Przyznajemy – kiedy zaczynaliśmy test jednego z najtańszych chińskich skuterów na rynku, wielu z nas po cichu liczyło na to, że będzie o czym pisać. Nic nie sprzedaje się tak dobrze, jak doniesienia o groźnych awariach, uszkodzeniach, wadach fabrycznych.

W końcu jaki pojazd pozwala liczyć na coś takiego bardziej, niż skuter, który można kupić w hipermarketach za mniej niż 1500 zł? Poszukiwacze sensacji mogą czuć się zawiedzeni – eksploatacja Torosa okazuje się na razie absolutnie bezproblemowa. Skuter ochoczo zapala, dowozi nas do wybranego celu. Czego chcieć więcej?

W trakcie eksploatacji, po pierwszych 300 km, nasz Toros trafił na obowiązkowy przegląd. To tak naprawdę jedyny zgrzyt – jego wykonanie kosztowało nas aż 160 złotych, czyli niemal 10 proc. ceny pojazdu!

Po kolejnych 200 kilometrach ponownie, ale tym razem już z własnej inicjatywy, wymieniliśmy olej silnikowy na markowy produkt z wyższej półki. Zobaczymy, jak owoc chińskiej myśli technicznej odwdzięczy się za naszą troskę.

Lepiej niż się spodziewaliśmy

Nasz skuter kupiliśmy w czerwcu w autoryzowanym salonie importera. Zrobiliśmy to incognito, żeby uniknąć ryzyka, że trafi do nas specjalnie przygotowany, podrasowany egzemplarz. Z Torosa korzysta na zmianę kilku kierowców, którzy najczęściej poruszają się nim na krótkich, miejskich trasach, choć zdarzały się nam też dalsze, kilkudziesięciokilometrowe wyjazdy. Na razie nie zapadła decyzja, jak długo potrwa test.

Piotr Szypulski - Kiedy odbierałem nowy skuter z salonu, byłem pełen złych przeczuć. Po kilkuset metrach zepsuł się w nim prędkościomierz, obawiałem się, że kolejne awarie są tylko kwestią czasu. Po dokładnym samodzielnym przeglądzie zerowym nabrałem do niego więcej zaufania – do tej pory Toros mnie nie zawiódł. Dzięki niemu doceniłem uroki takiego środka transportu i... prywatnie też kupiłem dla siebie chiński skuter, tyle że z lepszymi, tarczowymi hamulcami.

Piotr Burchard - To jeden z takich pojazdów, w przypadku których doskonale sprawdza się zasada: „jak dbasz, tak masz”. Moim zdaniem wiele problemów, na które skarżą się użytkownicy „chińczyków”, wynika z kiepskiej jakości montażu i tego, że przeglądy zerowe przed wydaniem pojazdu klientowi to często fikcja. Po solidnym dokręceniu wszystkich śrub i ogólnej weryfikacji nasze F16 „lata” bezproblemowo. Przynajmniej na razie.

Błażej Buliński - Dotychczas ze skutera korzystałem tylko podczas wakacji nad morzem. W zatłoczonej Warszawie po przezwyciężeniu strachu przekonałem się, że w słoneczne dni nie ma lepszego środka komunikacji, by szybko dostać się do pracy. Zamiast spędzać 40 minut w korku, mogę rano poleżeć o 20 minut dłużej w łóżku! Choć F16 nigdy mnie nie zawiodło, to na minus muszę zaliczyć małe koła (trzeba uważać na dziury) i śmierdzące plastikiem manetki.

Maciej Brzeziński - Niektórzy twierdzą, że wadą tego skutera są słabe hamulce (faktycznie są beznadziejne), ale tak naprawdę, biorąc pod uwagę niewielką przyczepność malutkich kółek, dzięki temu unikamy groźnych poślizgów – zatem to nawet zaleta. Skuter jeździ, skręca, ma elektryczny rozrusznik i przekładnię bezstopniową, brakuje tylko stylu. Jednak za te pieniądze nie można na to liczyć.

Wojciech Denisiuk - Jeździłem różnymi skuterami i na ich tle Toros wypada blado. Jest mały, niewygodny i wolno się rozpędza. Mimo to uważam, że dobrze wydaliśmy wspólne pieniądze.