roku podczas 5-dniowego weekendu związanego ze Świętem Zmarłych zginęło w Polsce 99 osób, a 942 zostały ranne. Ale przecież to „tylko” ofiary wypadków drogowych, więc informacje o nich zbywane są wzruszeniem ramion. Śmierć jednego człowieka jest tragedią, miliona – tylko statystyką. Święto bez weekenduW nieoficjalnych rozmowach policjanci obawiają się, że w tym roku świąteczny weekend może być wyjątkowo niebezpieczny. Inaczej niż w ostatnich latach Święto Zmarłych wypada w sobotę, czyli nie ma mowy o przedłużonym weekendzie. Istota tego święta polega na odwiedzaniu grobów bliskich, co wiąże się często z podróżowaniem na dystansach kilkuset kilometrów. Następuje wtedy pospolite ruszenie – kto tylko ma samochód, rusza w drogę. Jeśli święto przypada w przedłużony weekend, ruch rozkłada się na kilka dni. W tym roku takiej możliwości nie będzie. Nawet jeśli kodeks pracy daje możliwość „odebrania” święta przypadającego w sobotę w inny dzień, to nie wszyscy będą mogli wziąć wolne akurat w piątek 31 października lub w poniedziałek 3 listopada. „Nie mam złudzeń. Pomimo że będzie to zwykły weekend, prawie nikt z wyjazdu na groby nie zrezygnuje” – twierdzi Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji. Rekordowo duże natężenie ruchu to główna przyczyna wypadków. Teraz dojdzie do tego jeszcze pośpiech – wielu kierowców zdecyduje się na wyjazd w rodzinne strony od razu w piątek po pracy. Nie dość, że pojadą zmęczeni po całym dniu pracy, to jeszcze całą trasę będą pokonywać już po zapadnięciu zmroku. Dodatkowe zagrożenie – w ostatnią niedzielę przeszliśmy na czas zimowy, przez co ciemniej robi się o godzinę wcześniej niż dotąd. Tam, gdzie na naszych drogach są wąskie gardła (np.: remonty), będą powstawać korki. Przymusowy postój powoduje frustrację kierowców, którzy potem starają się nadrobić stracony czas, jadąc agresywniej. To kolejny powód wypadków. Policja oczywiście będzie temperować te zapędy, wystawiając rekordową liczbę patroli z radarami stacjonarnymi, fotoradarami i wideorejestratorami, ale to nie zapobiegnie wypadkom– co najwyżej podwyższy statystyki łapania „piratów drogowych”. Pogoda nie pomagaNa ostateczny bilans drogowy Święta Zmarłych duży wpływ będzie miała pogoda. Wbrew pozorom policjanci trzymają kciuki za… opady deszczu i niską temperaturę. Brzydka pogoda może zniechęcić do podróżowania część kierowców, a naturalnie jako pierwsi „odpuszczą” ci, którzy za kierownicą czują się najmniej pewnie. Ale padający deszcz ogranicza widoczność zwłaszcza w czasie zmierzchu, co z kolei przekłada się na większą liczbę potrąceń pieszych. Jeśli pogoda będzie „złoto-jesienna”, ruch będzie większy, a kierowcy będą też jeździć szybciej. Statystyki nie kłamią – do największej liczby wypadków dochodzi w słoneczne dni na prostych odcinkach dróg. Właśnie dlatego, że kierujący w takich warunkach nie boją się wcisnąć pedału gazu. Groźni sami dla siebieDoświadczeni kierowcy jako główne zagrożenie na drogach w czasie nadchodzącego weekendu wskażą „niedzielnych kierowców” (patrz ramka). Okazuje się jednak, że w ocenie policjantów ruchu drogowego to nieco pogardliwe określenie obejmuje szerszą grupę kierowców, niż mogłoby się wydawać. „Największym zagrożeniem jest brak praktyki. Dlatego niedzielnymi kierowcami