Niemiecki automobilklub ADAC jako zdeklarowany przeciwnik ograniczeń wychodzi z założenia, że łączne zużycie paliwa przy 130 km/godz. zmniejszyłoby się o mniej więcej jeden procent. Redukcji uległaby jednocześnie emisja dwutlenku węgla do atmosfery - od 0,9 do 2 procent, co w przeliczeniu oznaczałoby około 2,5 miliona ton rocznie. To dużo, mówią zwolennicy ograniczenia. Tyle co kot napłakał, oponują przeciwnicy.

Niezależnie od całego tego zamieszania każdy z nas może sam przeprowadzić mały test. Jeśli kierowca wyciśnie wszystkie rezerwy mocy ze swojego auta, jego pojazd - nawet taki z nowoczesnym silnikiem - zacznie łapczywie spalać od 15 do 35 litrów paliwa. Jak ustaliło niedawno czasopismo motoryzacyjne "Auto-Bild", BMW 535d jadące 250 km na godzinę zużywa trochę ponad 20 litrów ropy. Porsche Cayenne Turbo, numer jeden wśród paliwożerców, wyssał już ponad 66 litrów na 100 kilometrów. Natomiast samochód nawet z całkiem mocnym silnikiem jadący z równomierną prędkością 130 km/godz. zużywa niewiele ponad dziesięć litrów paliwa. Łatwo to prześledzić na komputerze pokładowym pojazdu - albo, rzecz jasna, ocenić po liczbie tankowań na trasie.

Doświadczenia praktyczne znajdują potwierdzenie w fizyce. Otóż moc silnika, niezbędna do utrzymania określonej prędkości pojazdu wbrew oporowi powietrza, jest proporcjonalna do sześcianu prędkości. Na chłopski rozum: jeśli samochód ma jechać 180 zamiast 130 km/godz., będzie potrzebował 2,65-krotności mocy swojego silnika. Gdy ten sam pojazd pokona identyczny odcinek trasy jadąc z różnymi prędkościami, ilość wymaganej energii rośnie proporcjonalnie do kwadratu prędkości. Zatem auto jadące z prędkością 180 kilometrów na godzinę potrzebuje na tej samej trasie niemal dwa razy więcej energii niż poruszające z prędkością 130 km/godz.

Oszczędność czasu przy bardzo szybkiej jeździe jest dość ograniczona. Samochód jadący wolniej na tym samym dystansie potrzebuje 1,38-krotności czasu, w którym inny pędzi z prędkością 180 km. Czy cały ten nakład energii (czytaj: paliwa) jest opłacalny, pozostaje już kwestią do indywidualnego uznania.