Niestety, to nie była pomyłka. Ale zacznijmy od początku! Chodzi o nowego Volkswagena Golfa, którego pokaz dla prasy z całego świata odbywał się na Islandii. Dlaczego akurat tutaj? Ograniczenie prędkości do 90 km/h, mało dróg, jeszcze mniej zakrętów – jak mamy tu przetestować nowy samochód? Podczas gdy dziennikarze z całego świata próbują „zbierać” wrażenia z jazd na prościutkiej autostradzie między lotniskiem a stolicą państwa Rejkiawikiem, my z tej wady uczyniliśmy zaletę.Dookoła Islandii? To nie może się udać... Jesteśmy pierwszymi redaktorami, którzy postanowili przeprowadzić prawdziwy test wytrzymałościowy nowego Golfa VI na najtrudniejszych drogach Europy. Bierzemy kluczyki, mapę z wyznaczonymi celami zwyczajowych tras i wsiadamy do auta. Zamiast prostej wycieczki do Błękitnej Laguny (kąpiel w ciepłych źródłach), ruszamy w poszukiwaniu prawdziwych przygód w dzikim krajobrazie Islandii. Nasz srebrny Golf to 140-konne TDI, wersja Comfortline, z preselekcyjną przekładnią DSG i wszystkimi możliwymi dodatkami: jasnymi, skórzanymi i w dodatku sportowymi siedzeniami, nawigacją z twardym dyskiem oraz – co mało przydatne w tej głuszy – urządzeniem automatycznie parkującym! Bardzo śmieszne, do naszego testu luksusowo wyposażony Golf pasuje jak stara, zardzewiała furgonetka do przewożenia holywoodzkich gwiazd na rozdanie Oscarów. Trudno, musi się udać. Jedziemy drogą N1 na wschód. Silnika w ogóle nie słychać. Nawet w trakcie przyspieszania. Nowy motor z Common Railem nie tylko liniowo rozwija swoją moc, lecz także jest dużo cichszy od wyposażonych w pompowtryskiwacze poprzedników. Do tego zgrywa się idealnie z preselekcyjną przekładnią DSG.Bardzo szybko i supergładko elektronika zmienia biegi. Gdy zjeżdżamy z górki, manualnie (łopatką pod kierownicą) robimy redukcję – także to wychodzi naprawdę dobrze. TDI i DSG to superkombinacja. Do tego wyciszenie wnętrza – VW twierdzi, że nowy Golf został lepiej wygłuszony. Najwyraźniej ma rację (przynajmniej do 140 km/h).Po 300 km wiemy już, że Golf to komfortowy i przyjemny samochód. Poręczna kierownica, czytelne wskaźniki, duże klawisze przełączników, dobra widoczność z miejsca kierowcy, wygodne siedzenia – po prostu Golf. Perfekcyjny aż do granic nudy! Ale to dopiero początek, są przecież jeszcze „obszary o ograniczonej przejezdności” – jak mówi nawigacja. W rejonie Landmannalaugar nasz Golf robi za Touarega! 4 godziny jazdy, a minęliśmy zaledwie 2 auta – Land Rovera Defendera i Unimoga. Obydwaj kierowcy kiwali głowami, jakby chcieli powiedzieć: „Ludzie, co wy tu TYM robicie?” Dokładnie to samo stwierdziła nasza prawa przednia opona. Bliskie spotkanie z ostrym kawałkiem zastygniętej lawy okazało się fatalne w skutkach. A w kufrze znajduje się tylko zestaw do uszczelnienia opony! I to przy 350-litrowym bagażniku. Wiemy, tak robią wszyscy producenci, ale na Islandii to się nie sprawdza. Najcięższy test dla zawieszeniaPo kilku godzinach i pomocy jadącego Dodge’em Ramem podróżnika („Tak, tak, jadąc w taki teren, trzeba mieć ze sobą nawet dwa koła zapasowe...”) ruszamy w dalszą drogę – 200 km przez subarktyczną tundrę, czyli kamienie, kamienie, kamienie... Nasz Golf przejeżdża przez parujące szczeliny w ziemi i wszelkiego rodzaju dziury – idealna próba dla zawieszenia, mocowania wydechu i całego podwozia. Rzadko kiedy udaje się przekroczyć 60 km/h. Po 31 godzinach jazdy i 1996 km jesteśmy z powrotem w Rejkiawiku. Żadnego stukania czy trzasków – nasz bohater zachowuje się tak, jakby nigdy nie odbył takiej morderczej próby. Po zmyciu warstwy błota i kurzu Golf wygląda, jakby w ogóle nie opuścił miasta. Oddajemy kluczyki, a pracownik VW mówi do kolegi dziennikarza: „Dookoła Islandii? Nie, to niemożliwe...”.