Sytuacja powtarza się cyklicznie, jak powodzie i huragany na świecie. Ale nie jest to wina szejków kontrolujących światowe wydobycie ropy, poziomu cen i opłat eksploatacyjnych. Dzisiaj dochodzą inne czynniki tzw. ryzyka.

Jeszcze pół roku temu te ceny paliw wydawały się wysokie. Dziś kierowcy mogą o nich tylko pomarzyć. OPEC założono w 1960 roku, jej znaczenie wzrosło w okresie kryzysu naftowego w latach 1973-1974. Później kryzys w Zatoce Perskiej i kolejna wojna z Iraku szybko wywindowała cenę bryłki do niebotycznych 100 dolarów za ok. 159 litrów. Dlaczego rosną ceny paliw? Dziś, niestety, cena po raz kolejny poszybowała w wirtualny obszar 130 dolarów, a cena ma jeszcze wzrosnąć. Według bossa Gazpromu aż do 250 dolarów! Czy to możliwe?

Wydaje się, że tak. I to z kilku powodów:

- Świat zużywa ok. 86 mln baryłek dziennie, rosną potrzeby Stanów Zjednoczonych, Chin, Indii i samych eksporterów. Świat nadal uzależniony jest od ropy i to w każdej dziedzinie przemysłu. Rozwijają się nowe technologie, rośnie ruch lotniczy, jeździ coraz więcej samochodów. Nie dziwmy się zatem, że popyt zaczyna przekraczać podaż. A jeśli tak jest podnosi się ceny.

Cofnijmy się wstecz o dwa lata. W lipcu 2005 roku cena galona benzyny kosztowała w USA 2,33 dolara (0,6 centa za litr). Już w lipcu 2007 roku odpowiednio 3,11 dolara i 0,81 centa/litr. Pod koniec maja 2008: ponad 4 dolary/galon tj. ponad 1,05 dolara za litr!

- W porównaniu z Polską, gdzie obowiązują zalecenia unijne (o których nieco później), to i tak mało płacą Amerykanie. Ale trzeba pamiętać, że w Stanach windowanie cen kończy się zwykle klęską administracji Białego Domu. Dziś, za sprawą wojny w Iraku i wysokich cen ropy, notowania George'a W. Busha są najniższe z możliwych. W Polsce balansowanie cenami (czytaj: akcyzą i podatkiem) uchodzi jeszcze "na sucho". Dlaczego? - bo nadal w naszym kraju nie ma zdrowej konkurencji.

- Popyt na energię rośnie szybciej niż wydobycie z dotychczasowych złóż. Dodajmy, że i one powoli wysychają, wielkie koncerny szukają nowych szelfów, ba, już rozgrywa się batalia o złoża na Biegunie Pn.

- W gigantycznym tempie rośnie zużycie ropy w Chinach, Indiach i najbogatszych krajach - eksporterach ropy - jak Arabia Saudyjska, Kuwejt czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Dla przykładu tylko Arabia Saudyjska zużywa dziennie ponad 2,2 mln baryłek ropy, a będzie zużywać jeszcze więcej.

- Większość eksporterów jak Meksyk, Rosja, czy Irak nie inwestowały w modernizacje instalacji i nowe techniki wydobycia ropy naftowej. W przypadku Iranu, który leży na bogatych i energonośnych złożach sprawa jest oczywista. Wojna, a ściślej "sprzymierzeni" w konflikcie założyłi gigantyczny korek na nieeksploatowane jeszcze złoża. W większości innych przypadków, szczególnie Rosji, dostarczanie surowca (i gazu ziemnego) jest czynnikiem gry politycznej. To dobry sposób oddziaływania na niepokornych i krnąbrnych jak Polska, Ukraina czy Litwa.

- Szczyt popytu na ropę naftową jeszcze nie nastąpił a inne, alternatywne źródła energii jak: CNG, biopaliwa, wodór czy ogniwa paliwowe "fuel cell" nie maja jeszcze takiego parcia jak lobby naftowe będące w rękach najbogatszych szejków i oligarchów.

- Giełdowi spekulanci i krezusi finansowi korzystając z niskiego kursu dolara kupują ropę z myślą rychłej sprzedaży po lichwiarskich cenach.

"Rzeczywista cena ropy to 70 dolarów za baryłkę, a reszta to narzut spekulantów. Ten mechanizm działa tak długo, aż pęknie spekulacyjny balon" - powiedział Chakib Khelil, przewodniczący OPEC. Ten zakup kontrolowany to tzw. hedging, czyli zabezpieczenie inwestorów (czytaj: lichwiarzy) na okoliczność tracących wartość lokat dolarowych. "Cena ropy na razie "nie pęka", bo klient może tyle zapłacić" - dodał Khelil

Pewnie znalazłoby się kilka innych przyczyn jak: uzależnienie od jednego eksportera, dywersyfikacja, skubiący pośrednicy, umowy długoterminowe, klęski żywiołowe, budowa gazociągu, etc. My pozostaniemy na już wymienionych.

Czy można zwiększyć wydobycie?

Uważny czytelnik zapyta, czy kraje OPEK mogłyby zwiększyć wydobycie. Naturalnie, ale po co? Eksporterom nie zależy na kryzysie naftowym i załamaniu rynku jak w latach 1973-74. Ich własne potrzeby stale rosną, a eksport ropy jest przecież głównym źródłem dochodu. Problem polega tylko na tym, że bogacą się głównie koronowane głowy (Kuwejt, Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie). Dla przykładu w Iraku, pomimo wojny, cena benzyny utrzymuje się na poziomie 30 groszy za litr; aczkolwiek jest reglamentowana. Ale demokratycznie wybrany rząd, pozostaje pod silnymi wpływami "sprzymierzonych", co niestety, przekłada się na pauperyzację społeczeństwa. Na irackiej ropie zarabia zupełnie kto inny.

Wrócimy jednak do prognoz szefa Gazpromu, który przewiduje cenę baryłki ropy na poziomu 250 dolarów! Teoretycznie jest to możliwe, aczkolwiek ceny można windować tak długo, dopóki klient bęzie płacił. Przekroczenie tej cienkiej linii, to zadzierzgnięcie pętli wokół własnej szyi, zwłaszcza dla tych oligarchów, którzy bogacą się tylko na ropie naftowej.

Co może Unia Europejska

Praktycznie niewiele. Owszem narzuca minimalny kaganiec podatków, aby państwo mogło czerpać zyski z podatników. Dobrze, jeśli część tych kosztów przelewana jest na drogi i autostrady, źle, jeśli kombinuje się jak w Polsce.

Dodajmy, iż w niektórych państwach unijnych wysokość akcyzy w cenie paliwa jest o wiele wyższa od minimalnej (ustawowo 421 euro/1000 litrów), narzuconej przez UE np. w Wielkiej Brytanii 722 euro, w Holandii 677 euro, na Litwie 323 euro, a w Polsce do 2009 roku 302 euro za 1000 litrów.

Przypomnijmy, ze aktem prawnym kompleksowo regulującym stawki akcyzy na paliwa silnikowe i gaz LPG na poziomie UE jest Dyrektywa Rady 2003/96/WE z 27 października 2003 r. Dobra wiadomość z tego to taka, że Polska znajduje się w średnim przedziale opłat; ale jest i zła - w stosunku do naszych zarobków ciągłe jesteśmy ubogimi krewnymi najbogatszych krajów UE.

Prawo Murphiego - obniżenie akcyzy niewiele pomoże

Wszyscy, a przynajmniej zdecydowana większość podatników i kierowców jednocześnie uważa, ze obniżenie podatku akcyzowego przełoży się na niższą cenę pod dystrybutorem. Niestety, w tym wypadku zgadzamy się z ministrem finansów. Nie trzeba być absolwentem Oxfordu by przewidzieć następstwa.

