Na naszych drogach podobno jest coraz bezpieczniej. Fotoradary, zarówno te stacjonarne, jak i mobilne, odcinkowe pomiary prędkości – to wszystko ma sprawić, że będziemy wolniej jeździć, czyli według policji bezpieczniej. Żeby nie było: nie jestem przeciwnikiem tego wszystkiego, co studzi zapędy mistrzów prostej.

Ale uważam, że nie tędy droga, bowiem – jak się okazuje – w miejscach automatycznych kontroli jest bezpieczniej, wszyscy zwalniają, żeby po chwili wcisnąć pedał gazu w podłogę. W minionym tygodniu pokonałem Polskę wzdłuż i wszerz – zgadnijcie, proszę, ilu spotkałem policjantów pilnujących porządku na krajowych drogach. Nie, nie dwóch i nie dziesięciu – tak, wygrywają ci, którzy postawili na zero. A podobno policja odnosi same sukcesy!

Przecież co chwila słyszymy o tym, że zatrzymano wariata pędzącego autostradą ponad 200 km/h, nie wspominam już o sukcesie, jakim jest zatrzymywanie prawka za zbyt szybką jazdę w terenie zabudowanym – przepisy te są co prawda wątpliwe, ale mogą mieć pozytywny wpływ na poprawę bezpieczeństwa na naszych drogach.

Jednak ma to miejsce tylko i wyłącznie w terenie zabudowanym. A co dzieje się poza nim? Chyba sami widzicie. No właśnie, podczas mojej długiej podróży miałem okazję poobserwować zachowania innych kierowców. Wnioski są zatrważające. Wielu nigdy nie powinno otrzymać prawa jazdy, i to nie dlatego, że nagminnie przekraczają prędkość, lecz za to, że zachowują się na drodze tak, jakby byli na niej sami.

Aż chce się sparafrazować fragment piosenki Mr Zooba: Mój jest ten kawałek drogi, nie mówcie mi więc, co mam robić. Niestety, za kierownicą jesteśmy samolubami, patrzącymi nie dalej niż koniec maski naszego samochodu. Niewielu kierowców potrafi przewidzieć sytuację na drodze. A jeśli taki samolub już wjedzie na jezdnię mającą przynajmniej dwa pasy w jednym kierunku, to którym jedzie? Oczywiście, lewym, bo jazda prawym to ujma na honorze. Jak już zmienia pas, to – przyzwyczajony przez lata do jazdy jednopasmówkami – nie spojrzy w lusterko, tylko zdecydowanym ruchem kierownicy wjedzie na sąsiedni, bo przecież z przodu nic nie będzie jechać.

A z tyłu? Niech martwi się ten, kto jedzie za nim. Jeszcze ciekawszym zjawiskiem są tak zwani nauczyciele. Jedziesz lewym pasem i wyprzedzasz, a tu nagle w lusterku feeria świateł. Tak, to „nauczyciel”. Najpierw będzie siedział ci przez kilka chwil na zderzaku, a potem wjedzie przed ciebie i – ucząc cię pokory – gwałtownie zahamuje. Przykładów jest wiele, może macie jakieś ciekawe? Jeśli chcecie się nimi z nami podzielić, to z przyjemnością na ich podstawie postaramy się stworzyć portret polskiego kierowcy samoluba.

Naszym zdaniem

Nie jesteś sam na drodze! Drogi coraz lepsze, ale nie potrafimy z nich korzystać. Policja idzie po linii najmniejszego oporu: zamiast edukować i wyciągać konsekwencje niebezpiecznych zachowań, potrafi jedno – stanąć na poboczu z radarem. Nie tędy droga!