Pierwsze jazdy odbyły się w Austrii, latem. Potem kolejne, już w Polsce, też było słonecznie i ciepło. Zapamiętałem sposób sterowania zestawem audio, przy którym iDrive BMW to dziecinna igraszka, silnik, który wbrew potrzebom klientów segmentu aut luksusowych zbyt często pracować musi na wysokich obrotach, skrzynię biegów, która w trybie czysto automatycznym zbiera myśli tak wolno jak poseł partii chłopskiej. Nic szczególnego. Kolejny samochód, o którym wszyscy zapomną do czasu, gdy pojawi się na rynku aut używanych.

Ale musiałem pojechać do Lublina. Nie znoszę podróżować w strumieniu złomu z Ukrainy i Białorusi, toteż zaplanowałem podróż jednym z moich tajnych skrótów, na którym znajduje się odcinek kilkudziesięciu kilometrów, którego nikt nigdy nie odśnieża. Postanowiłem wykorzystać go do sprawdzenia, jak na śliskiej nawierzchni zachowuje się nowatorski napęd na cztery koła SH-AWD. Lewa ręka powędrowała do szeregu przycisków po lewej stronie kierownicy. CMBS - oparty na radarze system zapobiegania zderzeniom - wyłączony, choć na przykład przy jeździe miejskiej może się naprawdę przydać. VSA - czyli odpowiednik ESP, porządnie zestrojony - wyłączony. Przycisk AFS pozostawiam nietknięty - to wyłącznik doświetlania zakrętów przez obrotowe ksenonowe światła mijania (bujające się na boki w sposób mniej histeryczny niż w innych autach z podobnymi rozwiązaniami).

295 koni pod maską, skrzynia biegów w trybie D3 (jej działanie ograniczone jest do trzech pierwszych biegów - zmiana manualna nie sprawdza się w ferworze walki, lewa łopatka zmiana w dół, prawa w górę, a może odwrotnie...myli mi się), gaz. I rewelacja! Nie wolno tylko tchórzyć i odpuszczać prawego pedału w łuku. Można przejechać zakręt po śniegu zupełnie jak idealnie zbalansowanym samochodem tylnonapędowym, więcej gazu, działa sprytna miniprzekładnia planetarna, przyspiesza zewnętrzne tylne koło i Legend trafia jakby na niewidzialny krawężnik. W sposób graniczący z magią samodzielnie, bez udziału VSA (wyłączonego zupełnie), likwiduje nadsterowność i z wielką pewnością siebie wyjeżdża z zakrętu. Towarzyszy temu precyzyjna i naprawdę mocno sportowa praca zawieszenia, które nawet na mocno pofalowanej nawierzchni nie pozwala nadwoziu na nadmierne ruchy. Bez trudu można też - po odrobinie treningu - jeździć głębokimi slajdami, nad którymi niezmiernie łatwo zapanować. Dawno się tak dobrze nie bawiłem.

Jeśli miałbym porównać zachowanie Hondy Legend na śliskiej nawierzchni do zachowania innego samochodu, powiedziałbym: Mitsubishi Lancer (to komplement!). Ciężki, wygodny, luksusowy Lancer. Dla takiej jazdy po śniegu warto się trochę pomęczyć na suchym asfalcie. Dobry samochód dla biznesmena z umiejętnością jazdy sportowej, który będzie czerpać przyjemność z pokazywania tylnych świateł superwygodnym barkom rzecznym na kołach, którymi jeżdżą inni.