Niezupełnie. Na ulicach miasteczka Valldemosa na Majorce, gdzie zdaje się Chopin zamieszkiwał z George Sand, wygląda rewelacyjnie. Jak wiele przedmiotów typu premium, albo wręcz luksusowych, nie jest niezbędny do życia. Trzydrzwiowe nadwozie, naturalna konsekwencja prototypów SCC oraz C30 Design Concept, powinno przywodzić na myśl wcześniejsze modele Volvo - legendarne P1800 oraz od niedawna kultowe Volvo 480, ale mnie jednak bardziej kojarzy się z tradycyjnie lubianym przez Anglików nadwoziem typu shooting brake. Jakby kombi z trojgiem drzwi i długą drugą boczną szybą. Zgodnie z założeniami producenta, ma się podobać młodym, dynamicznym mieszkańcom miast (także tym, którzy wcześniej nigdy nie myśleli o samochodzie Volvo) oraz osobom w bardziej zaawansowanym wieku, które już nie mieszkają z dziećmi.

Samochód, który do sprzedaży w Polsce trafi w lutym przyszłego roku, zbudowano na platformie C1 koncernu Forda, tej samej, z którą mają wiele wspólnego takie samochody jak Ford Focus, Ford C-Max, Mazda 3, nowy Land Rover Freelander, Volvo S40 i V50... oznacza to tyle, że fundament, na którym zbudowano technikę tego samochodu jest bardzo solidny. Czteromiejscowe (z tyłu dwa osobne fotele) auto produkowane w Belgii może być napędzane silnikami benzynowymi o mocy od 100 do 220 KM lub turbodieslami od 109 do 180 KM.

Podczas pierwszych jazd testowych jeździłem najmocniejszym turbodieslem z przekładnią automatyczną oraz najmocniejszym silnikiem benzynowym, z przekładnią mechaniczną i automatyczną. Pierwszy silnik spodoba się osobom, które jeżdżą głównie w mieście (automat jak znalazł) i czasem udają się w dłuższą podróż (gdzie turbodiesel pokaże, co potrafi, podczas wyprzedzania), zaś drugi to jednostka idealna dla tych, którzy mają czasem ochotę na fajerwerk przyspieszenia i lubią brzmienie silnika, które można porównać do charakterystycznego gangu 5-cylindrowego silnika turbo w rajdowych Audi Quattro z lat 80., ale słuchanego uszami zatkanymi watą.

Oprócz oczywistego w samochodzie Volvo bogatego wyposażenia związanego z bezpieczeństwem pasywnym i aktywnym mamy tu parę nowości - ostrzegający o obecności pojazdów w martwym polu lusterek system BLIS (naprawdę działa, migające pomarańczowe lampki widać kątem oka), oferowany w kolorze nadwozia lub kolorze kontrastowym zewnętrzny pakiet stylizacyjny, system audio ze wzmacniaczem Alpine 5 x 130 W, dekoderem Dolby Pro Logic II i głośnikami Dynaudio (brzmi świeżo i czysto, nadaje się do słuchania jazzu i muzyki klasycznej, a nie tylko jakiegoś bum-cyk).

Ale design i gadżety to dla mnie za mało, samochód musi mieć przede wszystkim przewidywalne i zapewniające rozrywkę podwozie. I ten takie ma. Według mnie to najbardziej sportowe Volvo w obecnej ofercie szwedzkiej firmy, i moc silnika nie ma z tym nic wspólnego. Zwarte nadwozie zachęca do agresywnego atakowania górskich zakrętów, a podwozie ma tak doskonale dobrane siły tłumienia amortyzatorów, że ma się ochotę sprawdzić, czy to naprawdę Volvo. Subtelnie skalibrowane ESP (tak naprawdę niewyłączalne, przez Volvo nazwane DSTC) nie przeszkadza w płynnej, sportowej jeździe. Samochód w każdej sytuacji reaguje liniowo, progresywnie, uczciwie.

Bez trudu mogę sobie wyobrazić osoby, którym się ten - bardziej ludyczny niż inne - model Volvo spodoba. Drażni mnie tylko za mały zakres wzdłużnej regulacji przednich foteli, wynik kompromisu inżynierów ze specami od ergonomii - dłuższe szyny zabrałyby miejsce na stopy tylnych pasażerów. Dłuższa jazda oznacza więc ułożenie stóp na pedałach pod bardzo niewygodnym kątem. Ale... podobno cierpienie uszlachetnia.  W tym samochodzie poczułem się tak modny, nowoczesny i designerski, że byłem gotów troszeczkę pocierpieć.