Za łapówki dokonywali oni wpisów w dowodach rejestracyjnych pojazdów, mimo że nie badali ich stanu technicznego - wynika z ustaleń postępowania.

O zakończeniu trwającego ponad sześć lat śledztwa poinformował zespół prasowy śląskiej policji. Sprawę pod nadzorem katowickiej prokuratury okręgowej prowadzili śląscy policjanci zwalczający korupcję. W całej sprawie przesłuchano 3340 świadków. W czynnościach śledczych uczestniczyli również policjanci z komendy w Tychach.

Śledczy zebrali dowody na popełnienie prawie 2200 przestępstw, z czego blisko tysiąc miało charakter korupcyjny. Na poczet przyszłych kar i grzywien zabezpieczyli mienie podejrzanych warte prawie 1,5 miliona złotych.

Komendant wojewódzki policji w Katowicach już na samym początku sprawy powołał specjalną grupę śledczą. Wchodzący w jej skład policjanci z wydziału do walki z korupcją wraz z prokuratorami ustalili, że proceder w tyskiej stacji diagnostycznej trwał co najmniej od 1999 roku.

"Nieuczciwi pracownicy za łapówki dokonywali wpisów w dowodach rejestracyjnych pojazdów, których stan techniczny wcale ich nie interesował. Bardzo często samochodów w ogóle nie widzieli, gdyż nie przyjeżdżały one do stacji. Diagności wciągnęli do przestępczej spółki dwie kasjerki, które zajmowały się wpisami w rejestrze, pobieraniem opłat i wystawianiem faktur" - powiedział PAP młodszy aspirant Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji.

W kilkuset przypadkach policjanci zatrzymali dowody rejestracyjne z adnotacją o dokonanym przeglądzie technicznym samochodów, które w ogóle nie wjechały na stanowiska diagnostyczne. Ustalono, że z usług nieuczciwych diagnostów korzystali m.in. właściciele dużych baz transportowych. W wielu przypadkach pracownicy podrabiali na fakturach podpisy klientów.

Akty oskarżenia objęły pięciu diagnostów i dwie kasjerki. Reszta oskarżonych to osoby, które wręczały łapówki za potwierdzenie przeprowadzenia badań technicznych. Za popełnione przestępstwa sąd może ich skazać nawet na 10 lat więzienia.