Zryw Polaków, którzy niemal natychmiast po napaści Rosji na Ukrainę zdecydowali się na pomoc uciekającym przed wojną Ukraińcom, jest godna podziwu. Wielu naszych rodaków bezinteresownie zdecydowało się na wyjazd na polsko-ukraińską granicę, aby pomagać sąsiadom ze wschodu w bezpiecznej ucieczce z zagrożonego rejonu. Teraz, jak informuje "Rzeczpospolita", kierowcy, zarówno prywatni, jak i pracownicy firm transportowych skierowanych w ten rejon, chcieliby uzyskać od polskich władz wsparcie. A to miałoby polegać na rezygnacji z wystawiania mandatów za przekraczanie prędkości podczas transportowania uciekających.

Wypowiadający się dla "Rz" właściciele firm wskazywali, że nie liczą na przymykanie oczu na ewidentne szaleństwo na drogach, ale chcieliby móc szybciej jeździć, aby przewieźć większą liczbę potrzebujących. A w tym przypadku przepisy ruchu drogowego, a raczej wysokie mandaty grożące za ich ignorowanie, mają uniemożliwiać sprawny (czyt.: szybki) przejazd. Zdaniem rozmówców brak zagrożenia mandatem pozwoliłby na zrealizowanie większej liczby kursów w tę i z powrotem.

Do postulatów kierowców działających przy granicy polsko-ukraińskiej odniósł się już Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji (KGP). W rozmowie z "Rz" rzecznik KGP stwierdził, że przekraczanie dopuszczalnej prędkości należy do najczęstszych przyczyn wypadków drogowych i nie wyobraża sobie zmiany w tej kwestii. Dlatego też, jak dodał, mimo trudnego czasu policjanci nie zrezygnują z pilnowania przestrzegania przepisów ruchu drogowego przez kierowców. Jednocześnie rzecznik wskazał, że inaczej wygląda sprawa postoju w miejscach objętych zakazem czy też wjazd "pod prąd" w uliczkę znajdującą się na przygranicznym terenie.