Projekt nowelizacji, wprowadzający preferencyjne stawki akcyzy dla aut z napędem hybrydowym, wpłynął już do Sejmu. Jego pomysłodawcami i twórcami jest grupa posłów PiS-u – informuje dziennik Rzeczpospolita.

Projekt zakłada obniżkę należnej akcyzy aż o 50 procent, i to również na hybrydy, które nie są ładowane z zewnątrz. Oznacza to, że auta z napędem elektryczno-spalinowym, w których konwencjonalny silnik ma pojemności do 2000 cm3, obciążone byłyby stawką akcyzy w wysokości 1,55 proc. wartości, a nie jak dotychczas 3,1 procenta. Z kolei za modele z silnikami o pojemności powyżej 2000 cm3 (ale nie większej niż 3500 cm3) trzeba by odprowadzić podatek w wysokości 9,3, a nie 18,6 procent.

Według pomysłodawców pomoże to obniżyć emisję CO2. W uzasadnieniu do projektu czytamy, że: „Zmiana korzystnie wpłynie na wzrost użytkowania pojazdów niskoemisyjnych i przyczyni się do upowszechnienia i przyspieszenia transformacji rynkowej w kierunku dalszego rozwoju rynku pojazdów napędzanych paliwami alternatywnymi, a w konsekwencji ograniczenia emisji szkodliwych substancji i poprawy jakości powietrza w Polsce".

Niestety, oczekiwania posłów wydają się mocno przeszacowane. Dlaczego? Po pierwsze, sprawa dotyczy nadal dość wąskiego rynku – do tej pory w Polsce zarejestrowanych jest ok. 90 tys. aut hybrydowych (dane cytowane przez posłów). Po drugie, większość hybryd dostępnych na polskim rynku ma silniki spalinowe o pojemności poniżej 2000 cm3, a zatem ich cena spadnie o 1,5 proc. co będzie wartością wręcz nieodczuwalną dla klientów. Znaczna obniżka dotyczy prawie wyłącznie aut luksusowych, m.in. Lexusa ES, czy BMW serii 7, a jedynym „rozsądnym” cenowo autem w tym gronie jest nowa Toyota Camry, która dostępna jest wyłącznie w mało popularnym w Polsce nadwoziu typu sedan.