Auto Świat Wiadomości Aktualności Miejscy rowerzyści. Ile im wolno?

Miejscy rowerzyści. Ile im wolno?

Autor Adam Widomski
Adam Widomski

Na pewno większość kierowców samochodów ma w swoim „dorobku” bliskie spotkanie z rowerzystą. Niekoniecznie bezpośrednie, ale choćby takie, które zakończyło się ostrym hamowaniem i kilkoma nieparlamentarnymi słowami wykrzyczanymi pod adresem posiadacza dwukołowca. Ponieważ wielkimi krokami zbliża się wiosna i rowery powoli wypełzają z piwnic i garaży, warto pochylić się nad tym tematem.

Przejazd dla rowerzystów, fot. Adam Widomski
Autorzy Onet
Przejazd dla rowerzystów, fot. Adam Widomski

Od razu podkreślam, że celem popełnienia niniejszego tekstu nie jest szykanowanie rowerzystów, ani skreślenie ich z listy użytkowników ścieżek, dróg i ulic. Celem popełnienia niniejszego tekstu jest zwrócenie uwagi na pewien problem, który zagraża bezpieczeństwu. Przede wszystkim bezpieczeństwu rowerzystów.

Zgodnie z Prawem o Ruchu Drogowym, kierujący rowerem jest zobowiązany, aby zejść z roweru i przeprowadzić go po przejściu dla pieszych, ponieważ, zgodnie z definicją, takie przejście, zwane „zebrą”, służy po przechodzenia przez nie, a nie do przejeżdżania. Przypominam zatem rozpędzonym kierowcom jednośladów, że za złamanie tego przepisu grozi Wam mandat, a w najgorszym przypadku grzywna nawet do 3 tysięcy złotych. I tyle. Sprawa jest jasna jak słońce.

Ale nie o tym chciałbym przede wszystkim. Przede wszystkim chciałbym o czymś zupełnie innym. Otóż to samo Prawo o Ruchu Drogowym nie nakłada na rowerzystę obowiązku zejścia z roweru, jeśli porusza się po wyznaczonej ścieżce. Oznacza to w skrócie, że jeśli na dwóch kołach poruszamy się po część drogi wyznaczonej dla ruchy rowerowego, przed skrzyżowaniem ani przed przejściem dla pieszych nie musimy zsiadać z roweru i możemy jechać swoim tempem. Oczywiście pod warunkiem, że mamy zielone światło.

I tu pojawia się wspomniany wcześniej problem. Rowerzyści korzystając z owego przepisu nie zwracają absolutnie żadnej uwagi na to, co dzieje się dookoła. Teoretycznie są w podobnej sytuacji jak piesi. Kierowcy, którzy skręcają na zielonej strzałce muszą ocenić sytuację i zdecydować się na jazdę, albo nie. Tyle, że pieszy porusza się z prędkością kilku kilometrów na godzinę i nie wpadnie na pasy znikąd. Rowerzysta pędzi często z prędkością przekraczająca 20 czy 25 kilometrów na godzinę i absolutnie go nie obchodzi, czy prowadzący samochód zdąży go zauważyć. Jakby tego było mało, spora grupa rowerzystów odcina się od otoczenia, wkładając na uszy słuchawki. W lesie albo na polnej ścieżce być może nie ma to żadnego znaczenia. Ale w miejskim zgiełku całkowite odizolowanie się od otaczającego świata jest już objawem skrajnej głupoty. Podobnie, jak wpadnięcie na pasy z prędkością 25 km/h z założeniem, że „mam pierwszeństwo”.

Moim skromnym zdaniem przepis, który pozwala rowerzystom przecinać skrzyżowania bez obowiązku zatrzymania się przed ulicą jest, podobnie, jak jazda ze słuchawkami, totalnie idiotyczny. Wielokrotnie widziałem sytuacje, w których rower nagle pojawia się znikąd, szczególnie w miejscach o ograniczonej widoczności. I zawsze, albo prawie zawsze, kończy się to tak samo. Hamulec do podłogi, pisk opon, pukanie się w czoło i środkowy palec w górze. Być może warto byłoby zastanowić się nad rozwiązaniem tego problemu, bo w końcu chodzi tu wyłącznie o ludzkie życie i bezpieczeństwo. Żadna to pociecha mieć wygrawerowane na nagrobku „zginął, choć miał pierwszeństwo”.

Sprawa paląca, tym bardziej, że:

https://wiadomosci.onet.pl/warszawa/25-tysiecy-wypozyczen-miejskich-rowerow-w-osiem-dni/3xrgej

Autor Adam Widomski
Adam Widomski
Powiązane tematy:
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków