• Przeliczanie ceny paliw w innych krajach na złote – o ile nie wybieramy się za granicę – niewiele mówi o realnych cenach paliw za granicą
  • Główną przyczyną tego, iż ceny na zagranicznych stacjach są dla Polaków astronomicznie wysokie, jest niekorzystny, niski kurs naszej waluty
  • Podwyżki cen paliw w Polsce należą do najwyższych na kontynencie
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Trzeba to powiedzieć wprost: mówienie, że w Polsce jest tanio, bo w innych krajach jest jeszcze drożej, jest wyłącznie zabiegiem propagandowym, w dodatku opartym na fałszywych przesłankach. Może się bowiem zdarzyć, że cena benzyny w Niemczech (dziś w przeliczeniu na polską walutę litr kosztuje ok. 9,81 zł) w ciągu kilku dni wzrośnie np. do 11 zł, ale... niemieccy kierowcy w ogóle tego nie zauważą. Nie zauważą, bo... dla nich cena się nie zmieni. Jak to możliwe?

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Im złoty słabszy, tym droższe paliwa za granicą?

Tak: im złoty słabszy w stosunku do innych walut, tym ceny paliw za granicą wyższe. Wyższe, ale... tylko dla nas. Działa to bardzo prosto. Dziś za litr benzyny Niemiec płaci ok. 2,13 euro, a np. Austriak 1,77 euro. Dziś euro kosztuje ok. 4,60 zł. Według tego przelicznika litr benzyny w Niemczech kosztuje 9,80 zł, a w Austrii 8,14 zł. A co się dzieje, gdy złoty słabnie i np. za jedno euro musimy płacić 4,72 zł? Wtedy minister Sasin może z triumfem ogłosić, że litr benzyny w Austrii kosztuje 8,35 zł, a w Niemczech ponad 10 zł! Tyle, że dopóki ceny paliw w Niemczech i w Austrii (te wyrażone w euro) nie zmieniają się, obywatele tych krajów nie mają powodów do narzekań. Co ich obchodzi, że dla Polaków ich ceny znów są wyższe?

Idąc dalej tym tropem, można by powiedzieć, że gdyby za jedno euro w Polsce trzeba było zapłacić aż 5 zł (oby nie!), to cena litra benzyny u naszych zachodnich sąsiadów byłaby blisko rekordowego (dla nas) poziomu 11 zł za litr. Czy to powinien być dla nas powód do radości? Raczej nie, bo w takim wypadku wszystkie towary, które importujemy z Niemiec (i innych krajów strefy euro) byłyby dla nas horrendalnie drogie!

A zatem im droższe (dla nas) paliwa za granicą, tym bardziej nie ma się czym chwalić. To jednak nie koniec.

Paliwa wszędzie drożeją. Ale dlaczego u nas tak bardzo?

Jeśli chodzi o podwyżki cen paliw na stacjach, to prawda jest taka, że doświadczają ich kierowcy w całej Europie. Gdybyśmy jednak podwyżki can paliw z różnych krajów nałożyli na jeden wykres, okazałoby się, że paliwo drożeje w każdym kraju, ale... w Polsce bardziej niż gdzie indziej. O zawrotnym tempie podwyżek cen paliw w Polsce pisał przed miesiącem Business Insider.

Rozwiązanie zagadki, dlaczego tak jest, to... kurs polskiej waluty, która od wybuchu wojny w Ukrainie straciła wobec "głównych" walut. Kto ma euro, tern cierpi mniej, kto nie ma, ten płaci jeszcze więcej! W ciągu kilku tygodni zmieniło się tyle, że liderem podwyżek nie jest już ON, teraz drożeje benzyna.

To akurat da się prosto wyjaśnić. Obecnie – inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu – ceny paliw "zerwały się z łańcucha" i już nie podążają wprost za notowaniami ropy naftowej. Dr Adam Bartłomiej Czyżewski z Orlenu tłumaczy, że osobno należy traktować rynek ropy, a jeszcze dodatkowo trzeba rozdzielić rynki oleju napędowego i benzyny. Im wyższy popyt na gotowe paliwa, tym wyższe ceny – także w Polsce. Obecnie "siadł" na świecie popyt na olej napędowy, stąd jego stabilne, minimalnie nawet malejące ceny, natomiast rosnący popyt na benzynę związany z sezonem wakacyjnym sprawia, że benzyny na świecie brakuje, a jej ceny rosną. Eksperci spodziewają się, że to nie koniec podwyżek.

Na polskim wykresie cen paliw widać wyraźne tąpnięcie na początku lutego – jest związane z obniżeniem podatku VAT. Co ciekawe, polski wykres "podwyżkowy" bardzo szybko nadrobił straty do wykresów cen paliw w innych krajach. W efekcie "normalny" kierowca nie zyskał, a przedsiębiorcy, dla których paliwo jest kosztem... stracili. Jeśli cena detaliczna się nie zmienia, ale w nowej cenie jest mniej podatku VAT, to przedsiębiorca mniej tego VAT-u może odliczyć. W efekcie płaci więcej niż wcześniej.

To wciąż nie wszystkie złe informacje. Ta najgorsza mówi o tym, ile paliwa możemy kupić za przeciętną pensję.

Ile razy zatankujesz za przeciętną pensję?

Wiemy już, że przeliczanie zagranicznych cen na złote nie ma sensu – no, chyba że wybieramy się samochodem na zagraniczne wakacje i planujemy budżet. Gdybyśmy chcieli uczciwie porównać, "kto ma lepiej", powinniśmy sprawdzić, ile paliwa może kupić Polak za jedną wypłatę, a ile paliwa mogą kupić obywatele innych krajów. Tzw. średnia krajowa netto (na rękę) w Polsce to dziś ok. 4760 zł. Pomijając fakt, iż wyliczenia średniej krajowej opierają się na mniej niż połowie zatrudnionych i raczej przeszacowują średnie zarobki w Polsce, to licząc po 7,33 zł za litr benzyny, wychodzi, że Polak za pensję może zatankować prawie 650 litrów benzyny. Jeśli sprawdzą się prognozy analityków, to do końca tego miesiąca litr benzyny będzie kosztował 7,49 zł, a siła nabywcza "średniej pensji" spadnie do ok. 635 litrów. Jeszcze we wrześniu 2021 za średnią pensję można było kupić w Polsce ok. 720 litrów benzyny.

Pomijając obiektywne trudności z porównywaniem aktualnej siły nabywczej w różnych krajach (różne sposoby wyliczania średniej płacy, brak w wielu wypadkach najnowszych danych, zmieniające się ceny itp.) można bezpiecznie przyjąć, że Polak może kupić tyle paliwa co Czech, nieco więcej niż Słowak, ale dwa razy mniej niż Niemiec, dużo mniej niż Austriak, Francuz czy Hiszpan i blisko trzy razy mniej niż Duńczyk, który – jak zauważył minister Sasin – płaci za litr paliwa ponad 11 zł.

Niektórzy mają zatem bardzo wysokie ceny paliw, ale bardzo mały związany z nimi problem.