W mediach pojawiła się historia kierowcy, który otrzymał mandat za przekroczenie prędkości, z podaniem daty, miejsca oraz numeru fotografii. Kara wystawiona została na podstawie zdjęcia wykonanego przez fotoradar ITD, jednak samej fotografii kierowca nie otrzymał.

W zamian pojawiło się wezwanie do ujawnienia w ciągu siedmiu dni osoby, która w danym czasie prowadziła samochód. W przeciwnym razie właściciel auta musiałby się stawić osobiście w Warszawie, w siedzibie ITD.

Sam zainteresowany twierdzi, że bez zdjęcia nie jest w stanie wskazać czy za kierownicą siedział on, czy kto inny, a 300-kilometrowa podróż do stolicy jest dla niego uciążliwa. ITD odmówiła jednak okazania fotografii, powołując się na obowiązujące prawo, które wynika z nowelizacji rozporządzenia prezesa rady ministrów dotyczącej karania kierowców.

Potwierdzają to prawnik oraz rzecznik GITD, cytowani przez serwis tvn24.pl.

Z kolei już na początku roku media pisały na temat zmian w przepisach, które nie pozwalają na wysyłanie zainteresowanym kierowcom zdjęć z udokumentowanym wykroczeniem.

Jak podawał serwis rmf24.pl, minister transportu tłumaczył zmiany tym, że kierowcy zobaczą fotografię dopiero w sądzie, bo w przeciwnym razie, po otrzymaniu zdjęcia, mogliby kłamać, by uniknąć kary. Chodzi na przykład o sytuację, kiedy zdjęcie jest niewyraźne i nie widać dokładnie twarzy kierowcy.

Jednocześnie, jak czytamy w serwisie rmf24.pl, ministerstwo nie wyjaśniło, dlaczego jeszcze do niedawna fotografie były do kierowców wysyłane, ale może to mieć związek z zapisem w budżecie państwa, dotyczącym 1,2 mld zł przychodów z tytułu mandatów drogowych. To od tego czasu, zdaniem rmf24.pl, przepisy są częściej interpretowane na niekorzyść kierowców.

Przypomnijmy, że jak pisała "Rzeczpospolita", w planach było wprowadzenie nowych przepisów, które ukróciłyby sytuacje, w których kierowcy próbują uniknąć mandatu na podstawie niewyraźnego zdjęcia z fotoradaru, zrzucając winę na kogoś innego lub tłumacząc, że nie pamiętają kto prowadził samochód.

W myśl proponowanych zmian kierowca miałby trzy tygodnie na wskazanie sprawcy wykroczenia. Jeżeli zdążyłby w tym czasie, otrzymałby jedynie mandat i punkty karne. W przeciwnym razie miałby jeszcze do tego dopłacić karę administracyjną w wysokości połowy przyznanego mandatu.

Jedno jest pewne. Walka o zawartość kieszeni kierowców zaostrza się, a wpisywane w plany budżetu państwa gigantyczne kwoty z tytułu mandatów drogowych wymuszają kolejne rozwiązania poprawiające egzekwowanie pieniędzy od kierowców.

Policjanci zmuszani do wystawiania mandatów: