Ile wart jest używany Silver Shadow z końca lat 70.? Auto nie jest wolne od wad. Legendarna trwałość to jedno, ale wiek i przebieg robią swoje. Samochód waży ponad dwie tony, więc amortyzatory mają się z czym borykać. Nowe kosztują około 2 tys. zł za sztukę, zaś ich zamontowanie wymaga tak skomplikowanych narzędzi, że za robociznę trzeba liczyć drugie tyle. Ogniska korozji można odnaleźć w progach, nie są od niej wolne też błotniki i ramy szyb oraz nadkola. Kłopotów takich nie sprawią maska i drzwi: są z aluminium. Dotyczy to także mocowania tylnej osi. Jeśli przy ruszaniu, czuć szarpnięcie, które zachwieje samochodem, czas na ingerencję blacharza. Nie wszystkie naprawy muszą prowadzić do katastrofy finansowej. Automatyczna skrzynia biegów jest produkcji GM i w związku z tym można ją zdobyć relatywnie tanio. Ma prostą konstrukcję i udaje się ją naprawić w serwisie zajmującym się przekładniami. Silnik V8 zapewnia miękką podróż. Olej gubi zawsze, ale rzadko pozwala sobie na większe problemy. Jeśli dosłuchamy się klekotania popychaczy zaworów, trzeba się umówić na wizytę w warsztacie, ale najpierw w banku, bo każdy z 16 hydraulicznych popychaczy kosztuje około 800 zł. Plus robocizna. Remont kapitalny kosztuje strasznie dużo - około 40 tys. zł. Ale to jeszcze nic - wymiana jednostki napędowej na nową pociąga konieczność wyłożenia 110 tys. zł plus robocizna! Ceny elementów pochodzą z Niemiec, ale są aktualne. Aby naprawić Rolls-Royce'a i tak trzeba pojechać za granicę. Najbliżej jest do Berlina. W przypadku tego brytyjskiego auta nawet zawodowi mechanicy powinni trzymać ręce z dala, o ile dobrze nie znają jego konstrukcji. Nawet jeśli Silver Shadow wygląda na pojazd archaiczny, ma pod królewską karoserią kilka technicznych cudów, które potrafią zaskoczyć. Skomplikowana hydraulika to niemal czarna magia, której reguły rozwikłać umie tylko fachowiec. Ale nie twórzmy fałszywego obrazu: Rolls-Royce nie jest samochodem złym. To klasyk, który wymaga mnóstwa uczucia i jeszcze więcej pieniędzy. Na rynku używanych Rollsów napotkamy na trzy typy posiadaczy: niezbyt bogatych, którzy płacą 40-60 tys. zł, nie inwestują ani grosza, majsterkują i po krótkim czasie sprzedają zdegustowani samochód. Solidni interesanci zakupują dobrze utrzymane egzemplarze za 100 tys. zł i ściśle przestrzegają zaleceń instrukcji obsługi (przeglądy itp.). Odsprzedaż po kilku latach ma miejsce tuż przed poważniejszymi naprawami. Trzecia kategoria to ci, których stać na nabycie nowego Rolls-Royce'a, ale wybierają klasyczny model Silver Shadow. W stanie idealnym, za jakieś 160 tysięcy. Utrata wartości w przypadku Rollsa nie jest problemem. Zadbane, bezwypadkowe samochody są cenowo stabilne jak brytyjski funt. W Polsce opisywane auto trudno kupić, a - zważając na wiek - problemem może być też sprowadzenie (chyba że będzie to Silver Shadow I). Na zachodzie najłatwiej szukać aut w ekskluzywnych salonach i na giełdach internetowych oraz w ofercie renomowanych domów aukcyjnych.
Zapakować?
Życie pełne jest stereotypów: żeby kupić Rollsa, trzeba mieć w żyłach błękitną krew albo zdobyć Oscara. W ostateczności wystarczą duże pieniądze.