• Nie każdy samochód można po prostu kupić. Coraz częściej warunkiem przystąpienia do umowy jest skorzystanie z dodatkowych usług. Tak – w Polsce!
  • Niektórzy importerzy zezwalają dilerom na oferowanie samochodów tylko wraz z finansowaniem. Możesz auto wynająć albo kupić na kredyt — zwykły przelew nie jest akceptowany
  • W ten sposób rzeczywista cena samochodu może wzrosnąć od kilkunastu do kilkudziesięciu proc.

Pierwszy raz zetknąłem się z tym zjawiskiem już parę miesięcy temu, pytając w jednym z salonów Toyoty o możliwość kupna nowej hybrydowej Corolli. Okazało się, że modelu, o który pytam, właściwie nie ma, nie można go nawet zamówić "na za rok", chociaż... okazjonalnie trafiają do oferty pojedyncze egzemplarze. "Niestety, nie możemy sprzedawać tych samochodów" – poinformował mnie doradca. "Ale możemy je wynająć np. na dwa-trzy lata". I co – dopytuję – po tym czasie nie można tego samochodu wykupić, żeby stać się właścicielem? "Można – uspokoił mnie handlowiec – oczywiście, że można. Tylko w sumie wyjdzie drożej niż w cenniku". O ile drożej? "Może się zmieścimy w kosztach finansowania rzędu 20 proc." – kusił. Po naszemu: cena z cennika plus 20 proc. po dobrej znajomości. Wyszłoby jakieś 150-160 tys. zł za samochód kompaktowy. Auto bardzo fajne i oszczędne, ale wcale nie w najwyższej wersji, za to jakie drogie!

Drogie – to zresztą pojęcie względne. Dziś stopy procentowe są wyższe, a więc i suma kosztów raczej wykroczy poza wspomniane 20 proc.

Tamto zdarzenie wydało mi się odosobnionym przypadkiem nie tylko w branży motoryzacyjnej, lecz także w obrębie marki: brakuje konkretnego modelu, są ograniczenia, to trzeba zrozumieć. Tymczasem coraz częściej pojawiają się doniesienia, że to "taka nowa normalność". Nie szukajcie jednak informacji o tego typu praktykach umieszczanych w oficjalnym cenniku. O ofercie "nie do odrzucenia" dowiecie się, rozmawiając o konkretnym aucie.

Oto kolega wymarzył sobie elektryczne Volvo, które – jak wstępnie się dowiedział – może być dostarczone w ciągu sześciu miesięcy. Na tle sytuacji rynkowej to świetna wiadomość. Od słowa do słowa okazało się, że będzie nie w ciągu 6 miesięcy tylko w przyszłym roku i można je kupić, ale nie za gotówkę. Kolega nie zrozumiał: Jasne, że nie przyniosę pieniędzy w torbie, zrobię przelew! "Nie o to chodzi – usłużnie objaśnił sprzedawca – auto można kupić pod warunkiem wyboru jakiejkolwiek oferowanej przez dilera formy finansowania". Po naszemu: możesz mieć ten samochód na kredyt, w leasingu, w wynajmie długoterminowym, ale nie możesz go po prostu kupić. Jeśli koniecznie chcesz, możesz wziąć kredyt i od razu go spłacić. Chodzi o to, że musisz oprócz ceny, jaką widzisz w cenniku, opłacił prowizje, odsetki, ubezpieczenie. Twoje auto jest droższe niż to, co stoi w cenniku!

To, jak się zdaje, coraz częściej stosowany przez różnych dystrybutorów trik, który potwierdza, że rynek motoryzacyjny ogarnięty jest nie tylko przez kryzys, ale i przez narastającą patologię. Jest samochód, jest cennik, masz pieniądze, ale musisz wziąć kredyt albo skorzystać z wynajmu, który na tle kredytu (wysokie stopy procentowe!) może wydawać się opcją całkiem atrakcyjną. Diler natomiast zarobi na jednym aucie kilka razy: spienięży nowy samochód, weźmie prowizję od firmy, która finansuje wynajem, pobierze prowizję od ubezpieczyciela, a potem to samo, odzyskane po wynajmie auto, sprzeda jeszcze raz. A przecież wiadomo, że najwięcej zarabia się na sprzedaży używanych…