• Dodatkowego badania technicznego po przekroczeniu przebiegu 160 tys. km nie będzie. Ministerstwo niechętnie podchodzi do tego pomysłu, żeby nie irytować kierowców
  • Takiej odpowiedzi na interpelację nie spodziewali się pomysłodawcy. Polska nie jest gotowa, aby rzetelnie sprawdzać czystość spalin w używanych autach
  • Sposobem na ekologię mają być strefy czystego transportu i pomoce finansowe na zakup samochodów, które są eko
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Choć Unia Europejska ma przepisy, które pozwalają państwom członkowskim zmuszać właścicieli samochodów do wykonywania dodatkowych badań technicznych po przekroczeniu przebiegu 160 tys. km, to Polska nie zdecyduje się na taki krok. Ze względów politycznych, jak i technicznych rząd nie ma zamiaru robić pod górkę obywatelom.

Rząd nie chce denerwować obywateli

Portfele Polaków już muszą się mierzyć z wszechobecnymi podwyżkami, a w przypadku kierowców jest to drogie paliwo i bardzo drogie mandaty. Dodatkowe badanie techniczne automatycznie wiązałoby się nie tylko z kolejnymi kosztami, ale też stratą czasu.

W odpowiedzi do interpelacji można przeczytać, że "Zaproponowanie przepisu będzie wzbudzało wiele wątpliwości w związku z obowiązkiem przeprowadzania w okresie jednego roku dwóch badań technicznych pojazdów, tj. okresowego, a także obowiązkowego, dodatkowego. Dyskryminacja lub bardziej napiętnowanie pojazdów z uwagi na wiek/przebieg może wydawać się zupełnie nietrafione i pozbawione merytorycznej argumentacji" odpowiedział Rafał Weber, sekretarz stanu Ministerstwa Infrastruktury.

Trzeba też zauważyć, że samochody z przebiegiem 160 tys. km mogą być stosunkowo młode. Pojazdy firmowe bez problemu osiągają taki wynik w trzy lata. Po drugiej stronie barykady są auta, które nawet mimo 20 lat na karku jeszcze nie osiągnęły takiego przebiegu, zatem uzależnienie dodatkowego badania od przebiegu nie musi być do końca trafne.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Wycinanie DPF? To nie nasza sprawa!

Ministerstwo Infrastruktury odniosło się również do karania za usuwanie elementów odpowiedzialnych za ograniczenie emisji substancji szkodliwych. Chodzi tu oczywiście w głównej mierze o filtry cząstek stałych i plagę ich wycinania. Rafał Weber odpowiedział, że karanie takich działań wykracza poza kompetencje Ministerstwa Infrastruktury, można więc prawie na pewno zapomnieć, że pojawią się kary za wycinanie filtrów. Takim tematem musiałoby się zająć Ministerstwo Sprawiedliwości.

Stacje kontroli nie są przygotowane technicznie do kontrolowania spalin

W odpowiedzi do interpelacji jest wprost napisane, że stacje kontroli pojazdów nie posiadają narzędzi do dokładnego badania zanieczyszczeń w samochodach, ponieważ, aby takie badanie było miarodajne trzeba to robić na hamowni, która obciąża cały układ napędowy. Takiego wyposażenia nie ma i być nie musi zgodnie z unijnymi zapisami. Teraz, jeśli w ogóle sprawdza się zawartość spalin, to robi się to na biegu jałowym, a takie badanie nie jest miarodajne.

Jak rząd chce walczyć z zanieczyszczeniem środowiska?

Jedyną zmianą, jaka ma nastąpić, jest nowelizacja przepisów o badaniach technicznych pojazdów. Wtedy ma się pojawić obowiązek robienia zdjęć aut na przeglądzie, wyższe ceny za badanie, a także obowiązek wykonywania dodatkowych szkoleń okresowych przez diagnostów. O tych zmianach mówi się sporo i są one wyczekiwane przez diagnostów, jednak jak do tej pory na zapowiedziach się skończyło.

Sposobem walki stricte z zanieczyszczeniami mają być strefy czystego transportu w miastach. Po znowelizowaniu Ustawy o elektromobilności samorządy mogą same ustalać zakres i zasady panujące w takich strefach. Jak już jednak zauważyliśmy, takie strefy wcale nie muszą przynieść korzyści dla środowiska.

Dodatkową walką z trującymi autami ma być “rozwijanie systemu instrumentów o charakterze finansowym stymulujących zakup, posiadanie i użytkowanie pojazdów charakteryzujących się mniejszą presją na środowisko naturalne” - czytamy w odpowiedzi na interpelację. Zapewne chodzi tu o dodatki do zakupu samochodów elektrycznych. Cóż, dotychczasowe dofinansowania pokazują, że jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie, zanim Polacy zaczną jeździć ekologicznie. W takim tempie to raczej sam Kowalski przesiądzie się na bardziej ekologiczne auto, bo dotychczasowe się zestarzeje, niż rząd wpłynie jakkolwiek na taką decyzję.