Współpraca reklamowaTestujemy na paliwach
Auto Świat > Wiadomości > Aktualności > Czy mam hamować, bo komuś się spieszy? Przepisy zmieniono, patologia na drogach ma się dobrze

Czy mam hamować, bo komuś się spieszy? Przepisy zmieniono, patologia na drogach ma się dobrze

Niepisane, "zbójeckie" prawo mówi, że na drodze ważniejszy jest ten, kto jedzie szybciej. Temu szybszemu należy ustąpić natychmiast, choćby za cenę hamowania – bo on musi "oszczędzać prędkość". Nie tak dawno temu powstał nawet przepis drogowy, który miał z tym skończyć, ale po pierwsze, nie do końca wiadomo, o co chodzi w zawartym w nim wyjątku, a po drugie, ci, których dotyczy nakaz zachowania bezpiecznego odstępu, i tak mają go w nosie. Wystarczy wyjechać na dowolną polską autostradę, by się przekonać.

Jazda na zderzaku - dobry kierowca nigdy tak nie robi.
Jazda na zderzaku - dobry kierowca nigdy tak nie robi.Źródło: Auto Bild
  • Polskie przepisy mówią jasne, jak blisko wolno podjeżdżać do samochodu, który jedzie autostradą przed nami tym samym pasem
  • Przepisy te są powszechnie ignorowane przez "królów lewego pasa"
  • Ryzyko, że taki ktoś zostanie ukarany mandatem za takie wykroczenie, jest znikome. Gdy jednak dojdzie do tragedii, konsekwencje dla sprawców są poważne

To, bez wątpienia, chamskie i jednocześnie niebezpieczne zachowanie na drogach wpisało się chyba już na stałe w polski krajobraz. Ten, kto nie jest najszybszy na dwupasmówce, ale jednocześnie nie najwolniejszy, korzystający okazjonalnie z lewego pasa ruchu, nieustannie narażony jest na konfrontację z "królami lewego pasa". Im gęstszy ruch, tym gorzej. Nie ma znaczenia, że jedziesz z sensem i zgodnie z przepisami – dla nich jedziesz jak ciul i twoje miejsce jest na prawym pasie za ciężarówką. Dlaczego? Bo im się spieszy.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

To nie ostrzeganie, to zwykłe chamskie "spadaj stąd"

Tzw. ostrzeganie światłami na autostradzie czy drodze ekspresowej to w praktyce nic innego jak poganianie: spadaj z lewego pasa! Pomijając już fakt, iż jest to nie do końca eleganckie zachowanie, można przyjąć, że w pewnych sytuacjach ma sens. No bo wyobraźmy sobie, że prawy pas jest pusty, a lewym pasem jedzie tzw. zawalidroga. Jedzie taki poniżej limitu prędkości, prawie śpi (nie może być inaczej, skoro nie zorientował się, że powinien od dawna jechać prawym) spowalnia jadących szybciej. Teoretycznie można taki pojazd wyprzedzić prawym pasem – polskie przepisy drogowe, nie wiedzieć czemu, pozwalają na taki manewr, ale to ryzykowne: co będzie, gdy wyprzedzany w ten sposób kierowca nagle czegoś się przestraszy i odbije na prawo? Dlatego w takich sytuacjach upomnienie światłami ma jakiś sens. Jednak – każdy to przyzna – takie sytuacje zdarzają się stosunkowo rzadko.

Znacznie częściej jest tak, że jadę lewym pasem, bo wyprzedzam albo chciałbym wyprzedzić. Mógłbym jechać szybciej, ale nie jadę, bo przede mną na lewym pasie są inne pojazdy, a ja po prostu zachowuję bezpieczny odstęp od nich. Te inne pojazdy albo też powoli wyprzedzają, albo po prostu ruch jest tak gęsty, że nie da się szybciej jechać. Więc Jestem na lewym pasie z zamiarem zjechania na prawy tak szybko, jak tylko to będzie uzasadnione, a tymczasem za mną już ktoś się niecierpliwi: wręcz siedzi mi na zderzaku, świeci, przy tej prędkości wystarczyłoby, że musnąłbym hamulec i już miałbym gościa w bagażniku albo on wpadłby na barierki. Oczywiście, nie robię tego, ale pojawia się dyskomfort: co będzie, gdy będę musiał gwałtownie hamować? Im gęstszy ruch, tym bardziej to prawdopodobne.

Chcą, by ktoś inny zwolnił, bo im się spieszy

Bywa i tak, że po prostu wyprzedzam ciężarówkę albo inny wolniej jadący samochód, jadę, dajmy na to 120 km/h, wyprzedzany jedzie setką, taki manewr nie trwa długo, no ale coś tam trwa. I znów przy odrobinie pecha mam za sobą auto poganiające mnie światłami – on najwyraźniej żąda, abym natychmiast zjechał na prawy pas, abym przerwał wyprzedzanie, bo jemu się spieszy. On jest ważniejszy. Choć trochę obawiam się takich wariatów, nigdy nie wiesz przecież, czy nie wyjedzie ci przed maskę i nie zahamuje (to, że kierowca, który "siada" komuś na zderzaku, nie jest całkiem stabilny emocjonalnie, to akurat nie budzi wątpliwości), to jednak zazwyczaj spokojnie kończę manewr wyprzedzania. Wcześniej jeszcze, żeby mu ułatwić, żeby już wiedział, że może nacisnąć gaz do dechy, daję znać kierunkowskazem, że będę zjeżdżał na prawo. Niemniej dyskomfort ma miejsce. I pojawia się refleksja: czy może powinienem wcześniej zahamować, zmienić swoje plany, zwolnić i to wszystko tylko po to, aby komuś ułatwić łamanie przepisów drogowych, aby ten ktoś mógł dalej pędzić z prędkością 160 km/h albo szybciej? Bo ja jestem ciul, a on jest ktoś ważny, bo szybki?

Jak blisko wolno podjeżdżać do innego samochodu na autostradzie albo drodze szybkiego ruchu?

Jakiś czas temu pojawił się w Kodeksie drogowym przepis, który wskazuje, że jazda "na zderzaku" jest zabroniona. Jest to przepis bazujący na prawie niemieckim, który mówi, że na autostradzie i na drodze szybkiego ruchu minimalny odstęp pomiędzy samochodami jadącymi tym samym pasem ma wynosić "pół licznika": jedziesz 100 km/h – zachowaj odstęp 50 m; jedziesz 140 km/h – zachowaj odstęp co najmniej 70 m. Co najmniej!

Kierujący pojazdem podczas przejazdu autostradą i drogą ekspresową jest obowiązany zachować minimalny odstęp między pojazdem, którym kieruje, a pojazdem jadącym przed nim na tym samym pasie ruchu. Odstęp ten wyrażony w metrach określa się jako nie mniejszy niż połowa liczby określającej prędkość pojazdu, którym porusza się kierujący, wyrażonej w kilometrach na godzinę. Przepisu tego nie stosuje się podczas manewru wyprzedzania.

Tymczasem przepis ten zawiera też wyjątek, który jest – delikatnie mówiąc – nie do końca jasny, a w każdym razie wykorzystywany jest niezgodnie z logiką tego prawa. "Przepisu tego nie stosuje się podczas manewru wyprzedzania" – stoi w Kodeksie. To przecież nie oznacza, że jeśli mam zamiar wyprzedzić auto, które jedzie przede mną, to mam prawo dojechać do niego na odległość 10 m, żeby je "zgonić" z drogi! To nie jest wyprzedzanie – to co najwyżej jest manifestacja zamiaru wyprzedzania! Co dokładnie mieli autorzy przepisu na myśli, do końca nie wiadomo, niemniej na pewno nie chodzi o to, by kogoś zgodnie z prawem przeganiać na prawy pas.

Ryzyko mandatu jest, ale znikome

Niestety, w Polsce bardzo rzadko zdarza się, że policjanci karzą mandatem kierowców jadących komuś na zderzaku, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu, bo z przodu jadą kolejne samochody i kolejne, i kolejne – po prostu nie da się jechać 160 km/h czy szybciej. Na autostradach obecność policji jest szczątkowa. Dla odmiany w Niemczech "siadanie na zderzaku" jest tępione metodycznie i bez litości, zwłaszcza gdy jest mokro – słusznie policjanci uznają, że wtedy jest to szczególnie niebezpieczne.

W Polsce o takich wykroczeniach robi się głośno, dopiero gdy coś się stanie – gdy dojdzie do wypadku czy kolizji albo gdy komuś już całkiem puszczą nerwy i postanowi "ukarać" kierowcę, który nie dość szybko zjedzie z lewego pasa. Wtedy organy ścigania – poniekąd słusznie – idą na ostro. Właśnie kończy się seria procesów "szeryfa z S7", który dwa lata temu tak zirytował się nie dość szybkim ustąpieniem mu drogi, że zahamował innemu kierowcy przed maską, wysłał na barierki rodzinę jadącą Seatem. Stan na dziś: prawomocny 3-letni zakaz prowadzenia pojazdów, grzywna 15 tys. zł, osobno wyrok w I instancji za przestępstwo narażenia ludzi na niebezpieczeństwo – 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata, odszkodowanie i zwrot kosztów dla poszkodowanego.

Na co dzień jednak przepis przepisem, a "królowie prostej" mają się dobrze i robią to, co umieją najlepiej: migają światłami i wjeżdżają innym prawie do bagażnika.

Maciej Brzeziński
Maciej Brzeziński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków