Poszukując odpowiedzi postanowiliśmy zabrać na tor wyścigowy Kię Picanto, by sprawdzić, czy będzie w stanie spełnić oczekiwania adeptów sportów motorowych…

Wybór nieprzypadkowo padł na Picanto. Koreańskie autko od trzech sezonów stanowi bazę do budowy wyścigówki startującej w Pucharze Kia Lotos Cup. Po wymianie zawieszenia, wyrzuceniu z kabiny wszelkich udogodnień oraz wypełnieniu powstałej przestrzeni rurami klatki bezpieczeństwa Kia staje się poważną bronią. A jej cywilna odmiana?

Zaskoczyła nas. Wysokie auto z wyłupiastymi reflektorami sprawia wrażenie potulnego i nieco zniewieściałego. Jedynie ładne felgi oraz koła w - imponującym jak na wielkość auta - rozmiarze 175/50 R15 sugerują, że Kia nie stronić od nieco ostrzejszej jazdy. Chwilę po przekręceniu kluczyka w stacyjce cztery cylindry o pojemności 1,1 litra metalicznym odgłosem pracy oznajmiły, iż są gotowe do współpracy.

Jedziemy na tor. Obiekt w Kielcach jest położony między wzniesieniami. Kia będzie miała więc do zdania ciężki egzamin. W trakcie weekendowego treningu na torze pojawiły się także inne pojazdy - m.in. Megane Coupe, Citroen C5 oraz Ford Kuga. Czy w takim towarzystwie będzie można cokolwiek zwojować samochodzikiem o mocy zaledwie 65 KM i uzyskującym 100 km/h po 14,7 sekundy od startu? Wątpliwe.

A jednak! Instruktor zarządza próbę wyścigowego startu. Wozy ustawiają się na jednej linii, zaś silniki zostają wkręcone na obroty… Szybki ruch flagi oznacza, że czas zwolnić sprzęgło. Szerokie opony Picanto nie mają najmniejszych problemów z przeniesieniem mocy na asfalt. Malutki silniczek obiecująco jazgocząc kręci się chętnie aż do czerwonego pola obrotomierza. Później przychodzi czas na szybki ruch ręką, by precyzyjna dźwignia zmiany biegów wylądowała w pozycji oznaczonej cyfrą "2". Jadąca obok Kuga została w tyle. Startujący z drugiej linii Citroen C5 z silnikiem V6 i automatyczną skrzynią biegów nie jest w stanie dogonić Kii na dystansie dwustu metrów. Nie ma wątpliwości. Egzamin z przyśpieszania Kia zdała koncertowo.

Czas na większe wyzwanie. Ekspediujemy "Kijankę" na tor kartingowy. Kombinacje połączonych ze sobą zakrętów, ciasnych nawrotów oraz prostych pozwalających rozpędzić się do ponad 100 km/h są dużym wyzwaniem dla układu kierowniczego oraz zawieszenia. Pierwsze okrążenia pokonujemy nieśmiało, zapoznając się z torem i obmyślając strategię pokonywania kolejnych wiraży. Później jest już tylko szybciej i szybciej. Wyjście z nawrotu, rozpędzenie się na prostej, ostre przejście z lewego łuku w prawy i zakończenie całego manewru przycięciem zakrętu… Później kombinacja ciasnego lewego oraz prawego… Na początku przejeżdżana na okrągło. Po kilkunastu minutach fantazja bierze górę. Prawa noga dusi gaz do podłogi, a w tym samym czasie lewa z dociska hamulec i ustawia Picanto bokiem. Nawet w poślizgu Kia przemieszcza się zgodnie z życzeniami kierowcy. Czy to na pewno auto do jeżdżenia po zakupy? Dość powiedzieć, że na hamowanie lewą nogą nie pozwalają czterokrotnie mocniejsze pojazdy.

Eksperymentujemy dalej. Szybkie odjęcie gazu w środku łuku pozwala delikatnie nadrzucić tyłem, co przydaje się w trakcie jazdy po partiach następujących po sobie zakrętów. Na koniec przyszedł czas na wyzwanie, którego baliśmy się od samego początku - prawdziwy, głęboki i kontrolowany poślizg. W wąskim oraz lekkim samochodzie ewolucja może okazać się karkołomna. W dosłownym tego słowa znaczeniu - wytrącenie z równowagi pojazdu z wysoko położonym środkiem ciężkości potrafi zakończyć się fikołkiem. Na ciasnym łuku podcinamy jednak Kię "ręcznym". Tył auta mocno ucieka, więc trzeba wykazać się szybkimi rękoma i założyć kontrę. Tor kartingowy wygląda jak pomniejszony obiekt dla samochodów, więc bokiem wpadamy w kolejny zakręt. Mówiąc "A", warto też powiedzieć "B". Raz jeszcze "ręczny" idzie w ruch, zaś Picanto z jednego poślizgu wpada w drugi…

Po kilkudziesięciu minutach doskonałej zabawy nadchodzi czas na skonfrontowanie Kii z fragmentem leśnej pętli toru Kielce. Droga wspinająca się na szczyt wzniesienia, szybkie i długie łuki wraz z ciasną "agrafką" wystawiają auto na ciężką próbę. Pod górę można mknąć z gazem opartym o podłogę. Prawdziwa zabawa zaczyna się na zjazdach. Prędkość rośnie zdecydowanie szybciej. Dystans do jadącego z przodu Hyundai’a Coupe zaczyna się wyraźnie skracać. Inni uczestnicy treningu jednogłośnie stwierdzają, że Picanto nie brak dynamiki. Byłoby idealnie, gdyby producent zadbał o możliwość większego obniżenia fotela kierowcy oraz zamontował lepiej trzymające fotele.

W ekstremalnych warunkach Picanto spisało się nadspodziewanie dobrze. Bez większych trudności poradziło sobie również z miejską dżunglą. Znalezienie miejsca parkingowego dla autka o długości 3,5 metra nie stwarza większych problemów, a dzięki dobrej widoczności wpasowanie się w nie jest łatwe. Bagażnik o pojemności 157 litrów bez trudu połknie największe zakupy. W razie potrzeby można złożyć tylne siedzenia i uzyskać przestrzeń o objętości 882 litrów.

Cena najmniejszej Kii została korzystnie skalkulowana. Testowana odmiana 1.1 12V Comfort była warta 36 400 PLN. Wyposażenie pojazdu było nadspodziewanie bogate. Na pokładzie znaleźliśmy elektrycznie regulowane szyby i lusterka, cztery poduszki powietrzne, radioodtwarzacz z CD, centralny zamek oraz klimatyzację.

Koszty paliwa nie powinny nadwerężać domowego budżetu. Przy rozsądnej jeździe można liczyć na spalanie nieprzekraczające 6,5 - 7 l/100km. Osobom nie stroniącym od dociskania gazu do podłogi śpieszymy donieść, że brutalnie traktowany Koreańczyk potrafi jednak spalić prawie 10 l/100km.

Zaskakująco sprawne. Takie właśnie jest sympatycznie Picanto. Nie od dzisiaj wiadomo, że czerwone samochody są najszybsze. Miejska Kia potwierdziła, że w obiegowej opinii jest ziarno prawdy. Z pewnością sceptycy powiedzą, że z mocą 65 KM nie uda się wiele zwojować. Na szczęście rzeczywistość lubi zaskakiwać…