Z ustaleń miejscowych policjantów wynika, że nieletni po skończonych zajęciach w szkole postanowił ukraść zaparkowanego pod kościołem malucha. Drzwi samochodu otworzył jednym z trzech posiadanych przez siebie kluczyków i próbował uruchomić auto.

I tu "Maluch" go zaskoczył - okazał sie bowiem mało "gościnny". Silnik zaczął wydawać przeróżne dźwięki, ale w żaden sposób nie dał się uruchomić. Później okazało się, że samochód ma rozładowany akumulator.

Zdenerwowany złodziej wyszedł po paru minutach z "nieposłusznego" auta i starym zwyczajem poszedł na przestanek autobusowy, aby dojechać do domu.

Tu na przeszkodzie stanęli mu policjanci, którzy zabrali go już swoim samochodem i zawieźli prosto na posterunek. Tam młodzieniec przyznał się do wszystkiego.

Wyjaśnił, że skradziony samochód chciał ukryć w stodole, a rodzicom powiedzieć, że to własność kolegi, który mu go użyczył. Najprawdopodobniej zamierzał do tego wszystkiego korzystać z "pożyczonego prawa jazdy" bo jak na razie nie posiada on żadnych uprawnień.

Policjanci w jego sprawie materiały prześlą do sądu rodzinnego i nieletnich.