Mercedes GL to nie samochód, lecz ogromne bydlę: ma 5 metrów długości, 1,92 metra szerokości i waży 2600 kilogramów. Do tego dochodzi czterolitrowy diesel V8 o mocy 306 KM i momencie obrotowym 700 Nm, zawieszenie pneumatyczne, napęd na cztery koła oraz reduktor i dwie „szpery”. Tak wyposażony SUV Mercedesa bez obaw mógł przystąpić do naszego testu.
Kosztującego bazowo ponad 370 tys. zł GL-a odebraliśmy 17 października 2007 r. Nasz egzemplarz dodatkowo wyposażono w kilka przydatnych drobiazgów m.in. szyberdach, ogrzewanie postojowe, nawigację GPS, reflektory biksenonowe oraz hak holowniczy, co podniosło cenę do ponad 400 tys. zł. Musimy jednak zaznaczyć, że ogromne wrażenie zrobiła na nas nie tylko ta kwota, lecz także sam samochód – i to od samego początku. „Mocy, miejsca i luksusu jest tu aż nadto. Poza tym GL zapewnia wysoki komfort podróżowania i prowadzi się bardzo pewnie jak na tak ogromne auto” – napisał jeden z naszych współpracowników.
To wszystko prawda. Kipiące nadmiarem mocy V8 z każdych obrotów „ciągnie” jak szalone. Podrażnione rwie do przodu niczym wściekły nosorożec. Ale tym autem lepiej jednak podróżuje się spokojnie – potężny GL emanuje dostojeństwem jak żaden inny model Mercedesa. Przy tak imponujących rozmiarach zewnętrznych spodziewaliśmy się, że kabina nie będzie ciasna. Ale rzeczywistość przeszła nasze najśmielsze oczekiwania: GL oferuje w środku więcej miejsca niż samochody typu van. Trzeci rząd foteli (chowany w podłodze bagażnika) należy do wyposażenia seryjnego. Po złożeniu siedzeń drugiego rzędu można przewozić przedmioty mające niemal dwa metry długości. Ponadto, jeśli jesteś posiadaczem GL-a i właśnie planujesz przeprowadzkę, nie musisz martwić się o to, jak przetransportujesz wszystkie pakunki. Maksymalnie SUV Mercedesa zabierze na pokład aż 2300 l ładunku. Szacunek wzbudza także dopuszczalna ładowność, wynosząca 600 kilogramów.
Wkrótce okazało się, że nasz „maratończyk” doskonale sprawdza się również jako „zwierzę pociągowe”. GL bez problemu brał na hak nawet 3,5 tony. „Aż ciarki przechodzą po plecach, gdy widzę z jaką łatwością ten siłacz mimo ciężkiej przyczepy pokonuje nawet strome wzniesienia” – zauważył jeden z naszych fotografów. Ale każdy medal ma dwie strony. W przypadku GL-a, jak już się zapewne domyślacie, chodzi o zużycie paliwa. Średnio w trakcie testu SUV Mercedesa spalił aż 13,8 l/100 km – to wynik, który nie bardzo pasuje do dzisiejszych oczekiwań. Oczywiście, apetyt GL-a mocno zależy od stylu jazdy: jeśli nie przekraczamy 130 km/h, można osiągnąć rezultat w granicach 10 l/100 km (np. na autostradzie).
To właśnie drogi ekspresowe są naturalnym środowiskiem Mercedesa GL. W gęstym ruchu miejskim nasz „maratończyk” nie czuł się zbyt dobrze. Wąskie, zatłoczone uliczki? To nie dla niego. Nie mówiąc już o podziemnych garażach czy myjniach automatycznych – żeby w ogóle się tam zmieścić, kierowca GL-a musi się nieźle napocić (i to dosłownie). Ten Mercedes zdecydowanie woli otwarte przestrzenie. Może dlatego, że powstaje w USA?Mamy wrażenie, że o wiele lepiej czułby się właśnie tam, za oceanem, gdzie wszystko jest tak wielkie, jak on. Nawet przysklepowe parkingi.
Pewnych problemów przysporzyła nam też automatyczna skrzynia 7G-Tronic. W zasadzie duży zakres przełożeń to zaleta, ale – nie wiedzieć czemu – podczas hamowania silnikiem „automat” zbyt szybko i dość brutalnie wbijał niższy bieg. Na jakiś czas pomogła wymiana oleju w skrzyni, ale pod koniec testu zjawisko znów zaczęło się nasilać. Nie wszystkim przypadło do gustu również pneumatyczne zawieszenie, w teorii mające zapewniać wysoki komfort podróży.
W praktyce okazało się jednak, że w trybie normalnym – a zwłaszcza komfortowym – GL zaczyna niebezpiecznie „pływać” po jezdni. Jeszcze gorzej było podczas podróży z pełnym obciążeniem i przy wyższych prędkościach. Natomiast w trybie sportowym Mercedes prowadził się już nieco pewniej, ale niestety, kosztem komfortu. Poza tymi drobnymi przypadłościami praktycznie nie mieliśmy się do czego przyczepić. GL radziło sobie tak pewnie, jak mało który z naszych „maratończyków”. Drobne usterki ujawniły się dopiero pod koniec testu: roleta bagażnika zacięła się na dobre, z tyłu przepaliło się podświetlenie popielniczki, opony zimowe (Pirelli Sottozero) zaczęły głośno hałasować, od kierownicy odpruło się w jej górnej części skórzane poszycie, a szyberdach zaczął wydawać dość nieprzyjemne odgłosy.
Podczas całego testu Mercedesowi przytrafiła się tylko jedna poważna awaria: po przebiegu 80 049 km posłuszeństwa odmówiła sprężarka pneumatycznego zawieszenia. Element wymieniono na gwarancji w ASO Mercedesa. Gdyby usterka przytrafiła się po okresie gwarancyjnym, nasze konto zostałoby uszczuplone o bardzo pokaźną sumę! Ogólnie koszty napraw i części są w przypadku tego modelu bardzo wysokie. Producent wychodzi jednak z założenia (chyba słusznie), że właścicieli GL-ów stać na takie wydatki.
I to właściwie wszystko – poza tym nic już się nie wydarzyło, a nasz Mercedes aż do samego końca nie dał nam powodów do niepokoju. Niestrudzenie „połykał” kolejne kilometry, zupełnie jakby był odlany z najtwardszej stali. Cóż, przyszłość należy do kompaktowych SUV-ów, a nie do takich kloców jak Mercedes GL. Ale z drugiej strony żaden inny „maratończyk” nie poradził sobie tak dobrze z ważącą 3,5 tony przyczepą. Fajnie, że jeszcze mieliśmy okazję takim autem pojeździć.Podsumowanie
Do testu Mercedesa GL podchodziliśmy z obawami. Znając wpadki jakościowe producenta ze Stuttgartu w ostatnich latach, spodziewaliśmy się problemów z „elektryką” oraz nowoczesnym i skomplikowanym dieslem. Nic z tych rzeczy! Oba podzespoły spisały się wzorowo – nigdy się nie popsuły, co zaoszczędziło nasz czas i nerwy. Zawiódł natomiast kompresor pneumatycznego zawieszenia. Wymieniono go na gwarancji, ale gdyby odmówił posłuszeństwa po jej zakończeniu, naprawa byłaby bardzo droga. Jednak to tylko gdybanie. Ogólnie auto oceniamy na „piątkę” i – choć nie zostało rozebrane na części – dokładna ekspertyza trwałości na koniec testu wypadła znakomicie.