Będą one przyciągać niską ceną, niemalże mikroskopijnym spalaniem oraz kosztami eksploatacji na bardzo przyzwoitym poziomie. Niestety w tym przedziale cenowym można zapomnieć o luksusach i przyjemności z jazdy, ale przecież nie o to chodzi. Niektóre koncerny bardzo dobrze przygotowują się do kryzysu, niektóre przyspały trochę szanse na zaakceptowanie swojej obecności na rynku samochodów małych. Chociaż duży udział w segmencie mini mają samochody produkcji japońskiej lub koreańskiej, to producenci z Europy na następne lata przygotowują całkiem ciekawą ofensywę.

Auta z segmentu cenowego do 35 tysięcy złotych są interesującą propozycją. Jednak jak to w praktyce bywa, jeżeli chcemy mieć już względnie wyposażony samochód lub ekologiczną technologię pod maską, cena może powędrować grubo ponad wspomnianą poprzeczkę. Niestety oszczędzanie kosztuje, bowiem rozwój nowych technologii tego typu pochłania budżety niczym studnia bez dna. Próba cięcia kosztów przenosząc produkcję do krajów azjatyckich nie zawsze przynosi zamierzony skutek.

Do 2012 roku Ford zamierza wprowadzić do swojej gamy malutkie auto, które dołączy do Fiesty i Ka. Model A-Max będzie pozycjonowany niżej niż wspomniany model Ka. Małe rozmiary (3,25m długości), duży rozstaw osi i kół pozwolą upchnąć do środka cztery osoby. Jego modularna karoseria będzie wykorzystywana również w nadchodzących modelach. Maksymalizacja miejsca w środku wymagała minimalizacji urządzeń mechanicznych. Inżynierowie opracowują małą skrzynię biegów, przekładnie kierowniczą oraz silnik wraz z mechanizmem różnicowym. W środku fotel przedniego pasażera powędrował w przód, dzięki czemu pasażer siedzący z tyłu będzie miał dużo więcej miejsca. Osprzęt w samochodzie zostanie ukryty pod podłogą i będzie bezobsługowy. Do tego celu tworzone są dwa małe silniczki. Jeden, 3-cylindrowy o pojemności 0,9 litra oraz diesel o pojemności 1,05 litra. W przyszłości pojawi się także wersja elektryczna.

Według podobnej recepty przyrządzany jest Volkswagen UP!, który przykuwał uwagę podczas zeszłorocznych targów we Frankfurcie. 4-osobowy maluch, z 3 cylindrowym silnikiem, którego długość nie będzie przekraczać 3,5 metra. Co więcej auto będzie dostępne w kilku wersjach nadwoziowych: 3- i 5-drzwiowy hatchback oraz minivan. Jego bazowy silnik będzie dysponował mocą 60KM, jednak w planach jest jeszcze wersja doładowana (86KM) oraz 75-konny diesel o pojemności 1,2 litra. Prawdopodobnie w tym modelu pojawi się tzw. "miękki" układ hybrydowy wyposażony w system Start&Stop. O silniku elektrycznym nie ma co na razie nawet marzyć. Znając życie, mini-technologia zostanie wykorzystana także w innych markach grupy Volkswagena, zatem za parę lat można się spodziewać niezłego wysypu małych samochodów. Auto ma być produkowane na skalę masową, natomiast jego cena będzie przekraczać delikatnie 30 tysięcy złotych. Zapowiada się ciekawie.

To nie wszystkie nowości, które europejskie koncerny trzymają w zanadrzu. Także Opel przygotował coś taniego i małego na zastój rynkowy. Auto pojawi się nie wcześniej niż w 2011 roku i będzie kosztować niewiele ponad 30 tysięcy złotych. Tym razem producent pracował nad autem w Korei. Auto będzie bratem bliźniakiem dla Chevroleta Beata, który także trafi do Europy. Wersja "zgermanizowana" będzie dysponować miejscem dla 4 osób. Auto zachowa charakterystyczny design w stosunku do Corsy czy Agili. Na potrzebę tego malucha przygotowywany jest silnik 3-cylindrowy wyposażony w bezpośredni wtrysk i doładowanie. Przy okazji niskiej ceny, utrzyma się także dolny poziom emisji CO2. Nieco później do gamy dołączyć może jeszcze mała hybryda z bezstopniową skrzynią.

Rynek samochodów małych przeżyje w najbliższym czasie europejski szturm. Będzie zatem ostrzejsza konkurencja, co może spowodować spadek cen do jeszcze bardziej przyswajalnych poziomów. To dobra wiadomość, tylko szkoda że na efekt prac przyjdzie poczekać jeszcze przynajmniej 3 lata. Kryzys zbiera żniwa już teraz, a klientom pozostaje azjatycka alternatywa.