- W Hardingstone spłonął samochód Alfreda Rousego i wszyscy sądzili, że zginął w nim właściciel auta
- Wkrótce na policję zgłosiła się kochanka Rousego i powiedziała, że był u niej już po wypadku. Wtedy zorganizowano obławę
- Rouse okazał się "mordercą z płonącego samochodu". Weteran wojenny, który rozkochiwał w sobie kolejne kobiety, chciał uciec przed płaceniem alimentów i sfingował swoją śmierć
Był 5 listopada 1930 r., dzień Guya Fawkesa, czyli rocznica wykrycia tzw. spisku prochowego. Dwóch młodych mężczyzn do Hardingstone wracało z potańcówki. Wtedy dostrzegli płonący samochód. Na początku myśleli, że ktoś wciąż świętuje — tego dnia rozpala się ogniska i pali kukły.
Nagle jednak, jak opisują twórcy podcastu RMF FM "Sceny zbrodni", minął ich elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku i powiedział: "Ktoś tam na górze rozpala ognisko".
Miał ponad 80 kochanek. Znalazł rozwiązanie problemów
Wiele wskazywało na to, że w samochodzie zginął właściciel auta Alfred Rouse — 36-letni weteran wojenny i komiwojażer. W końcu na policję zgłosiła się kochanka mężczyzny Phyllis Jenkins i powiedziała, że Alfred Rouse odwiedził ją 6 listopada i że jest z nim w ciąży. Kiedy spytała go o samochód, powiedział, że został skradziony.
Wkrótce okazało się, że przewód transportujący paliwo z baku do gaźnika został celowo poluzowany, a na szyi zmarłego były ślady duszenia. Ustalono też, że ofiara jeszcze żyła, gdy wybuchł pożar. To dało śledczym do myślenia.
- Usunął fotel i klamki, żeby łatwiej mordować. Kto wsiadł do garbusa Teda Bundy'ego trafiał do piekła
Na dworcu w Londynie zorganizowano obławę na Alfreda Rousego, który jak się okazało, miał wiele problemów. W czasie I wojny światowej został ranny po tym, jak wybuchł obok niego pocisk artyleryjski, po powrocie z frontu musiał przejść wiele operacji, autorzy "Scen zbrodni" mówią też o objawach stresu pourazowego.
Rouse jako komiwojażer dużo podróżował i dużo romansował. Rozkochiwał w sobie kolejne kobiety, zapewniał, że jest samotnym milionerem. Do 1930 r. miał ponad 80 kobiet. Miało to swoje konsekwencje w postaci licznych spraw alimentacyjnych.
Problemy się piętrzyły i w końcu Rouse znalazł rozwiązanie. Zeznał jednak, że zabrał ze sobą pijanego autostopowicza. Poprosił go, by napełnił bak paliwem z kanistra, iskra z cygara miała doprowadzić do wybuchu pożaru.
Napisał do gazety. "Chciałam zacząć życie od nowa"
Prokuratura odkryła, że chciał sfingować swoją śmierć i uciec od płacenia alimentów. Dodatkowo przed zabójstwem wykupił polisę ubezpieczeniową. Został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Przed egzekucją "morderca z płonącego samochodu" napisał do "Daily Sketch", gdzie przyznał się do winy.
"Nellie Tucker spodziewała się kolejnego dziecka [a] ja spodziewałam się usłyszeć podobne wieści od [Phyllis] Jenkins. Były inne trudności i miałam dość. Chciałam zacząć życie od nowa" — wyznał. Ogłuszył poznaną wcześniej w barze ofiarę młotkiem, polał benzyną i podpalił. Wybrał 5 listopada, wiedząc, że wtedy płomienie na nikim nie zrobią wrażenia. 10 marca 1931 r. wykonano wyrok śmierci. Do dzisiaj nie zidentyfikowano ofiary pożaru