Auto Świat Wiadomości Aktualności Auta elektryczne po carsharingu, których nikt nie chce. Setki sztuk wrastają w ziemię

Auta elektryczne po carsharingu, których nikt nie chce. Setki sztuk wrastają w ziemię

Carsharing i samochody elektryczne – takie połączenie wydaje się optymalne. Tymczasem pojazdy, które 10 lat temu wprowadzono do użytku w Paryżu, nie przyniosły oczekiwanych zysków. Ich wynajem nie był tak popularny, jak oczekiwano. Teraz auta niszczeją, bo nikt nie chce ich kupić.

Auta elektryczne po carsheringu, których nikt nie chce
istock
Auta elektryczne po carsheringu, których nikt nie chce

Carsharing oparty na użytkowaniu samochodów elektrycznych miał być lekarstwem na korki oraz smog w Paryżu. Zwycięzcą przetargu została Grupa Bollore, która zaproponowała nieduże, idealne do miasta elektryczne pojazdy zbudowane na bazie miejskich aut Bluecar. Zastosowane w nich akumulatory wystarczały na pokonanie dystansu 250 km.

Przeczytaj też:

Planowano, że już półtora roku od startu miało być gotowych 1100 stacji ładowania, obsługujących 1740 aut, a w pierwszym roku z usługi miało skorzystać 19 tys. klientów (ich liczba miała sukcesywnie rosnąć). Tymczasem w 2012 r. zamiast 1100 stacji ładowania stało tylko 515, a zamiast zamiast 19 tys. użytkowników było niecałe 3 tys. Biznes byłby opłacalny, gdyby zarobił 23 tys. euro rocznie, a tymczasem było to tylko 4 tys. euro.

Dlaczego auta nie spełniły oczekiwań? Pomijając niechęć kierowców do elektrycznych pojazdów, korzystano z nich niechętnie także dlatego, że szybko były mocno zniszczone (poobijane, a poza tym zdarzały się egzemplarze, które stały się noclegownią dla bezdomnych). Poza tym ich litowo-polimerowe akumulatory okazały się nieprzystosowane do użytku przy wynajmie aut.

Carsharing i słabe akumulatory

Po pierwsze dlatego, że nie zostały przystosowane do szybkiego ładowania, a poza tym niepodłączone do źródła energii szybko się rozładowywały. Dochodziło również do sytuacji, gdy rozładowane do zera i wystudzone baterie (optymalna temperatura ich pracy to 65 st. C) nie dały się ponownie naładować.

Samochody zostały wystawione na sprzedaż w dość atrakcyjnych, jak na elektryki, cenach: 4-6,5 tys. euro. Okazuje się jednak, że nikt nie chce ich kupować, wrastają w trawę i niszczeją. Patrząc jednak na ich stan, można zrozumieć niechęć potencjalnych nabywców. Tym bardziej, że wygląd to jedno, ale nie wiadomo również, czy akumulatory nadają się jeszcze do czegokolwiek.

Autor Tomasz Kamiński
Tomasz Kamiński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków