Czarne tablice rejestracyjne nadal pożądane
Jak każda nostalgia, tak i ta ma swoje źródło w dzieciństwie lub młodości. Wszyscy mamy takie zdjęcia w albumach rodzinnych – auto które byłoby już dzisiaj youngtimerem na czarnych rejestracjach i jakieś uśmiechnięte dzieci (my) na pierwszym planie. Czarne rejestracje rozbudzają wyobraźnię. Wystarczy pomyśleć o ogłoszeniach ze starymi samochodami – te z nich, w których zachowały się klasyczne rejestracje darzone są dużo większą estymą, niż te na białych. Zaryzykowalibyśmy też, że szybciej znajdują nowych właścicieli, którzy muszą je… przerejestrować?
Otóż okazuje się, że wcale niekoniecznie. Zakup samochodu wystarczy bowiem zgłosić, co da się zrobić nawet przez internet. Kolejki do urzędów są długie, a takie zgłoszenie spowoduje, że nie dostaniemy kary (jest na to miesiąc od zakupu). Auto będzie w papierach należało co prawda do poprzedniego właściciela, ale w systemie to my będziemy już w jego posiadaniu. Najprostszy sposób na zachowanie rejestracji. Dodajmy, że jak kupicie auto bez badań technicznych to i tak go nie przerejestrujecie, więc z automatu zostaje na rejestracjach poprzedniego właściciela. Taki samochód możecie przerejestrować oficjalnie dopiero po zrobieniu badań technicznych, w przypadku aut do odbudowy oznacza to dużo czasu na starych rejestracjach.
Czarne tablice rejestracyjne - jest ich jeszcze bardzo dużo
Postanowiliśmy sprawdzić czy samochody na czarnych rejestracjach są jeszcze popularne. Pojechaliśmy na warszawskie osiedla, gdzie czarność na autach jest wciąż bardzo powszechna. Samochody te można podzielić na kilka kategorii, co czynimy poniżej. Warto jednak jeszcze chwilę się nad nimi pochylić. Cudowne jest to, że na klasycznych rejestracjach znajduje się rok ich wydania, umieszczono go dokładnie między literami a cyframi. Daje to możliwość szybkiej weryfikacji od kiedy auto jest w Polsce. Niezłym źródłem informacji o latach 90. ubiegłego wieku są też naklejki, które na tych samochodach można zobaczyć. Warto zdawać sobie sprawę, że to właśnie wtedy kradziono w Polsce najwięcej pojazdów – część z naklejek dotyczy więc ich zabezpieczenia. Auto alarmy, blokady skrzyni biegów to część z naklejek.
Swoją drogą nieźle, że złodziej już na szybie otrzymywał informacje z którym z systemów ma do czynienia, no ale przecież każdy był nie do złamania, przynajmniej wedle informacji od ich importerów lub producentów. Bardzo popularną naklejką jest też ta informująca o oznakowaniu pojazdu i wpisaniu do bazy. Towarzyszy jej zazwyczaj numer, który naklejono na większość części. To z kolei miało zabezpieczeń przed handlem częściami z kradzionych samochodów. Są też oczywiście słynne „pe-elki”. Ostatnia kategoria to wlepki z dilerów nowych samochodów, którzy już nie istnieją. FSO, Daewoo, ale często też stacje które handlowały markami wciąż istniejącymi – to wszystko można wyczytać z aut zarejestrowanych w latach 90. Czas na przegląd.
Nowe auta z Polski z czarnymi tablicami rejestracyjnymi
Nowe to one oczywiście były w lata 90. Mowa tu o kilku markach i modelach, głównie tych od których zaczął się oficjalny handel nowych aut w Polsce. Pierwsza była Toyota i Daihatsu. To drugie umarło, ale Corolla E11 wciąż trzyma się nieźle. Sporo jest też Daewoo – słynne złote Matizy i Opli – tu przeważają Astry I (często te wyprodukowane w Polsce). Wciąż dużo jest też zadbanych Renaultów. O ile Twingo I i 19-tki już zgniły i trafiły na żyletki, to wciąż zdarzają się Megane pierwszej generacji na czarnych rejestracjach. Dość dużo jest też Hond, głównie Civiców, które jakimś cudem wciąż nie zardzewiały do końca. Auta z polskich salonów mają zwykle czarne zderzaki i braki w wyposażeniu. Szyby na krobkę w aucie klasy kompaktowej z tego okresu, które zostało kupione w Polsce, są normalne, podobnie jak częsty brak tak oczywistego elementu dzisiaj, jak klimatyzacja.
Auta przywiezione z USA i Kanady
Poznacie je po kwadratowej rejestracji z tyłu, często większych zderzakach i światłach obrysowych. Jest też spora szansa na automatyczne skrzynie biegów, a jak będziecie mieli szczęście, mogą mieć też taki gadżet jak automatycznie zapinane pasy na przednich fotelach – jednym zdanie auta z rynku USA. Ich import był nasilony bo wielu rodaków wracało z USA do Polski, albo też starało się tutaj przenieść swoje biznesy. Auta te nie zawsze mają powypadkową przeszłość, bo część z nich znalazła się w Polsce na tzw. mienie przesiedleńcze. Sporo wśród nich jest amerykańskich modeli aut popularnych – Escorty na ichniejszy rynek itp. Dużą liczbę aut z kwadratowymi rejestracjami stanowią także samochody japońskie.
