Zdecydowana większość kierowców swoją poważną przygodę z motoryzacją rozpoczyna od najtańszych propozycji rodem z rynku wtórnego, bowiem w przypadku braku doświadczenia o uszkodzenia nietrudno. Podobnie niski budżet zmusza wielu Polaków do poruszania się leciwymi konstrukcjami, zapewniającymi tylko niskie koszty użytkowania. Przeczesując portale aukcyjne w poszukiwaniu takowej maszyny nie sposób pominąć sztandarowy model Fiata z lat 90. Uno drugiej generacji, bo o nim tu mowa, widniało w cenniku włoskiego koncernu w latach 1989 - 2002 uosabiając prostotę i miejską funkcjonalność zarazem.

Dwubryłowe pudełkowate nadwozie powstało wskutek zdecydowanego odmłodzenia pierwszej odsłony Uno, niestety Włosi ponownie nie przyłożyli się do tematu zabezpieczenia antykorozyjnego - co widać niemal w każdym jeżdżącym egzemplarzu. Korodujące progi, nadkola i inne elementy nośne to codzienny widok szczęśliwego właściciela tegoż mieszczucha. Pociesza jedynie prosta forma, która przynajmniej w teorii ułatwia i obniża koszty ewentualnych napraw blacharskich. Pytanie tylko czy reanimacja samochodu o wartości przeciętnego telefonu ma jakikolwiek sens? Raczej nie. Drugim po wszechobecnej rdzy charakterystycznym znakiem Uno jest pojedyncza wycieraczka przedniej szyby, niczym w Mercedesie W124, która w czasie zmasowanych opadów atmosferycznych niezbyt się przydaje.