Hyundai Santa Fe (test)
Pamiętacie pierwszą generację Hyundaia Santa Fe? Pod względem stylistyki, wykonania i jakości była to trzecia liga. Następca zaprezentował się znacznie lepiej, ale awansował co najwyżej do drugiej ligi. Najnowsza odsłona dużego SUV-a spod znaku stylizowanej litery H to już jednak ekstraklasa. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Jak na SUV-a przystało, Santa Fe jest bardzo praktycznym samochodem. Nie brakuje w nim półek i schowków. W testowanej wersji znalazły się też gniazda 12 V z przodu i w bagażniku oraz przydatne gniazdo 230 V. A jeśli o tym mowa, to przestrzeń za tylną kanapą z powodzeniem pomieści wakacyjny ekwipunek. Do linii okien liczy bowiem niemal 540 litrów pojemności, a po złożeniu oparć nawet niemal 1700 litrów. Pod podłogą natomiast jest dodatkowe miejsce na drobiazgi. Wakacyjny wyjazd nie będzie udręką dla żadnego z pasażerów, również tych siedzących w drugim rzędzie. Miejsca na nogi i nad głową jest dużo, a do tego tylna kanapa jest przesuwana i ma regulowane oparcie. Do zwinnych ten samochód nie należy, w ciasnych zakrętach ciężki przód wyjeżdża na zewnątrz łuku, a nadwozie ma tendencję do przechyłów. Za to do spokojnego i w miarę komfortowego podróżowania z rodziną i jej bagażem Santa Fe nadaje się doskonale. Trzeba jednak unikać dróg niższej kategorii, bo zawieszenie okazuje się momentami zbyt twarde, a niski profil opon w testowanym egzemplarzu nie pomaga w tłumieniu poprzecznych nierówności. Dane techniczne podają dokładnie 197 KM przy 3800 obr./min i moment obrotowy 436 Nm między 1800 a 2500 obr./min. Dalsza lektura podaje przyspieszenie od 0 do 100 km/h w zaledwie 10 sekund. Przyznam szczerze, że nie za bardzo to czuć. Ciężki SUV z napędem na cztery koła i automatem gdzieś to wszystko gubi. Choć trzeba mu oddać, że kiedy przychodzi do wyprzedzania, Santa Fe staje na wysokości zadania, a wolniejsze auta już po chwili majaczą niewyraźnie w lusterku. Nie jest więc tak źle, jak się wydaje. To wszystko okupione jest jednak nie najmniejszym spalaniem, jak na diesla. W trasie realnym wynikiem jest 7,5-8 l/100 km, natomiast w mieście 13 l/100 km to standard. Ile to kosztuje? Sporo. Za podstawową wersję z 150-konnym silnikiem 2,0 zapłacimy 130 900 zł. Dopłata do napędu na cztery koła wynosi 8 tys. złotych, a trzeci rząd siedzeń to dodatkowe 5 tys. zł. Testowana przeze mnie wersja Executive z automatyczną skrzynią biegów i lakierem metalik oraz bogatym wyposażeniem to wydatek niemal 200 tys. złotych.