Po pierwsze Unia się na to nie zgodzi (lub w niewielkim stopniu popuści stalowy uścisk). Po drugie, jeśli państwo obniży podatki, to spadną ceny, ale wzrośnie popyt. Tak działa prawo Murphiego, w wyniku kolejnych spekulacji i monopolistycznego dyktatu koncernów (PKN Orlen i LOTOS) ponownie skoczą ceny na stacjach paliw. Przypomnijmy, iż obniżenie akcyzy (o 25 groszy na litrze) przez poprzednią ekipę rządową skutkowało takim właśnie scenariuszem. I tylko dzięki niskiemu kursowi dolara cena benzyny i ON na polskich stacja była relatywnie niska.

Czy to kasandryczna wizja, by cena benzyny poszybowała jeszcze wyżej?

Niestety tak. I mogą przyczynić się do tego zawiłe meandry polityki międzynarodowej. Przypomnijmy, iż nadal tkwimy w obliczu straszaka nuklearnego nad Iranem. Do tego katastroficzne trzęsienie ziemi w Syczuanie, Chiny i Olimpiada w Pekinie 2008 już powodują większy import ropy naftowej. Wreszcie mogą też wystąpić kolejne kataklizmy, jak katastrofalna Katrina, powodujące drastyczne obniżenie produkcji w rafineriach nad Zatoką Meksykańską.

Nie rozwiązany jest także status Iraku, jednego z większych eksporterów ropy naftowej. Irak mógłby eksportować ponad 2,2 mln baryłek dziennie, ale wojna i narzucone limity wydobycia przez Amerykanów zaniżają tą liczbę do zaledwie 1,2 mln baryłek. W tym świetle, do końca roku cena benzyny w Polsce może dobić do 5 zł/litr, a nawet znacząco przekroczyć tą wirtualną granicę.

Kraje OPEC (Organization of the Petroleum Exporting Countries), największy kartel dyktujący ceny ropy naftowej, od wielu lat utrzymuje dyktatorską strategię sprzedaży: dać tyle by importer przeżył, nadmiar jest świadectwem rozpusty. Sytuacja powtarza się cyklicznie, jak powodzie i huragany na świecie. Ale nie jest to wina szejków kontrolujących światowe wydobycie ropy, poziomu cen i opłat eksploatacyjnych. Dzisiaj dochodzą inne czynniki tzw. ryzyka.

Olej napędowy nie będzie już tańszy

Jak dotąd w Polsce ON był tańszy od benzyny. Ale popyt na Diesla w Europie i naszym rodzimym podwórku spowodował odwrócenie przyjętych proporcji krakingu ropy naftowej w polskich rafineriach.

"Dotychczas polskie rafinerie nastawione były na produkcje benzyn, ale rosnący popyt na nowoczesne diesle zmienił te proporcje. Przeorientowanie rafinerii na inny proces technologiczny zwiększający produkcje ON jest czasochłonny i kosztowny. To skutkuje podniesieniem cen oleju napędowego" - powiedział Andrzej Szczęśniak, specjalista rynku paliw.

Ile opłat i podatków mamy w paliwie

Dokonaliśmy prostych obliczeń. Na ich podstawie można dojść do zaskakujących wniosków. Na cenę litra paliwa PB 95 (średnia cena 4,50 zł/litr) składają się niżej wymienione składniki:

1)cena zakupu paliwa w PKN Orlen - 1,61 zł (co stanowi 35,6% ceny litra)

2) marża dystrybucyjna - 0,21 zł (co stanowi 4,6 % ceny litra)

3) opłata paliwowa - 0,09 zł (co stanowi 1,99% ceny litra)

4) akcyza - 1,76 zł (co stanowi 39,28% ceny litra)

5) VAT - 0,84 zł (co stanowi 18,6% ceny litra)

Gdzie idą wpływy ze sprzedaży każdego litra, każdy może sobie odpowiedzieć sam.