Bohater na co dzień

Mateusz Dela mieszka na Śląsku, ale pracuje w Krakowie. 9 grudnia wraz z przyjaciółmi wracał do domu z pracy, kiedy na obwodnicy Krakowa doszło do tragedii. W tirze jadącym w stronę Katowic doszło do wystrzału opony. Kierowca stracił panowanie nad pojazdem i wielka ciężarówka przerwała bariery, zjechała na przeciwny pas ruchu i z ogromnym impetem uderzyła w nadjeżdżającego Opla. Jechała nim młoda kobieta razem z dzieckiem. Pan Mateusz ruszył na pomoc. Dziś zgodził się opowiedzieć o tym w rozmowie z Onetem.

Czy widział Pan moment wypadku?

- Tak, jechaliśmy za tym tirem i w pewnym momencie zobaczyliśmy, że doszło do wystrzału opony i że auto przebijając bariery, zjechało na przeciwny pas i uderzyło w auto osobowe. To był Opel Astra. Koleżanka, która siedziała za kierownicą naszego samochodu, bez zastanowienia zjechała na pobocze, włączyliśmy światła awaryjne i pobiegliśmy do tego rozbitego auta.

Czy zatrzymali się też inni kierowcy?

- Widziałem, że kilka samochodów się zatrzymało, ale do Opla dobiegliśmy tylko my. Razem z Martą postanowiliśmy ratować poszkodowanych. Okazało się, że matka dziecka jest zakleszczona i nie możemy jej pomóc bez specjalistycznego sprzętu. Cały impet uderzenia skupił się na tej części samochodu, gdzie siedziała. Tymczasem na tylnym foteliku siedział przerażony czteroletni chłopiec.

Czy był przytomny, płakał?

- Był przytomny, ale nie płakał. Łkał jak maleńkie przerażone dziecko, przeżył straszne uderzenie, na siedzeniu obok umierała jego matka, a on był tam przerażony i bezbronny… ma przecież tylko 4 lata.

Jak zachowywali się inni ludzie stojący obok?

- Byli bierni. Stali i patrzyli, niektórzy wyjęli telefony komórkowe i robili zdjęcia, albo kręcili filmy… i patrzyli bezczynnie. Tymczasem z tira zaczęło wylewać się paliwo, bałem się, że za chwilę dojdzie do pożaru. Wiedziałem, że chłopca trzeba natychmiast wyciągnąć z auta. Razem z Martą mocowaliśmy się z fotelikiem, a kiedy dziecko było już poza pojazdem, zaniosłem go na rękach w bezpieczne miejsce i poprosiłem naszego kolegę Łukasza, by się nim zaopiekował, sam ma dzieci, więc wiedział jak zająć się takim maluchem. Tymczasem ja wróciłem do Opla, aby pomóc matce dzieciaka… niestety nic nie dało się już zrobić. Kobieta zmarła.

Czy ktoś zadzwonił po pomoc, trzymali przecież w rękach telefony?

- One służyły do robienia zdjęć. Wiem, że w takich sytuacjach, kiedy podejmujemy się ratowania, musimy też zdecydować się na kierowanie akcją. Trzeba wydawać jasne polecenia i wyraźnie je adresować. Nie można powiedzieć "niech ktoś zadzwoni" tylko wyznaczyć jedną czy dwie konkretne osoby, które mają to zrobić. Być może ktoś jeszcze zadzwonił po pomoc, ale tego nie wiem. Jedna czy dwie osoby z tłumu zapytały, czy mogą pomóc, reszta stała i patrzyła.

Jak Pan sądzi, dlaczego tak się stało, dlaczego ludzie od razu nie pomogli?

Nie chcę osądzać, bo nie wiem. Może dlatego, że nie wiedzieli, co robić, może sami byli w szoku i wystraszeni… To dopiero w takich sytuacjach dowiadujemy się, jak się zachowamy, wcześnie to tylko nasze wyobrażenia na ten temat, które często weryfikuje samo życie.

Wie Pan, że teraz może Pan być przykładem dla kierowców, jak się zachować w takich trudnych sytuacjach? W końcu uratował Pan życie tego czteroletniego chłopca.

Ja nie chciałbym uchodzić za bohatera. Zrobiłem tylko to, co było trzeba, to co do mnie należało… Ale chciałbym, by wszyscy zrozumieli, że w takich sytuacjach trzeba działać, bo najgorsza jest bezczynność.

Życie pisze własne pointy

Obwodnica Krakowa była nieprzejezdna jeszcze przez kilka godzin. Nawet po przywróceniu ruchu tworzyły się korki powodowane przez kierowców, którzy zwalniali prawie do zera, by zrobić zdjęcia rozbitych aut stojących na poboczu i miejsca, w którym doszło do tragedii. Współcześni gapie są uzbrojeni w nowoczesny sprzęt pozwalający zaistnieć w rozmowach czy na portalach społecznościowych.

Obowiązek prawny

Dziś udzielanie pierwszej pomocy poszkodowanym w wypadkach to obowiązek każdego, kto jest świadkiem takiego zdarzenia, wynikający z Kodeksu drogowego. Mówi o tym również Kodeks karny: artykuł 162, §1. Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.