Mimo, iż nie obyło się bez problemów, Przygoński wygrał trzeci etap rajdu i w klasyfikacji generalnej jest tuż za Comą, tracąc do niego trzy i pół minuty. Motocyklista Orlen Team nie ukrywa, ze trudno było dziś o szybką jazdę.

-Na pierwszej części odcinka miałem problem z krzywą felgą, przez którą bardzo biła mi kierownica. Dalej było już dobrze, udało mi się nie zabłądzić w miejscu, w którym zgubił się Coma i dzięki temu go wyprzedziłem. Później zepsuł mi się roadbook, więc musiałem puścić Marca przodem, żeby nawigował, bo nie wiedziałem, gdzie jechać. Następnie zaczęła się długa pustynna prosta. Tam Marc miał jakiś problem z motocyklem i puścił mnie przodem. Jechałem jako pierwszy otwierając trasę, co nie było proste, bo widoczność była bardzo słaba. Jechaliśmy jak przez mgłę po pagórkowatej pustyni, tak ukształtowanej, że ciężko było powiedzieć czy jedziemy w górę, czy w dół. Trudno było o szybką jazdę – podsumowuje Przygoński.

Czwarte miejsce zajął Jacek Czachor, który tą samą lokatę zajmuje w klasyfikacji generalnej.

- Trasa na początku była piaszczysta, bardzo szybka, później wjechaliśmy na trudny, nierówny odcinek. Piasek i ciężkie, jakby księżycowe skałki. Łatwo było się zgubić. Drugi odcinek zaczął się bardzo dużymi skokami na twardej, zepsutej drodze. Następne 100 km jechaliśmy na kompas po piasku w bardzo złej widoczności, więc jechaliśmy 110-120 km/h i tak było niebezpiecznie. Cały odcinek przejechałem dobrze. Jestem zadowolony z jazdy, bo dogoniłem Zanottiego jadącego mniejszą czterysta pięćdziesiątką – powiedział Czachor.

Gorszy czas miał Marek Dąbrowski, który źle się dziś czuł, ale i on zapowiada walkę na najwyższych obrotach w kolejnych dniach rajdu.

- Dziś od rana źle się czułem. Na 140 kilometrze przewróciłem motocykl i kompletnie mnie to wybiło z rytmu. Od tamtego momentu chciałem tylko dojechać do mety. Liczę, że jutro będę się czuł lepiej niż dzisiaj i tempo wróci – zapowiada Dąbrowski.

Jutro motocyklistów Orlen Team czeka kolejny, tym razem 434-kilometrowy odcinek poprzedzony zaledwie półtorakilometrową dojazdówką.

- Odcinki są dosyć długie. Rajd jest naprawdę trudny, szybki, bardzo niebezpieczny. Tego się można było spodziewać. Myślę, że tak będzie do końca – ocenia Jacek Czachor.