Do policjantów z Freyung w Niemczech późnym popołudniem we wtorek (19 września) dotarła nietypowa prośba o pomoc. Polski przewoźnik zgłosił się do niemieckich funkcjonariuszy, bo od kilku godzin nie mógł telefonicznie skontaktować się z pracującym dla niego kierowcą.
Telefon nie działał, ale na szczęście był GPS
Brak możliwości skontaktowania się z kierowcą praktycznie uniemożliwiał odnalezienie mężczyzny. Dużo łatwiej było zlokalizować pojazd, który jechał zaginiony, bo samochód miał monitoring GPS. Przewoźnik przesłał policji współrzędne GPS samochodu, a niemieccy mundurowi natychmiast udali się we wskazane miejsce.
Patrol zauważył poszukiwany niewielki pojazd dostawczy przy wjeździe na drogę B 12 w pobliżu Herzogsreut. Co ciekawe, w samochodzie cały czas pracował silnik. Wyglądało na to, że pilna będzie pomoc medyków, bo znajdujący się w aucie kierowca leżał na fotelu i nie reagował na krzyki funkcjonariuszy.
Pozorna troska przewoźnika — dostawa towaru ważniejsza niż zdrowie
Sytuacja zmieniła się, gdy policjanci otworzyli drzwi. Wtedy mężczyzna ocknął się i... obudził. Jak się później okazało, 30-latek był tak wyczerpany, że zasnął za kierownicą. Później wyjaśnił funkcjonariuszom, że jechał już trzy dni i prawie w ogóle nie miał przerwy.
- Przeczytaj także: Tysiące Polaków dostają listy od UFG. Kary wynoszą nawet 7200 zł
Po dotarciu na najbliższy parking w pobliżu Herzogsreut kierowca dostał kilka godzin niezbędnego odpoczynku. Mimo to nie był zbyt zadowolony, bo przy okazji okazało się, że musi zapłacić trzycyfrową karę, bo nie prowadził ewidencji czasu kierowania pojazdem.
Niemieccy policjanci przyznali, że najwyraźniej szefowi kierowcy bardziej zależało na tym, żeby przewożone mrożonki były dostarczone na czas i przede wszystkim tanio. Gdyby było inaczej, jak zauważyli mundurowi, na całą podróż byłby wysłany również drugi kierowca.