Import aut z Niemiec
Lata 90. to także zmasowany import samochodów z Niemiec. Oczywiście, że trwa on do dzisiaj (nieco przystopowany przez pandemię), ale przed 20-stoma laty odbywał się nieco na innych zasadach. W zasadzie nie przywożono aut w jednym kawałku, bo to się zwyczajnie nie opłacało. Powypadkowe samochody płynęły więc przez zachodnią granicę bardzo wartkim strumieniem. Całe szczęście, że były to jeszcze dość proste konstrukcyjne auta, bez elektroniki. Hitami były przede wszystkim auta niemieckie: VW i Audi (co w sumie jakoś bardzo się nie zmieniło). To drugie słynęło z bardzo dobrego zabezpieczenia antykorozyjnego i wciąż to widać na osiedlach, bo wiele starych Audi 80 przetrwało. Dużo z nich może być jeszcze zarejestrowana jako „składaki”, bo tak omijano wysokie opłaty związane z rejestracją importowanego auta w Polsce. Handlarze przywozili osobno nadwozie, osobno zaś np. silnik. W Polsce składali to do kupy, a w dowodzie wpisywano, że auto jest składakiem. Przekłamywało to także datę produkcji samochodu.
Rzadkie klasyki z czarnymi tablicami rejestracyjnymi
To chyba najbardziej pożądana obecnie kategoria. Klasyczne samochody na czarnej rejestracji. Zapadają w pamięć dużo bardziej niż te na białych. Wystarczy spojrzeć na Citroena DS z naszego zdjęcia – jak taka rejestracja pobudza wyobraźnię. Po Warszawie jeździ też np. Datsun 240Z na czarnych rejestracjach i wiele innych rzadkich modeli. Znamy też właścicieli klasycznych aut, którzy kupili je już na białych rejestracjach, ale wykonali kopie tych czarnych, na których były one kiedyś zarejestrowane w Polsce. Zakładają je czasem do swoich aut na zloty!
Królowie lat 80. i czarne tablice rejestracyjne
Były takie auta, które kojarzą nam się jednoznacznie z sukcesem finansowym w latach 80. Dzisiaj jest ich niestety coraz mniej, wciąż jednak czasem się zdarzają. Chyba najbardziej rozpoznawanym modelem jest Mercedes W123, zwany popularnie „beczką”. To auto taksówkarzy, cinkciarzy, właściciel szklarni i wszelkich przedstawicieli małego biznesu z ery przed powrotem demokracji do Polski. Pewnie większość W123 z dieslami dawno dobiega swoich dni gdzieś w którym z krajów afrykańskich, ale wciąż można je spotkać w Polsce. Wystarczy spojrzeć na naszą fotografię – to jedno z warszawskich podwórek, ale takie obrazki widzieliśmy też w Gdańsku i Wrocławiu.
Wrosty i barn findy
Co jeszcze kryją polskie stodoły i garaże nie wiemy, ale z całą pewnością ogromną liczbę rzadkich aut na czarnych rejestracjach. My znamy np. AE86, które zalega jedną ze stodół od 1996 roku. Wrosty na czarnych stoją też często na parkingach, zarówno tych osiedlowych, jak i tych przywarsztatowych. Toyota Crown ze zdjęcia już nie wrasta w tym miejscu, bo parking zlikwidowano, ale ona ma tyle szczęścia, że chociaż ma właściciela. Często jest bowiem tak, jak ze słynnym BMW serii 7 na czarnych z Lublina, do którego nikt się nie przyznaje. Sporo jest jeszcze do odkrycia, uratowania i nieprzerejestrowania!
PRL na czarnych blachach
Tych samochodów też jest jeszcze stosunkowo dużo – modele z demoludów, zwłaszcza naszej rodzimej produkcji, wciąż często nie zostały przerejestrowane na białe rejestracje. Ciąg umów kupna-sprzedaży może być czasem kłopotliwy do uporządkowania, gdy kupujemy takie auto, za to fakt, że masz Fiat 125 p ma rejestracje z 1985 roku jest sam w sobie niezwykły. Na osiedlach takich aut jest coraz mniej, bo albo są właśnie ratowane, albo już ukryte w suchym garażu, ale wciąż da się coś znaleźć. Nam udało się ustrzelić takie pozostałości po Polonezie, gnijące na jednym z polskich parkingów.
Być jak BOR
Pamiętam swoją pierwszą Lancię, którą pod koniec lat 90. wypożyczyłem do testu do pewnej gazety motoryzacyjnej. Przekroczyłem nią prędkość, a mierzący ją radarem policjant tylko mi pomachał. Lancie i Volvo były bowiem w latach 90. samochodami władzy. Pierwsze latały jako auta posłów, Volvo kojarzone było z Lechem Wałęsą, który przedłużonej 700-tki używał gdy był prezydentem.
Zdecydowanie lepiej wyposażone niż auta z salonów (np. w ABS), rzadziej rejestrowane jako składaki – tu liczył się dobry produkt a nie cena, auta które przypominają czasy notabli ery postkomunistycznej, wciąż stanowią pewien ułamek samochodów na czarnych rejestracjach. Pewnie nikt z ludzi władzy nie wybrałby czerwonego lakieru, ale Volvo ze zdjęć i tak wciąż robi kolosalne wrażenie.