Nasza trasa przez zachodnie Chiny wiodła przez górską drogę (przypominającą naszą zakopiankę) i przez płatne autostrady i rozwinięcie prędkości 120 km/h nie nastręcza żadnych trudności. Jednak nie zawsze tak było. Dawniejsze podróże wyglądały zupełnie inaczej. W przypadku krajów europejskich, miejscowości były w odległościach, umożliwiających szybkie połączenie konne (stąd podobne odległości Legnica-Wrocław-Opole-Katowice-Kraków-Tarnów-Rzeszów-Przemyśl). Gorzej gdy ktoś jechał przez lasy, bezkresne stepy, czy pustynie. Patrząc na niekorzystny pejzaż obok naszej trasy, na którym widzimy tylko suche pustkowia, lub skaliste góry nie sposób nie pomyśleć o karawanach które poruszały się dawniej. Wówczas wyprawa nie była "wycieczką" w jakiej bierzemy obecnie udział.

Aby zrozumieć jakim wymaganiom musiała sprostać administracja i planowanie ekspedycji, warto przytoczyć obliczenia zrobione przez historyka Donalda Engelsa, dotyczące organizacji wyprawy Aleksandra Macedońskiego.

Szacując liczebność wojska na ok. 48 000 żołnierzy i przyjmując, iż na trzech zbrojnych przypadał jeden sługa, otrzymujemy liczbę 64 000 ludzi. Przeciętna racja żywnościowa wynosiła ok. 1,4 kg zboża plus dwa litry wody na osobę, co daje łącznie ok. 90 000 kg ziarna i 130 000 litrów wody. Do transportu takich ilości potrzeba było 1100 koni, a kolejne 1300 koni dźwigało namioty, derki, narzędzia i sprzęty. Gdy dodamy 6100 wierzchowców jazdy, można przyjąć że z wojskiem Aleksandra podążało 8500 zwierząt. Ocenia się, że dzienne zapotrzebowanie na pokarm wynosiło dla nich 4,5 kg ziarna i 32 litry wody. Tym samym zwierzętom należało dostarczyć  38 250 kg ziarna i 272 000 litrów wody. Sumując te liczby otrzymamy 400 000 litrów wody i 130 000 kg ziarna, jakie codziennie musiało otrzymać maszerujące wojsko. Są to ilości których z pewnością nie udało się zdobyć plądrując napotkane po drodze małe osady.

Wynika stąd, że armia miała doskonale zaplanowaną trasę przemarszu i z góry ustalone miejsca obozowiska.

Zastanawiające czy w dobie telefonów komórkowych i komputerów, udałoby się  zaplanować taką wyprawę. Wydaje się to wątpliwe, gdy patrzymy jak "zaplanowane" inwestycje drogowe w naszych miastach, ciągną się latami i do dziś jeździmy po prowizorycznych (podobno prowizorka jest najtrwalsza) drogach, skrzyżowaniach, czy rondach.

Wytłumaczenie tego faktu jest tylko jedno: gdy były gorsze warunki drogowe, ludzie korzystający z połączeń, bardziej wysilali swoją inteligencję.

Nie psioczmy zatem na rozkopane ulice i skrzyżowania. Ich fatalny stan zmusza do myślenia. Zaś w dobie gdy matura jest nagrodą nie za wiedzę, a za fakt uczestnictwa w egzaminie, dobrze że jest ktoś, zmuszający do myślenia. Tyle tylko, że przy nadmiarze objazdów i robót drogowych, głowa myślących jak dojechać do celu, może rozboleć.

W dniu dzisiejszym średnia prędkość pokonania trasy wyniosła 79km/h, a zużycie paliwa 6,9 l/100 km. Niestety byli tacy, których samochód zużył mniej…