Kupujesz w okazyjnej cenie samochód? Zanim podpiszesz umowę, oddaj go na przegląd. Po ostatnich ulewach i podtopieniach, w internecie pojawiło się mnóstwo "promocyjnych" ofert.

Komputer wariował, a ja razem z nim

Jeśli sprzedawca nie powiedział prawdy na temat historii samochodu, możesz mieć spory problem. Łącznie z wyrzuceniem auta na złom...

Wszystkie historie zaczynają się bardzo podobnie: "znalazłem atrakcyjną ofertę" lub "miała być igła, musiałem oddać na żyletki".

Po ostatnich powodziach i podtopieniach, osób opisujących swój problem na forach dyskusyjnych jest z dnia na dzień coraz więcej.  Przede wszystkim są to ludzie, którzy niedawno nabyli swój upragniony samochód, a już po transakcji problemy zaczęły narastać... aż do całkowitego unieruchomienia auta.

- "Audi A4 z 2001, full wersja, doskonały stan". Tak mniej więcej wyglądało ogłoszenie w internecie. Cena o ok. 5 tysięcy złotych niższa od rynkowej. Z racji tego, że byłem na kupnie auta, od razu się zainteresowałem. Pojechałem do właściciela, pięć minut rozmowy, jazda próbna. Na drugi dzień zdecydowałem się go kupić – rozpoczyna opowiadać o szczegółach zakupu Marcin Piekarski, krakowianin.

- Dwa tygodnie nie było problemów. Auto jeździło, normalnie paliło od kopa, ale zaczął mnie denerwować smród samochodu. Coś, jak pleśń. Wcześniej nie czułem, bo były perfumy samochodowe. Zacząłem zdejmować tapicerkę i okazało się, że ktoś źle wysuszył zalane auto. Później dowiedziałem się, że przeszczepili z rozbitego samochodu tylko przednie siedzenia. Z tyłu miałem grzyba… Ale to nie koniec - kontynuuje.

- Po zdjęciu plastików wyszły resztki szlamu i błota. Nie wyrabiałem z wymianą elektroniki, bo cały czas coś się psuło. Komputer wariował, a ja razem z nim. Zadzwoniłem do właściciela, chciałem mu oddać samochód, albo walczyć z nim w sądzie za oszustwo. Jednak, o dziwo, nie zrobił żadnego problemu - mówi poszkodowany.

Zgodził się zwrócić mi pieniądze, a nawet nie chciał auta. Jak się okazało, nie miał wykupionego AC, więc i tak by go stracił. Ja miałem go zezłomować, ale pojeździłem nim jeszcze kilka dni i teraz stoi w ogródku, czekając na naprawę. Padła skrzynia biegów – relacjonuje Piekarski.

Woda kapała z dachu, łożyska się zatarły

Podobna "przygoda" spotkała Krzysztofa z Katowic. Przez ostatnie dwa lata odkładał na nowszy samochód, bo do jego Pandy już nie mieścił swojej rodziny. Miał na zakup 30 tys. złotych.

- Pojechałem do Niemiec z zamiarem kupna dobrego samochodu. Chciałem Passata z dobrym wyposażeniem. Myślałem o 4-5-letnich samochodach, na takie akurat miałem odłożone. W jednym z komisów handlarz powiedział, że ma coś w supercenie - mówi mężczyzna.

- Skóra, pełne wyposażenie. Cena taka, bo ponoć właścicielka zmarła, a starszy pan już nie mógł sam prowadzić. Odpalił silnik - chodziło całkiem dobrze. Faceta polecił mi znajomy, więc zaufałem i od ręki kupiłem. Sądziłem, że mogę tylko zyskać - ciągnie dalej.

- Już w drodze do Polski zauważyłem, że samochód zaczyna się "pocić". Szyby całe zaparowane, a woda to prawie z dachu kapała. To było dziwne, ale myślałem, ze problem z filtrami powietrza.  Jechałem dalej... - mówi w złości.

- Wróciłem do domu, chciałem pojechać do diagnostyka. Coś trzeba było poradzić. Byłem blisko warsztatu, ale nie dojechałem. Zatarły się łożyska w kołach. Musiała dojechać laweta. Po wymianie łożysk okazało się, że wszystkie przewody zaczęły korodować. Nawet tego nie było widać, bo były osłonięte koszulkami… - kończy.

Na problem aut popowodziowych zwracają uwagę także mechanicy, ponieważ letnie burze to jednocześnie wysyp "promocyjnych" sprzedaży samochodów. Najczęściej to "topielce" lub auta uszkodzone po gradobiciu. W tym czasie do mechaników przychodzą zrozpaczeni nowi właściciele.

- Czasami wziąć lepiej "rozbitka", bo wiesz co jest nie tak i co trzeba wymienić. Taki trup z powodzi będzie się psuł cały czas i będzie to zabawa w kotka i myszkę. Z kablami będziemy walczyć jeden po drugim, aż wymienimy wszystko, bo inaczej będzie zaśniedziałe. No dramat. Najlepiej przed kupnem samochodu zawsze go oddać do przeglądu. Na miejscu, zwykły Kowalski nie oceni ryzyka związanego z zalaniem. Choć ślady po wodzie są bardzo trudne do usunięcia, to i tak nie każdy chce i umie patrzeć – mówi o problemach z "utopionymi" samochodami Marcin Stawowy, mechanik.

- Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech da nam zarobić. Te dwie "stówki", to będą najlepiej wydane pieniądze, bo przy topielcu koszt "reanimacji" to przynajmniej połowa wartości auta – kończy specjalista.

Jeżeli  mamy świadomość, że nasze "promocyjne" auto jest po przejściach, możemy próbować go naprawiać. Ale jak mówią mechanicy, będzie to droga przez mękę.

- Trzeba zacząć od wymiany oleju i filtra, wyciągnąć całą tapicerkę, konieczne będzie oczyszczenie gniazda świec, wylanie wody z baku, a na końcu mocne jego nagrzanie na słońcu i liczenie na to, że będziemy go użytkować jeszcze bardzo długo – kończy Stawowy.

Obecnie, wśród samochodów o podwyższonym ryzyku, są te z Bawarii, północy Czech i Słowacji, ale wiele jest też "naszych", krajowych...