczeństwo jazdy, zamiast je poprawić. To dlatego, że kierowca, aby zaobserwować wszystkie znaki i odczytać ich przekaz, musi na długo oderwać wzrok od drogi i lusterek wstecznych.

"Sprzątanie" znaków po remontach nie jest mocną stroną polskich drogowców. Czy mają to robić kierowcy?

W zasadzie drogowcy mają dwa wyjścia, gdyby oczywiście temat ich zainteresował. Pierwszym, najprostszym, jest drastyczne ograniczenie prędkości jazdy na odcinkach wyjątkowo bogatych w oznakowanie pionowe i poziome. Drugim, trudniejszym, jest takie projektowanie dróg, aby potencjalnie ryzykowne miejsca, wymagające oznakowania, nie występowały jedno za drugim w bardzo niewielkiej odległości od siebie.

Bardzo często jeździmy „na pamięć”, na tzw. autopilocie. Ale spróbujcie przeczytać każdy mijany znak w swoim mieście, na osiedlu, tam, gdzie codziennie dojeżdżacie np. do pracy, a może się okazać, że odczytanie tych wszystkich znaków wymaga zwolnienia mocno poniżej prędkości dozwolonej na danym odcinku drogi. A do tego skupienia się wyłącznie na znakach. Skoro miejscowi mieliby z tym kłopot, to co mają powiedzieć przyjezdni?

Zapraszamy do komentowania – może ktoś odpowiedni to przeczyta i drogowcy zaczną chociaż w porę zdejmować nieaktualne znaki związane z remontem drogi. To nie jest trudne, a może wielu kierowcom oszczędzić nerwów, ułatwić życie i poprawić bezpieczeństwo jazdy.

Autor Michał Krasnodębski
Michał Krasnodębski
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków