Wyniki badań Cheng Keat Tanga z London School of Economics opublikował portal brd24.pl. Naukowiec zbadał efekty instalacji fotoradarów w 2,5 tys. miejsc w Anglii, Szkocji i Walii. Okazuje się, że choć w miejscach instalacji urządzeń pomiarowych spada liczba kolizji (o 17-28 proc.) i poważniejszych wypadków (58-68 proc.), to liczba niebezpiecznych zdarzeń drastycznie wzrasta w odległości kilkuset metrów wokół fotoradarów.

Z badań wynika, że urządzenia ograniczają liczbę wypadków jedynie w obszarze 500 metrów od miejsca ich instalacji. Po prostu kierowcy zwalniają tuż przed fotoradarem, zaraz za tabliczką ostrzegawczą, a po jego minięciu znów przyspieszają – badacz nazwał to zjawisko efektem kangura. Oznacza to, że w rzeczywistości nie zmniejsza się liczba kolizji i wypadków, tylko dochodzi do nich w innym miejscu – kilkaset metrów za słupem z urządzeniem pomiarowym.

Mimo wszystko, zwolennicy zwiększania liczby fotoradarów przy drogach nie mają powodów do obaw. Brytyjski naukowiec porównał redukcję wypadków w miejscu zamontowania stacjonarnych fotoradarów ze wzrostem zdarzeń w ich najbliższej okolicy. Bilans okazuje się korzystny dla urządzeń.

– Chociaż badanie wykazało wzrost liczby wypadków z dala od kamer, ogólne zmniejszenie liczby wypadków drogowych i zgonów wokół kamer przewyższa ten wzrost – napisał Cheng Keat Tang.

Badaczowi udało się też obliczyć, że montaż tysiąca nowych fotoradarów, redukuje każdego roku liczbę kolizji drogowych o 1130. Z jednej strony oznacza to, że na jeden fotoradar zapobiega tylko nieco ponad jednemu wypadkowi rocznie, ale z drugiej strony oznacza, to, że dzięki temu 330 osób dozna lżejszych obrażeń i uratuje życie 190 osobom. Z drugiej strony naukowiec daje jeszcze poważniejszy argument dla decydentów – według obliczeń instalacja tysiąca fotoradarów, przynosi budżetowi Wielkiej Brytanii dodatkowe 21 mln funtów.