są też osoby, które na co dzień jeżdżą po mieście do pracy na krótkich dystansach, a jedynie raz do roku (np. 1 listopada) ruszają w trasę do innego miasta” – tłumaczy Marek Konkolewski. Jego zdaniem największy problem stanowią jednak osoby najmłodsze, które mają prawo jazdy zaledwie od roku. Wyjazd na groby z rodziną to – mogłoby się wydawać – idealna okazja to zaprezentowania bliskim świeżo nabytych umiejętności. Niestety, zbyt często dla „zielonego” kierowcy jest to zbyt wysoko umieszczona poprzeczka. „W czasie świątecznych wyjazdów auto powinien prowadzić kierowca najbardziej doświadczony, mający największą bieżącą praktykę w prowadzeniu samochodu” – dodaje Marek Konkolewski. Jeśli jedziemy z rodziną, warto działać zespołowo. Pasażer zajmujący prawy fotel powinien współpracować i pomagać kierowcy, być jego pilotem. Taka osoba lepiej widzi prawe pobocze, może obserwować sytuację na drodze, ostrzegać o niebezpieczeństwach, a także czytać mapę lub obsługiwać system nawigacyjny czy radio-odtwarzacz. I jeszcze jedna rada – nawet najbardziej zagorzałym zwolennikom jazdy własnym samochodem polecamy w najbliższy weekend przesiadkę do komunikacji zbiorowej. W czasie akcji „Znicz” prawie nie zdarza się, by na liście zabitych i rannych znaleźli się pasażerowie autobusów, tramwajów czy pociągów. W komunikacji zbiorowej jest nie tylko bezpieczniej, ale też taniej.Niedzielni kierowcyIstnieje spora grupa starszych kierowców, którzy używają samochodu tylko kilka razy w roku i akurat Święto Zmarłych jest jedną z takich specjalnych okazji. Takie osoby nie są przyzwyczajone do dużego natężenia ruchu, a jednocześnie z powodu wieku mają opóźnione reakcje. W najmniej odpowiednim momencie mogą wykonać gwałtowny manewr lub – odwrotnie – nie wykonać go nawet wtedy, gdy jest konieczny. Na szczęście „niedzielnego kierowcę” stosunkowo łatwo rozpoznać – zwykle porusza się powoli, starszym samochodem jeszcze na „czarnych blachach”, ma też zazwyczaj zaparowane od środka szyby. Zaskakujące objazdyW tych dniach nie wolno jeździć „na pamięć!”. Organizacja ruchu w okolicach cmentarzy i na dojazdach do nich często zostaje zmieniona, dlatego trzeba bardzo uważać zarówno na biało-czerwone barierki, jak i na zaskoczonych nimi kierowców. Groźny zmierzchNajgroźniejszą porą jest zmierzch, gdy widoczność jest naprawdę kiepska. Najgorsze są sytuacje, gdy zaczyna wtedy padać deszcz. W takich warunkach bardzo łatwo potrącić ubranego na ciemno pieszego. Trzeba zatem jechać wolniej oraz mieć czyste (także od środka!) i niezaparowane szyby. Mokre liściePo opadach deszczu na jezdni mogą zalegać liście. Wyglądają bardzo ładnie, ale dla kierowcy są naprawdę dużym zagrożeniem – w razie hamowania szosa pokryta mokrymi liśćmi jest tak samo śliska, jak gdyby była oblodzona. W takiej sytuacji ABS może bardzo wydłużyć drogę hamowania!Policyjne kontroleAkcja „Znicz” to mobilizacja policji z udziałem wszystkich dostępnych funkcjonariuszy. Częste kontrole wymierzone są w piratów drogowych, ale istnieje też druga strona medalu – kierowcy, widząc policjanta, odruchowo hamują, gdyż się obawiają radarowego pomiaru prędkości. Nieraz w takiej sytuacji dochodziło do kolizji, gdy drugi kierowca zaskoczony nagłym hamowaniem poprzednika wjeżdżał w tył jego auta.