Czy to z przodu, czy z tyłu, chyba każdy dziś rozpoznaje auta Seata. Czy tak samo bezbłędnie będzie można zidentyfikować nową Ibizę? Kiedy auto już „zasiedli” ulice i parkingi, to zapewne tak, bo trudno odmówić mu oryginalności. Jednak na tle innych Seatów to coś nowego. Nie ma już tylnych lamp z okrągłymi elementami świetlnymi. Nie widać linii, które kiedyś zadebiutowały w Alfie Romeo, by „przeprowadzić się” do Hiszpanii ze swoim projektantem, którego dzieła dodały Seatowi skrzydeł. Zaczynamy za nimi tęsknić. Na szczęście w środku zagwarantowano przyjemniejsze doznania. Testowa Ibiza w wersji Sport jest z punktu widzenia kierowcy znacznie ciekawsza od niższych specyfikacji. „Sportowa” Ibiza nie przestaje być praktyczna Kubełkowe fotele są przyjemnie twarde (czytaj: po dłuższej trasie nie będą bolały plecy) i mocno podpierają na zakrętach. Skórzana kierownica oraz dźwignia biegów dbają, by kierowca czuł się wyróżniony i dopieszczony. Najważniejsze, że na sportowym klimacie wnętrza nie ucierpiała jego praktyczność. Ibiza 1.9 TDI Sport nadal jest jednym z najprzestronniejszych i najwygodniejszych do prowadzenia samochodów segmentu B. Jej kierowca wcale nie musi tęsknić za kompaktem, bo ma wystarczająco dużo miejsca, by nie narzekać na swobodę ruchów. Regulowana w dwóch płaszczyznach kierownica, szeroki zakres ustawień fotela – w aucie tej wielkości mało który producent oferuje więcej. Niedoróbka: po maksymalnym odsunięciu fotela okazuje się, że obrys Ibizy zasłania jedną trzecią powierzchni lewego lusterka, ograniczając widoczność, bo możliwości regulacji kończą się zbyt wcześnie.   To jednak małe zmartwienie. Większym będzie tylny słupek o monstrualnych rozmiarach, który potrafi zasłonić stojącą za autem dorosłą osobę. Tak, można się do tego przyzwyczaić – przecież w autach dostawczych do tyłu nie widać nic, a mimo to ich kierowcy jakoś sobie radzą. Tyle że jeżeli styliści dalej będą tak dyktować warunki, to niedługo auta będą miały wzierniki zamiast okien. W tym momencie zwykle zaglądamy na tylną kanapę i do bagażnika. Ale ponieważ Ibiza nosi prowokującą nazwę Sport, sprawdzimy najpierw, co potrafi podczas jazdy. A umie wiele. W porównaniu z poprzedniczką prowadzi się zdecydowanie mniej nerwowo, z apetytem połykając ostre zakręty. I – tutaj uwaga – auto nie jest już tak bezsensownie twarde! To świetna nowina, bo na autostrady przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Układ kierowniczy daje świetne wyczucie drogi. Biegi, pedały – wszystko działa tak dobrze, że wystarczy wsiąść i przejechać kilka kilometrów, by zrozumieć język tego samochodu. Ibiza świetnie rozumie swojego kierowcę i jest to relacja pełna wzajemności. Leciwy, warczący napęd jest nadal konkurencyjny Jedyne „ale” to silnik. Warczy i trzęsie autem, płosząc ptaki przy porannym uruchamianiu Seata. Brzmi to jak bajka, ale doszło do tego, że prekursor technologii superoszczędnych diesli – Volkswagen – zaspał i pozwolił się wyprzedzić całemu peletonowi konkurentów. Włoskie, koreańskie, japońskie czy francuskie turbodiesle są dziś przy niemieckim klasyku ciche niczym bryza. Ale to wcale nie musi oznaczać, że 1.9 TDI dało się pokonać! Wystarczy pierwsze ruszenie z miejsca, by docenić lata pracy nad tym silnikiem. Mało która konstrukcja konkurencji jest tak wszechstronna i tak dobrze ciągnie już od niskich obrotów! Auto fajne, tylko dlaczego takie drogie? W stanie „surowym”  Ibiza 1.9 TDI Sport z filtrem cząstek stałych kosztuje prawie 60 tys. zł. Dodajmy do tego niezbędną klimatyzację za 3990 zł i radio za 1790, plus kilka gadżetów... czy to nie przesada? Podsumowanie Nowa Ibiza ma duże możliwości. Zachowuje temperament poprzedniczki, ale dodaje do niego znacznie więcej harmonii resorowania, które jest teraz sztywne, ale nie bezsensownie twarde. Leciwy motor pokazuje się z jak najlepszej strony, niestety mocno przy tym hałasując. Nadwozie okazało się praktyczne. Tylko, Seacie, dlaczego tak drogo! Blog: krasnodebski.motogrono.pl