Wschodzące letnie słońce delikatnie odbija się od niebieskich owali. Czarny wlot na masce łypie swoim jedynym okiem zastygły oczekiwaniu na nieuniknione. Osiemnastocalowe koła niecierpliwie chłodzą się w cieniu potężnych błotników zakończonych "rybimi skrzelami".

Kluczyk ląduje w stacyjce. Rozświetlone czerwoną poświatą wskazówki na desce rozdzielczej podrywają się równocześnie do góry jak idealnie zsynchronizowana grupa baletowa. Wydaje się, że na ułamek sekundy świat milknie tylko po to, żeby z odpowiednimi honorami powitać dudnienie trzystu koni zbudzonych z lekkiego snu.

Ukryty pod niebieską kopułą mechanizm o pojemności "zaledwie" 2,5 litra zaczyna żłopać paliwo z pragnieniem, którego nie powstydziłby się Smok Wawelski. Nic w tym dziwnego - stado rumaków uwięzionych w bloku silnika SUBARU BOXER wymaga specjalnego traktowania. W tym samochodzie ekonomiczna jazda oznacza spalanie 12 litrów na 100 km. Zapinam pasy rozkoszując się cichym bulgotem wydobywającym się z czterech potężnych rur wydechowych.

Wygodny, sportowy fotel daje poczucie bezpieczeństwa i sprawia, że czuję się częścią tej pokrytej niebieskim lakierem machiny. W zasięgu mojej dłoni są wszystkie przełączniki, pstryczki i guziki. Ale mnie interesują tylko cztery rzeczy: obrotomierz łypiący na mnie czerwoną źrenicą zapalającą przy wartości około 6,5 tys. obr/min, dźwignia zmiany biegów, gaz i sprzęgło. Ruszamy.

Niebieskie Subaru nawet jak stoi, to prosi się o mandat za przekroczenie prędkości. W ruchu wygląda zapewne jeszcze lepiej.

Pakiet STI to zbroja, którą nowa Impreza nosi dumnie i z podniesionym czołem. Mocno zarysowane błotniki zgrabnie przechodzące w przedni zderzak, nie dający się nie zauważyć ogromny, czarny wlot na masce i tylny spojler o takich rozmiarach jakby jego zadaniem była osłanianie szyby przed słońcem. Tył zwieńczają dwa podwójne chromowane wydechy i oczywiście bijący czerwienią znaczek STI.

Skoro już jesteśmy przy tyle samochodu… nie można nie wspomnieć o kontrowersjach, jakie wynikły po zabiegu przeistoczenia Imprezy w "pospolitego" hatchbacka. Podobno powstał nawet swojego rodzaju ruch mający na celu obronę "starego stylu". Jak głosi plotka, co bardziej fanatyczni posiadacze zapowiadali, że… sprzedadzą swoje umiłowane samochody spod znaku Subaru, ponieważ nowa odsłona jest podobna do Lanosa...

"Zmiany są złe" - powiedział kiedyś ktoś, ale czyż nie podobna sytuacja ma czasami miejsce w przypadku zespołów muzycznych, które zamiast nagrać 50-tą płytę w tym samym stylu co 49 pozostałych ryzykują i obierają inną, niż wszyscy fani oczekują drogę?

Najprawdopodobniej w tym przypadku jest podobnie i (delikatnie ujmując) śmieszne deklaracje sprzedaży Imprez przez ortodoksyjnych użytkowników i ogólne oburzenie wynikające chyba raczej z zaskoczenia nie zmieni faktu, że mamy tu do czynienia z udaną kontynuacja filozofii Imprezy STI.

Najwspanialszych wrażeń doznaje się jednak siedząc w środku. Dochodzący do naszych uszu dźwięk boksera w zawrotnym tempie osiągającego maksymalne obroty to jedną z najpiękniejszych symfonii stworzonych przez inżynierów. Wspomniany wyżej kubełkowy fotel bardzo dobrze spełnia swoją rolę walcząc z siłą odśrodkową. A pracę ma trudną do wykonania, ponieważ stały napęd na cztery koła w połączeniu ze sportowym zawieszeniem i 300-konnym silnikiem od nowa definiuje pojęcie przyczepności. Wydaje się, że wcześniej zostały na asfalcie ułożone niewidzialne szyny. Do tego dochodzi umieszczony pod prawą ręką system sterowania układem napędowym. Posiada on trzy tryby: do miejskiej jazdy, Sport i agresywniejszy Sport Sharp - stworzony, aby wycisnąć z silnika siódme poty. Za mało? To dołożymy sterowanie aktywnym centralnym mechanizmem różnicowym. Niewielki ruch palca wskazującego i zwiększamy lub zmniejszamy przenoszenie momentu na oś przednią.

Za bezpieczeństwo kierowcy odpowiada także system kontroli trakcji, który daje o sobie znać delikatnym pomarańczowym miganiem na desce rozdzielczej w sytuacjach.. ekstremalnych. Ale kto by na to zwracał uwagę przy zakręcie o kącie 90 stopni pokonywanym przy dźwiękach śpiewających opon…

Mimo że Subaru w brutalny sposób "zerwało" z wieloletnią stylistykąnie można powiedzieć że zerwało z "religią STI". Nowa Impreza w tym pakiecie to zbiór wszystkich najlepszych, odświeżonych cech swoich poprzedników z zupełnie nową twarzą. Ponieważ wiadomo, że każde zmiany są i będą krytykowane należy tylko uzbroić się w cierpliwość. Z czasem nawet najbardziej zatwardziali zwolennicy poprzednich wersji odkryją w nowej Imprezie to co powoduje że wielbią ten model.

Z bólem przekręcam kluczyk. Gasną światła. Wskazówki na cyferblacie opadają jakby w zwolnionym tempie. Po symfonii, jaką zgotowali mi inżynierowie Subaru wydaje mi się, że świat stał się jakby cichszy…, a już na pewno nieco wolniejszy.