Umęczone upałem Pajęczno (woj. łódzkie) powoli szykowało się do snu, gdy nagle powiatowym miasteczkiem wstrząsnęło. I to dosłownie, bo przed godz. 22 dyżurny miejscowej policji otrzymał zgłoszenie, że uliczkami miasteczka porusza się... czołg. I to nie byle jaki czołg, bo T55.
Policjanci pojechali na miejsce zgłoszenia i na ul. Mickiewicza zastali zaparkowany czołg, a obok niego stojącego na jezdni mężczyznę. Ten jednak zeznał, że maszyny nie prowadził, a podróżował jedynie w roli pasażera. Po krótkich poszukiwaniach udało się zatrzymać 49-letniego właściciela czołgu i to on podejrzewany jest o spowodowanie całego zamieszania. Pomiar trzeźwości wykazał co prawda jeden promil alkoholu w organizmie, ale – jak widać – zaprawionemu w bojach czołgiście nie przeszkodziło to w opanowaniu ciężkiego i niewymiarowego pojazdu.
Laweta się popsuła? To nie problem!
Jak się szybko okazało, czołg był transportowany lawetą, jednak ta uległa awarii. Czołg trzeba było z niej zdjąć i... tak urodził się pomysł pohasania nim po ulicach Pajęczna. W całej tej tragikomicznej sytuacji dobre jest to, że obeszło się bez strat w ludziach i mieniu. Czołg trafił na policyjny parking, co jasne, na koszt właściciela.
Temu ostatniemu postawiono zarzuty prowadzenia w stanie nietrzeźwości (grozi do 2 lat więzienia) i sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym (do 8 lat). Gdy właściciel czołgu wytrzeźwieje, zostanie przesłuchany. Wytłumaczy przy okazji, dlaczego wyjechał na ulicę maszyną, do prowadzenia której nie miał uprawnień. Na domiar złego, czołg nie był ubezpieczony.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo